Wiadomo, najpierw słodkie małe bobo, łapanie za paluszek, gaworzenie, śmieszki-uśmieszki, łzy szczęścia, pierwsze "mama", jaki śliczny mały ząbek, pierwsze kroczki, przytulaski, dzióbaski, uroczy przedszkolaczek, kwiatki, laurki, wierszyki... Co dalej nie wiem, bo jeszcze nie doświadczyłam, ale na pewno równie rozkosznie.
A tak na serio to komu my tu będziemy ściemniać? Macierzyństwo to nie jest łatwy kawałek chleba i istnieje też ciemna strona tego księżyca. Są rzeczy, które filozofom się nie śniły i przy których niejeden święty stwierdziłby: "Ja to chromolę, ja stąd spier...m", a które dla każdej matki są codziennością. Ale są też takie, których nawet Matka Wyluzuj!, która jasna sprawa świętą nie jest, zdzierżyć nie może.
Owszem, przeżyła 9 miesięcy ciąży. Przeżyła 14-godzinny poród. Przeżyła nieprzespane noce, wielogodzinne karmienie piersią, kolki, bolesne i długie ząbkowanie. Przeżyła etap plucia na wszystko i wszystkich i gryzienia domowników. Przeżyła trudny pierwszy rok przedszkola. Tysiące razy zmieniała pieluchy, o każdej porze dnia i nocy i w miejscach oraz pozycjach co najmniej ekstremalnych. Przeżyła upierdliwe odpieluchowywanie. Trzy zapalenia ucha, ospę, rumień zakaźny, kilka zapaleń gardła, kilkanaście przeziębień, zapalenie spojówek i jeszcze parę innych chorób. Szczepienia, badania, chodzenie po lekarzach specjalistach. Siniaki, stłuczenia, zadrapania, zdarte kolanka, rozcięte wargi. Przeżyła, gdy nie mając jeszcze roku udało mu się zamknąć ją w łazience i zablokować drzwi i gdy nie mając nawet półtora roku pojechał sam windą na 10. piętro. Przeżyła bunt dwulatka i żyje z trzylatkiem, przy którym bunt dwulatka to małe miki. Przeżyła stłuczony wazon, plamy na kanapie, zniszczone panele i meble. Skargi sąsiadów. Koszmary w nocy i lęki za dnia. Kupę na podłodze, śmieci z kosza na środku pokoju i mnóstwo innych sytuacji, które nie powinny mieć miejsca. Przeżyła rzucanie jedzeniem, rozlane soczki i zupki, gumy i lizaki przyklejone tam, gdzie zdecydowanie nie powinno ich być. Godziny płaczu i histerii, łzy rozpaczy, smutku i bólu. Nosiła na rękach przez setki godzin, czuwała i czuwa przez tysiące. Zamartwia się, myśli, boi i troszczy od pierwszego dnia ciąży...
Jednak jest w macierzyństwie jedna rzecz, która Matkę przerasta. Nie radzi z nią sobie, nie ogarnia, nie rozumie, traci nad sobą kontrolę...
Wymięka.
Jedna rzecz, przez którą ma ochotę wyjść z siebie, trzasnąć drzwiami i już nie wrócić.
Macierzyński koszmar.
Bajka "Peg + Kot".
NOSZJACIEPIERDZIELE!
(Kto widział, ten powinien zrozumieć tytuł postu.)
Oczywistym jest, że w związku z tym, Pierworodny bajkę lubi bardzo. Wprost proporcjonalnie do tego, jak matce działa ona na nerwy. Im bardziej działa, tym bardziej on lubi.
Na Matki nieszczęście kreskówka jest edukacyjna i niby uczy matematyki (więc argument o ogłupiającym działaniu telewizji jakby w tym miejscu odpada).
Z drugiej strony, jak tak posłuchać Syna, gdy liczy swoje zabawki: "las, tszy, las, tszy, las, tszy, las..." to raczej nie ma co się trzymać złudzeń o Noblu z ekonomii.
Może niech on lepiej obejrzy coś odmóżdżającego, Matce na zdrowie wyjdzie.
Spokojnie, potem będzie Pepa i Minionki. Przy Pepie myślałam, że oszaleję, przy minionkach wiem, że przejdzie. A jeszcze jest Dora Exploradora, ale z tego tylko muzyczka mnie wkur..zala
OdpowiedzUsuńJa Peppę lubię. Serio. W ogóle mnie nie wkurza. Minionki to według mojego Syna bajka o tic-tacach, bo najpierw dostał cukierki, a dopiero później widział film. Niestety w przedszkolu i dowiedziałam się o tym dopiero niedawno. Chyba nie zrobił na nim wrażenia skoro nawet mi nie opowiadał.
