Na początek oczywista oczywistość. Matka kocha swoje dziecko, Syna konkretnie. Matka kocha Syna takim jakim jest. Przyjęła do wiadomości fakt, że jest człowiekiem niebanalnym, niepospolitym, niezwyczajnym, a wręcz nadzwyczajnym. To prawda obiektywna, bo przecież nie tylko Matka tak sądzi. Ojciec też. I Matka Matki i Matka Ojca i Brat Ojca... właściwie to nikt nigdy Matce prosto w oczy nie powiedział, że tak nie jest, więc na pewno jest.
Matka kocha Syna z wszystkimi jego małymi dziwactwami i pomimo nich.
Nie wszystkie rozumie, ale akceptuje.
A swoje osobliwe upodobania przejawia Syn niemal w każdym aspekcie swego w świecie funkcjonowania. Dziś będzie o kulinariach.
Taki na przykład koncentrat pomidorowy. Tudzież przecier. Podobno dzieci lubią ketchup. Pierworodny też lubi. Ale przecier pomidorowy uwielbia. Jada łyżkami. Jadałby codziennie pełen słoiczek niczym jogurt, gdyby mu go nie wydzielano w ramach zdrowego rozsądku. Doszło do tego, że dostawał Syn łyżeczkę koncentratu w nagrodę za pomyślnie przyjęcie porcji lekarstw. Dziwne? Będzie dziwniej.
Przyzwyczaiła się Matka do zaskakujących połączeń smakowych, w obrębie których Pierworodny często eksperymentuje. Przyzwyczaiła się i tłumaczy sobie, że taki wiek, że wszystkie dzieci tak mają. Niekiedy z ciekawością, innym razem z obrzydzeniem obserwuje Matka to, co Syn wyprawia na talerzu... Ogórki z dżemem, dżem z pasztetem, buraczki pasujące do wszystkiego, żelki z ogórkiem, słodkie, słone i kiszone razem, a wszystko utaplane w soku jabłkowym...? Normalka. Do tego syf i pożoga. Ale wyrośnie, co?
Inna kwestia. Napoje. Pierworodny pija tylko soki i wodę. Nic innego. Nic, co jest ciepłe. Odkąd nie jest karmiony piersią, nigdy nie wypił mleka. To dziecko pluje nawet kakaem! Nie pija też herbat ani kawy zbożowej. Ale przecież wyrośnie i z tego. Chyba wyrośnie. Wyrośnie? Co?
Inaczej sprawa się ma z ogórkami. Do tej pory ani amerykańskim naukowcom, ani Matce, ani Ojcu nie udało się ustalić po jakiej ilości ogórków Pierworodny będzie miał ich wreszcie dość. Pierworodny jada ogórki odkąd wszyscy pamiętają. Świeże. Pokrojone, w słupki, talarki, w całości. Kiszone, konserwowe, w tostach, na kanapce, do obiadu, do kolacji, na deser... Zaproponuj Pierworodnemu jednego małosolnego i całą tabliczkę czekolady. Matka da sobie odciąć... yyy... internet na tydzień(?), jeżeli Syn nie wybierze ogórka.
A skoro już o czekoladzie była mowa... Otóż - UWAGA! TO MOŻE WAMI WSTRZĄSNĄĆ! - ZDANIE TYLKO DLA OSÓB O MOCNYCH NERWACH! - otóż...
Syn Pierworodny nie lubi czekolady.
To było mocne, nie? Jak w mordę strzelił, co? Ale żeby złagodzić teraz emocje, które Wami targają, Matka uściśli. Pierworodny nie lubi czekolady, nie licząc Czekolady Kinder. Tę jedną ubóstwia i kocha miłością najszczerszą. Innych nie ruszy.
Ale powiedzcie, czy znacie dziecko, które dostaje cały pasek Kinder Czekolady, odwija go z papierka, odłamuje sobie 2 (słownie: dwie) kosteczki, a resztę każe schować z powrotem do lodówki? Ha! A Pierworodnemu się zdarzyło.
