Gol
Przedszkole Pierworodnego odwiedzili piłkarze z pierwszoligowej drużyny. Dzień przed tym spotkaniem, kiedy Matka rozmawiała z Synem, okazało się, że dziecko nie ma pojęcia kim jest piłkarz... No jakoś tak wyszło, że mecze, jeżeli Ojciec ogląda, to wieczorami, gdy Syn śpi, Matka od sportu (szczególnie drużynowego) stroni i chociaż z Pierworodnym w piłkę się kopie, sportową edukację, poprzez przeoczenie, zaniedbano.
Za to tuż po przedszkolnym spotkaniu Syn ogłosił, że jak będzie duży, zostanie piłkarzem.
Z tą radosną nowiną zaraz zadzwoniła Matka do Ojca Pierworodnego. Niech się chłop cieszy.
Następnego dnia, podjarany Ojciec wypytuje Syna o jego plany:
- A to prawda, że jak będziesz dorosły to chciałbyś zostać piłkarzem?
- Nie. - Syn bezpardonowo odarł tatusia z marzeń.
- A kim chciałbyś być jak będziesz duży? - zapytali zaciekawieni rodzice.
- Królikiem.
o_O
Siła argumentów
Od rana Pierworodny zjadł sporo słodyczy. Sporo w mniemaniu Matki, we własnym wciąż niewystarczającą ilość.
Tłumaczy Matka, że tyle nie można, że niezdrowo, że w końcu brzuszek będzie bolał, że trzeba jeść też inne rzeczy poza słodyczami...
Pierworodny swoje. Zaraz po zjedzeniu jednego ciastka zaczyna jęczeć o następne:
- Mamusiuuu, poproszę Hita. (I to jakoś potrafi powiedzieć wyraźnie i poprawnie)
Matka w kontrze bierze głęboki oddech i rozpoczyna swoją batalię:
- Dziecko, podaj mi jeden sensowny argument...
Nie zdążyła dokończyć zdania, jak zaskoczona, stojąc, poczuła malutką dłoń Pierworodnego łapiącą ją za rękę. Spojrzała uważniej w dół w jego stronę. Drugą rączkę zacisnął w piąstkę tak, jakby coś w niej trzymał i udaje, że to coś przekłada do ręki Matki. Po czym, by tego nie upuściła, zaciska jej dłoń i z uśmiechem mówi:
- Masz!
Spojrzała Matka rozczulona na tę swoją zaciśniętą dłoń z jednym sensownym argumentem w środku i wymiękła.
- No dobra, przekonałeś mnie. Ale to będzie ostatni!
A co, Wy byście nie dali?
Dobre poczucie humoru. Chociaż czarne
Pierworodny miał kij. Kij był długości mniej więcej trzech czwartych Pierworodnego. Przytachali kiedyś ten kij Pierworodny z Babcią ze spaceru. Kij mieszkał sobie na klatce schodowej. Dopóty dopóki jakiś nadgorliwy sąsiad kija nie wyrzucił. Czasami wyprowadzał Pierworodny kij na spacery, co kończyło się tym, że ludzie pytali Matki: "A po co pani tak z tym kijem chodzi?".
I któregoś dnia, kiedy akurat Pierworodny zabrał kij na spacer i właśnie wychodził z nim przed blok, obok Syna przechodził pan sąsiad. Pan sąsiad jest niepełnosprawny i chodzi o kuli.
- O! O! O! Pan też ma kij! - rozemocjonował się Syn Pierworodny tak, że słyszało go pół osiedla.
- Tak, kochanie. Ale kij tego pana to taki specjalny kij. Nazywa się kula. Mówi się, że pan chodzi o kuli.
- Kula? - zdziwił się Syn, którego poznawanie homonimów wciąż wprawia w zdumienie.
- Tak, kula. Pan ma chorą nogę i dlatego chodzi o kuli.
- Aua?
- Tak, kiedyś miał "aua" i nóżka nie do końca mu wyzdrowiała.
- Pan musiał do doktora? - (W Słowniku Języka Pierworodnego doktor to "pu-pu")
- Tak, na pewno musiał IŚĆ do doktora. - Niefortunnie złożyła zdanie Matka.
- Pieszo??? - zapytał ironicznie Syn. Po czym sam zaczął zaśmiewać się z własnego dowcipu tak, że musiał podeprzeć się kijem.
Matka i Ojciec zachodzą w głowę, gdzie on się nauczył tak ironizować? I tylko na jedną odpowiedź wpadli. Strach pomyśleć czego jeszcze nauczą go w tym przedszkolu ;-)