Wyjechała Matka z Synem z kraju na 9 dni. Wyjechała, wróciła. I nie jest pewna, czy chce tak do końca wiedzieć, co tu się działo, kiedy jej nie było.
Że Ojciec rzuca palenie wiadomo było już przed jej wyjazdem. A bo to pierwszy raz rzuca i z tego powodu ich małżeństwo wisi na włosku?
Ale wróciła Matka, a Ojciec nadal rzuca, w sensie, że nadal nie pali. A to już zaskakujące.
Zaskoczyło Matkę jeszcze parę innych rzeczy.
O, na przykład to:
Ojciec rower kupił.
Że Matka jest "nierowerowa" to wiadomo. Ojciec kiedyś jeździł. Podobno dużo. Ba, do Matki nawet dawno temu przyjechał na rowerze, przeszło 80 kilometrów, bo biednymi studentami wtedy byli i ceny biletów autobusowych to jednak w przeliczeniu ze 3 piwa były. Albo i 4, jak promocja.
Ale wyobraźcie sobie, że przez prawie 10 lat związku Matka nigdy Ojca na żadnym rowerze nie widziała. Jakoś tak się złożyło, że nie widziała, no. Co w takim wypadku oczywiste, żadnej wspólnej wycieczki rowerowej również nie odbyli. Ich rowery z czasów panieńsko-kawalerskich przez lata smętnie niszczały sobie w piwnicach, a że Ojciec umie jeździć Matka wierzyła na słowo honoru (w końcu, że sama potrafi też nie udowadniała). Nawet wtedy, gdy do niej przyjechał to spotkali się, jak już z tego roweru zszedł, wszedł po wyjątkowo nieprzyjaznych schodach na drugie piętro kamienicy, w której wtedy mieszkała, zszedł z drugiego piętra, bo Matki nie zastał, wszedł pod górę (bo w Matki mieście wszędzie było pod górę) i odszukał Matkę, która wyszła (przecież tylko na chwilę!) do sklepu.
A potem znowu wszedł na to drugie piętro, wziął klucze, zszedł, wstawił rower do szopki na podwórku i ponownie wszedł na drugie piętro. I jak już wreszcie mógł usiąść, wzrok jego wbity w Matkę jakoś ani trochę nie wyglądał, jakby zakochany właściciel tego wzroku właśnie dokonał heroicznego gestu romantycznego.
Może to przez Matkę przestał jeździć? Za dużo nerwów go to kosztowało, czy coś? Dopiero w zeszłym roku zobaczyła, że on rzeczywiście potrafi. Stał akurat rower jakiegoś znajomego, zrobił Ojciec rundkę pokazową dla Syna.
A teraz nagle rower kupił.
Cholera, mógł nie mówić ile kosztował. W końcu Matka nie ma pojęcia, ile kosztują rowery, bo i po co jej taka wiedza. Jednak tak sobie myśli, że jakby sama kupowała to za te pieniądze chociaż taki z koszyczkiem z przodu by kupiła, i ładnym dzwoneczkiem, i kolorowy (a najlepiej taki, który sam by za nią jeździł), a nie taki jakiś grafitowo-buro-szary z przerzutkami. Po co komu 27 przerzutek, przecież toto nawet ładne nie jest? Ale za niepalenie kupił, więc niech mu będzie. Zaoszczędził to wydał, nim go Matka ubiegła. Szkoda tylko, że zdążył wydać zanim zaoszczędził całą sumę.
Ale żeby on przez te 9 dni tylko rower kupił i raz czy dwa się nim karnął. Nie, on nim naprawdę jeździ! Podobno. Bo Matka nie miała jeszcze okazji tego zobaczyć.
I żeby on tak sobie tylko normalnie jeździł. Czyli, że wsiada, jedzie, gdzie potrzebuje, zsiada i już. To nieeee. On podobno najpierw włącza Endomondo! Nosz-ja-cię-pierdzielę! Jakiś miesiąc temu dowiedział się od Matki, że coś takiego w ogóle istnieje, jak działa i po co. I jak tak Matka teraz liczy to jest to chyba... jedyna aplikacja zainstalowana przez niego w telefonie. Z tym, że Matka cudzych telefonów się nie tyka, więc pewności nie ma.