Wyobrażacie to sobie? Bo nawet Matce, która widziała wszystko na własne oczy, jest ciężko. Wiecie ile to jest 2 (słownie: dwie) kosteczki Kinder Czekolady? Wiecie jakie te kosteczki są małe? Wiecie jak to jest mało, nawet kiedy jest ich 2 (słownie: dwie)? (Producencie, dlaczego te kosteczki są takie małe? Aaa, no tak, bo dla dzieci przecież). Dla dorosłego takie dwie kosteczki wystarczają akurat na tyle, by unurać w nich koniuszek języka i liczyć na to, że jak się dobrze w paszczy zamerda, to się trafi na odpowiedni kubek smakowy żeby poczuć. A Pierworodnemu czasem i jedna kostka starcza.
Na widok zamkniętego opakowania budyniu czekoladowego Syn woła BLE! (To jedyne słowo, którego nauczył się przez 3 i pół miesiąca uczęszczania do prywatnego przedszkola.). Za to budyń waniliowy zjada niemal z miseczką. Zjada porcję swoją i Ojca. I chętnie wciąłby też i Matki, gdyby jej nie broniła siłom i godnościom osobistom.
Ze słodyczy ostatnio Syn najbardziej lubi suszone jabłka. Tak, Matka też nie rozumie. A Matka Matki nie nadąża z tych jabłek produkcją.
Żeby nie było, że dziecko jakoś nienormalnie czy hipstersko chowane. Z normalnych, niemoralnych, niezdrowych, fruktozowo-glukozowych, całkowicie konserwowanych, fest barwionych i absolutnie nie hipsterskich przysmaków Pierworodny nad wyraz ceni żelki. Matka żelki kupuje, jednocześnie po tym poznając jak bardzo się starzeje - z wiekiem czuje coraz większą do żelków niechęć i już nawet nie podbiera, gdy Syn nie widzi.
Ale też na głowę jeszcze Matka i Ojciec nie upadli, żeby narzekać na to, że Syn nie lubi czekolady. Więcej dla nich. Z czego zdecydowanie więcej dla Matki. W dodatku można bezkarnie, wręcz bezczelnie, jadać nieprzyzwoite ilości czekolady na oczach dziecka, które w tym czasie delektuje się jakimś tam domowej roboty eko-chipsem z niepryskanych jabłek od polskich sadowników. A przedszkolną paczkę od Mikołaja sam z siebie podzielił Syn na cztery części i trzy rozdał między Ojca, Matkę i Matkę Matki #wzruszającachwila
Wszystko fajnie, ale jednak Matka nie wie, jak by na tę niechęć do czekolady zareagowała, gdyby nie chodziło o jej własne potomstwo. I żywi nadzieję, że Pierworodnemu to jednak przejdzie. Że wyrośnie.
Bo jak nie... strach pomyśleć. Jak żyć?
Dotychczasowe zasady, którymi kierowała się w życiu Matka legną w gruzach.
Jedna z podstawowych prawd życiowych to:
Nie ufaj ludziom, którzy nie lubią czekolady!
Matka nigdy nie sądziła, że coś takiego może dopaść jej rodzinę. Że jej dziecko mogłoby... To przecież straszne, tak ciężkie do zrozumienia...
No, ale nic, w razie czego będzie kochała jak swoje.
Choć po tym, co wydarzyło się kilka dni temu, zastanawia się Matka, czy nie przeprowadzić badań genetycznych. Zwątpiła bowiem, czy aby na pewno dostatecznie dobrze pilnowała po porodzie, by nikt jej dziecka w szpitalu nie podmienił.
Coś jakby się w Matce załamało, jakby nadzieję straciła. Czy to na pewno krew z jej krwi, jej geny, jej potomność?
A było to tak. Kiedy Syn zjadł już na śniadanie to swoje zdrowe musli z bananem i mlekiem (kiedyś próbowała Matka dosypywać mu trochę czekoladowo-cukrowego Nesquika, ale wyciągał albo pluł), wymyśliła sobie Matka, że będzie super-hiper-ekstra-wypasionym- rodzicem i poda dziecku kanapkę z pysznym kremem czekoladowym, zyskując oczywiście +100 do rodzicielskiej zajebistości.
Gdy już zrobiła to, co wymyśliła (choć najwyraźniej nie dość przemyślała), potrzebne były jedynie ułamki sekund, by odnieść przerażające, lecz nieodparte wrażenie, że Syn Pierworodny zaraz nauczy się mówić tylko po to, żeby powiedzieć: "Nienawidzę Cię! Zniszczyłaś mi dzieciństwo!".