UsuńA Dora to jest ta bajka co uczy angielskiego? Kiedyś usilnie namawiałaam Młodego żeby oglądać, ale jakoś w ogóle go nie bierze.
Ostrzegali mnie przed tą bajką! Nigdy,pod żadnym pozorem nie pokazuj jej dzieciom! - mówili. Nie skacz po kanałach, bo jeszcze trafisz przypadkiem i zobaczą! Chyba sobie obejrzę z ciekawości, skoro śpią. A serio, to u nas aktualnie na tapecie Kot Prot i Tomek i przyjaciele. Po dwa odcinki i wyłączamy telewizor.
OdpowiedzUsuńPS. A moja dwulatka liczy tak: tely, tely, tely, tely! Mamo, mam tely toty!
Mnie niestety nikt nie ostrzegał, byłabym ostrożniejsza.
UsuńA jak tak sobie przypominam, jak to było jak Syn miał dwa lata to rzeczywiście też miałam wtedy tyle samozaparcia, by po dwóch odcinkach wyłączać bajki. A teraz jak nie słyszę mini mini albo tvp abc to podejrzanie sprawdzam czy w pokoju wszystko w porządku.
U nas jest to związane z tym, że mój Syn po prostu musi mieć tv mocno ograniczone z różnych powodów. Ja samozaparcia mam jak na lekarstwo, bo cenię sobie czasami święty spokój ;) Ale polecam ci na yt kanał Busy Beavers, gdzie uczy się angielskiego... to dopiero ryje beret! :D
Usuńmuszę obejrzeć tą bajkę, z ciekawości :)
OdpowiedzUsuńbo u nas wciąż tylko kłótnia czy ma być Dora, czy Peppa. Wtedy rzucamy monetą ;)
Gs
Z tą bajką jest trochę jak z gotującą się żabą. Na początku w ogóle nie czujesz, że coś jest nie halo. Nawet się cieszysz, że bajka edukacyjna, że matematyka, liczenie, geometria, ale fajnie. Z czasem, gdy codziennie słyszysz to darcie ryja Peg: "No to mamy ogromny problem! " albo "Ja chyba zaraz całkiem stracę głowę!" to sama masz ochotę drzeć ryja i wybiec z domu jak oparzona.
Usuń"Trzeba policzyć do 5";))
UsuńOjjj, ktoś tu oglądał nieuważnie! ;-) Od 5 w dół!
Usuńhahaha no u nas Tosia i Tymek na tapecie, przewodnią piosenkę już sobie nucimy, a jak ostatnio znaleźliśmy na necie drugi sezon to z radością "O PRZEPROWADZILI SIĘ" jaraliśmy się jak głupi, po czym płakaliśmy z litości nad sobą :D
OdpowiedzUsuńO pacz, tego nie znamy.
UsuńPeg plus kot - o mamo. Ale kot prot to jest hardkore..
OdpowiedzUsuńJednak Kot Prot jest mi znacznie bardziej obojętny. Na Pierworodnym też wrażenia nie robi i raczej większych emocji nie wywołuje. Choć oczywiście teksty: "Do kotoprotomobilu!", "Mama na pewno nie powie Wam nie" oraz "Pozwoliła, pozwoliła!" znam na pamięć, bo ku zdziwieniu rodziny, znam chyba wszystkich bohaterów i każdy popularny tekst z bajek, które Syn ogląda i to prawdopodobnie lepiej niż on sam. Taki dar i przekleństwo w jednym.
UsuńTeksty z dziecięcych bajek, te wysokie, naładowane emocją głosiki, ten wszechobecny entuzjazm...
UsuńMoje dwie córki to jeszcze jest wyzwanie, bo każda chce bajkę, każda inną i każda koniecznie w tym momencie. Sztuka dyplomacji przy cztero i dwulatce wspina się na wyżyny..z tikiem nerwowym.
Chociaż ten problem w kwestii kreskówek mnie nie dotyczy. Jednak wyżej jest komentarz podpisany Gs. Rzeczona Gs również ma dwie córki: 3,5 i 2 lata. Może rozwiązanie przez nią stosowane i u Was się sprawdzi - rzut monetą, jest to jakieś wyjście ;-)
Usuń