Jakby tego było mało, z własnej (nieprzymuszonej) woli zaczął jadać takie "dziwactwa" jak- UWAGA CZYTELNICY O SŁABYCH NERWACH! DLA NIEKTÓRYCH MOŻE BYĆ TO ZBYT DRASTYCZNE - zaczął jadać... kalafior. I to w knajpie, gdzie sam wybiera, a nie, że w domu przy obstrzale morderczego wzroku Matki, mówiącego, że ma dawać dobry przykład dziecku i nie marudzić. Dacie wiarę? Zjadł i, pewnie nie uwierzycie, ale nie padł trupem! Żyje po dziś dzień. W dodatku pochwalił i stwierdził, że smaczne. Matka wciąż jest w szoku.
Jednak to jeszcze nic.
Sam z siebie kupił rukolę! Okazuje się, że on wie, że to taka sałata, a nie że na przykład jakaś choroba egzotyczna czy hiszpańskie przekleństwo. Czyli, że jednak wieloletnie matczyne zrzędzenie nie poszło w las, a niezłomne podsuwanie Ojcu "tego zielska" i ojcowskie niezłomne wyciąganie go z kanapek czy pizzy, jednak nie poszło na marne.
I to wszystko, kiedy Matki nie było. Ale w końcu przecież wróciła. A tu na tylnym siedzeniu samochodu leży plecak.
- A to czyje?
- Moje.
Ojciec i plecak? Ostatni raz dekadę temu. Do szkoły.
Wchodzi Matka do kuchni. Stoi bidon. Ekstra-wypasiony-dizajnerski-bidon. Taki dla sportowców chyba. Pewnie na rower. Już się nie dopytywała.
Następnego dnia chciała przygotować śniadanie dla siebie i Syna. Zmierzając w stronę kuchni zastanawiała się, jak bardzo będzie musiała kombinować i jak dużą kreatywnością wykazać się przy tworzeniu czegoś jadalnego. W końcu zostawiła swoją kuchnię na pastwę słomianego wdowca. Wyobraziła sobie kawałek czerstwej bułki i coś, co pewnie trudno będzie zidentyfikować ze względu na staż odbyty w koszyku na pieczywo. A do tego zwiędłą rukolę.
Zerka. Nie chce wierzyć. Znowu zerka.
To nie może być prawda.
2 rodzaje (słownie: DWA) pełnoziarnistego chleba.
Żytniego!
Do lodówki bała się zajrzeć. A nuż wyskoczy z niej jeszcze Czesław Lang...
Drogie Bravo!
Pomóż! Ja chyba nie znam ojca własnego dziecka...
Niby ten sam, który był przy poczęciu i przy porodzie, a jednak jakiś inny. Co robić?
Niepewna85
Padłam!
OdpowiedzUsuńJesteś genialna :D
A Twój mąż "dorósł" podczas wakacji ?? :D Możliwe, że w przypływie głodówki przez 9 dni doszedł do wniosku, że spróbuje czegoś nowego ;) Brawo dla Niego!
Z kontekstu jedynie wydedukować mogę, że zmiany Cię cieszą :) chyba, że się mylę :P
Mam nadzieję, że te zmiany nie wywołają u Ciebie zawału serca :)
Pozdrawiam ciepło :)
Fiola
Głodował? Nie sądzę. Nie ma dwóch lewych rąk, ale i tak na co dzień rzadko jada w domu.
UsuńCzy mnie cieszą? Jestem przerażona. Za dużo tego na raz. To podejrzane. Jak z własnej woli posmakuje szpinak, zaczynam szukać egzorcysty!
A może charakter mu się zmienia, zaczyna smakować różnych "nowości" podobno co 7 lat się zmienia... upodobania kulinarne może też?
UsuńFakt jest jeden, nie nudzi Cię, zaskakuje :)
-Dzień dobry. Czy jest rucola?
OdpowiedzUsuń-Nie. Mam tylko zwykłą colę.
;-) na faktach autentycznych :-D
<3 <3 <3
Usuńpadłam :)
A może babę ma? Taką Maje Wloszczowska na przykład? ;)
OdpowiedzUsuńMoże.
UsuńAle tekst o babie śmieszy mnie jedynie (a mojego męża wcale), kiedy pada ode mnie.
Czyżby wchodził w wiek stateczny i starał się młodość za wszelką cenę zatrzymać?
OdpowiedzUsuńWłaściwie nie młodość a zdrowie jest tu priorytetem.
Usuń