Po czym zamiast kremu zjadł kanapkę z domowej roboty pasztetem.
Wiadomo, matczyna nadgorliwość gorsza od faszyzmu. Ale żeby aż tak???
Przecież to z belgijskiej czekolady był krem. A czy może być coś lepszego od belgijskiej czekolady? Oczywiście, li i jedynie dwie belgijskie czekolady.
____________________________________________________________
* Wpis nie jest wynikiem współpracy Matki z firmą produkującą Kinder Czekoladę. A szkoda.
to ja bym sie cieszyla jakby czekolada zostawala tylko dla mnie, omniam omniam mniam
OdpowiedzUsuńa u nas z udziwnien jedzeniowych to moja 2latka uwielbia oliwki i krewetki O_o
pozdrawiam
Jakoś, o dziwo, oliwki Pierworodnemu na razie nie podeszły. Ale już dawno nie serwowałam. Trzeba spróbować. Ja sama oliwki polubiłam dopiero będąc w ciąży.
UsuńNo matka. Z tą czekoladą to już przegięcie! Przecież wszyscy wiedzą, że pasztet to najlepszy cukierek na świecie! :)
OdpowiedzUsuńNajlepszym cukierkiem są kiszone ogórki!
UsuńWłaściwie to ja nie wiem, czy Pierworodny kiedykolwiek zjadł cukierka. Bo takich w czekoladzie za nic nie ruszy a inne chyba nie pojawiają się u nas w domu.
Ogórki mówisz, hmm... ja podobno jak bylam mała to jadłam ogórki z budyniem
UsuńWyrosłam. Może Pierworodny też wyrośnie i nawróci się na drogę czekolady :-D
Pierworodny po prostu wie, że lepiej jest być jednym z niektórych niż jednym ze wszystkich ;-)
OdpowiedzUsuńPs. A mogę spytać, co logopeda na to jego "rozgadanie "? Pytam, bo tematyka jest mi bliska..
Logopeda mówi, że Młody ma jeszcze czas i nie ma się czym martwić tylko obserwować. W styczniu ma zamiar jeszcze raz spróbować sobie z Pierworodnym pogadać. Kiepsko to widzę, bo do obcych on właściwie w ogóle się nie odzywa. Ale w domu robi postępy. Ostatnio średnio raz na tydzień pojawia się jedno nowe słówko, co nie znaczy, że zostaje, ale chociaż przez kilka dni lub godzin jest w użyciu. Nie wierzyłabym, gdyby ktoś mi kiedyś przepowiedział, że w grudniu 2014 roku wpadnę w euforię na dźwięk słowa "kupa". To słowo na ten tydzień :-)
UsuńU nas nestea - tylko i wyłącznie. Młodszy mleka nie przyjmuje - w żadnej postaci, ku zgrozie babć. Starszy przepada za ogórkami kiszonymi, ale tylko kiszonymi. Spokojnie z mową - kiedy już ruszy, zatęsknisz za ciszą. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA co to jest cisza? Coś mi się telepie w odmętach niepamięci, ale co? Czyżby to była nazwa jakiegoś pierwiastka chemicznego albo inna mądra rzecz, o której zapomniałam, nie mając na co dzień z nią do czynienia?
UsuńPierworodnemu buzia się nie zamyka. Ma swoich kilka-kilkanaście zwrotów/wytrychów. Jest w stanie za ich pomocą dogadać się z nami w każdej sprawie. Jeżeli sprawa jest przez nas niezrozumiana, Pierworodny uznaje, że brak porozumienia to nasza wina, bo przecież on pokazuje gdzieś w przestrzeń i krzyczy w kółko to samo. Generalnie w domu "gada" cały czas. Do siebie, do mnie, do kota... Jedynie z ubogacaniem słownictwa rozpędza się bardzo powoli i przed obcymi zgrywa milczka.
Znam diroslych, ktorzy z plynow przyjmuja tylko sok i wode, wiec niewiadomo czy z tego wyrośnie. Mój mały wsuwa oliwki odkąd skinczyl rok. Ogorasy kiszone to dla moich tez rarytas. A co do czekolady to mój Pierworody dopiero po 3 roku zaczął ja jeść i to tylko mleczna. Cóż każdy ma swoje dziwactwa i dobrze bo by było strasznie nudno gdybyśmy byli tacy sami.
