Ojcu zachciało się spaghetti. Matka wspaniałomyślna stwierdziła, że zrobi. W trakcie słownych przepychanek o to czy powinna dodawać do sosu zielony groszek czy też będzie to zbeszczeszczeniem całego wielowiekowego dziedzictwa kulinarnego narodu włoskiego, trwa zwykłe, prozaiczne wręcz, krojenie, smażenie i dorzucanie do patelni. Ojciec zielonego groszku nie jada, bo nie, bo to zielony groszek i tyle. A Ojciec z zielonego jedzenia dobrowolnie zjada chyba tylko ogórki i cukinię. Dziwny taki się Matce trafił i musi go akceptować, co nie znaczy, że po prawie 10. latach przestała walczyć.
Przez całe gotowanie toczy się dyskusja na temat groszku. Argumenty już zostały wyczerpane, ale żadne nie daje za wygraną. Matka czuje mimo wszystko, że wciąż jest górą - ma niezaprzeczalnego asa w rękawie: dziecku trzeba dać coś zdrowego na kolację, a poza tym dziecko uwielbia groszek, własnemu DZIECKU przecież groszku nie odmówisz.
Wtem, uwagę Matki odciąga cebula dodana już na patelnię.
- Ej, co Ty zrobiłeś z tą cebulą?
- No co?
- Miałeś ją pokroić a nie ponacinać.
- Ale tak kazali w poradniku dla mężów.
- Co Ty nie powiesz...
- Tak właśnie napisali: "Nie krój cebuli, tylko ją ponacinaj. Drugi raz żona nie każe Ci tego robić."
Tak Matkę zażył tą odpowiedzią, że nie zorientowała się jak chował w międzyczasie groszek za poduszką na kanapie. I wyszło na jego. Zapomniała dodać.
Już zapowiedziała zemstę i znalazła przepis na makaron z fasolką szparagową.
Będzie jatka. Oj, będzie rzeźnia.
Hehehe może nie było groszku za to były "jaja"podczas gotowania:D Niezły tekst.... A groszek to ja też uwielbiammm:) choć w spaghetti jakoś go nie widzę, gryzie mi się hehe:D
OdpowiedzUsuńHaha;)
OdpowiedzUsuńspryciul ;) myslalam ze faceci nie czytaja poradnikow ;)
OdpowiedzUsuń