OdpowiedzUsuńU nas mały zaczyna mowić i tez w tym tygodniu opanował to samo słowo co Twój syn.
Pozdrawiam Papola
Znam dorosłych, którzy z płynów przyjmują tylko coca-colę i na imprezach wódkę, a jedynie z braku laku zamiast coli wodę
UsuńWolę żeby Pierworodny nie szedł w tę stronę.
Ok. To muszę cię zasmucić Matko, bo jest drugi egzemplarz, który czekoladą pluje i to nawet Kinder czekoladą - moja Lulka ;) Za to żelki też wielbi - jedyne słodycze jakie skonsumuje. I ogórki. Codziennie na obiad mogłaby być mizeria. Dziewczyńska wersja twojego syna? ;) A na drugie śniadanie wtrąbiła: surowe ogórki, kanapki z masłem, zagryzła jabłkiem surowym i popiła mlekiem. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNo patrz, Pierworodny wczoraj obłożył kanapkę z pasztetem plasterkami jabłka. Ale nie uznałam tego za szczególnie dziwne, bo jednak są przepisy na pasztety z dodatkiem jabłek. Widocznie ma intuicję kulinarną na wyjątkowo wysokim poziomie ;-)
UsuńU nas rządzi żółty ser. Moje chłopaki mogliby go jeść bez przerwy i do wszystkiego. Ale z tą Kinder - 2 kostki - myśmy takiego przypadku nie mieli. Musiało to fajnie wyglądać:)
OdpowiedzUsuńPierworodny jada żółty ser tylko, jeżeli jest wycięty w kształt samochodu. Raz kupiliśmy taki w skepie, promocja-był tańszy od zwykłego i do teraz się to na nas mści. Przy kolacji siedzimy, wycinamy i kombinujemy z czego tym razem zrobić "łi-ju-łi-ju" na dachu.
UsuńWspominałam, że cię uwielbiam? Normalnie padam i ze śmiechem na/w ustach się zdrapuje z podłogi :)
OdpowiedzUsuń<3 <3 <3
OdpowiedzUsuńWspaniałej, rodzinnej atmosfery
OdpowiedzUsuńNiech te Święta będą jak najpiękniejsze
(I niech przyczynią się do kolejnej wesołej notki) :-D
Jak zwykle spóźniona serdecznie dziękuję <3
UsuńMoje starsze jak były młodsze to nie znosiły: coca-coli, żarcia z McDonaldsa i chipsów. Dziś trudno ich od tego odpędzić. Nie trać ducha - Syn dorośnie ;)
OdpowiedzUsuńUff, czyli jest nadzieja. Kamień z serca ;-)
UsuńMichu yeż ma takie kompozycje (nie)spożywcze, że mi się lekutko cofa na samą myśl. ale za to czekolady nie odmówi, znaczy, można mu ufać? :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że można. Ale z Ignasiem to akurat inna bajka On, tak jak Pierworodny zresztą, reprezentuje ten poziom przezajebistości, że przymyka się oko nawet na najdziwniejsze odstępstwa od zwyczajowych norm. Mówiąc wprost, mam do Igiego słabość, z czekoladą czy bez ;-)
UsuńKiedy moje córki dostaną Kinder czekoladę odczekuję dobę, jeśli się nie upomną uznaje, że zapomniały. Następnie zamykam się w spiżarni (jak jestem wyjątkowo zdesperowana, a dziewczyny wyjątkowo podejrzliwe bunkruje się w łazience :/) i...nie trudno się domyślić- zjadam całość ://// Matko! Przyznałam się i to publicznie ! :/ Chyba trzeba iść spać, bo to niebezpieczne się robi.
OdpowiedzUsuńP.S. A test NA FRYTKI robiliście? Jak lubi frytki to pół biedy ? ;)
Sprawdzałam, frytki rządzą i wymiatają - nie ruszy już niczego innego z tego, co dostanie na talerzu.
UsuńI nie musisz się martwić. Wszystko zostanie między nami i nie wyjdzie poza ten blog ;-)
UsuńA widzisz ! Frytki lubi to znaczy, że dogada się z rówieśnikami ;)
UsuńWierzę całą sobą, że mój demaskujący wpis nie wyjdzie poza ten blog- taki komentarz szeptany ;)