Z tym całym mówieniem Pierworodnego to niełatwa sprawa. Buzia mu się nie zamyka, słownictwo się rozwija, po zmianie przedszkola Syn otworzył się na obcych i zaczął się odzywać chociażby do przedszkolanek. Mimo to prawdopodobnie bez logopedy się nie obędzie. Wokabularz Pierworodnego wprawdzie jest z dnia na dzień coraz bogatszy, jednak nadal w większości zrozumiały tylko dla rodziców.
A bywa, że i Matce i Ojcu z trudem przychodzi rozszyfrowanie, co Pierworodny miał na myśli. Jak choćby wtedy, gdy wpadł w półgodzinną histerię przed spaniem, bo nie chciał się kłaść tylko najpierw "lilić". Zrezygnowana Matka kazała mu w takim razie "lilić" (rzecz jasna nie mając najmniejszego pojęcia o co chodzi), tylko szybko, bo czas spać. Wtedy dopiero okazało się, że to nie on ma "lilić", ale Matka, a Syn będzie sprawdzał. I klops. Po blisko godzinie udało się ustalić, że Pierworodny przed spaniem chce... policzyć swoje auta. Najs.
Na szczęście czasem jest łatwiej, zwłaszcza gdy chodzi o rzeczowniki i przedmioty, które można po prostu pokazać. Inaczej do dziś Matka głowiłaby się, co znaczy "tetetasz". A przecież Pierworodny jada go codziennie. Jada frytki z "tetetaszem". I parówki. I chleb. Jada "tetetasz" łyżkami i wyskrobuje ze słoików."Tetetasz" to ulubiony składnik jego diety i najchętniej smarowałby nim nawet czekoladę. A właściwie to może jeść "tetetasz" zamiast czekolady.
Koncentrat pomidorowy!!! Oczywiście chodzi o koncentrat.
Albo wczorajsze: "tetsz"...
Ktoś coś?
Nikt?
Spoko, Matce też sporo zajęło zanim doszła do tego, że chodzi o sklep.
Rozmowy z Synem najlepiej byłoby nagrywać, bo nie ma dnia, by nie chciało się choć jednej z nich jakoś uwiecznić i zapamiętać na wieki. Jednak ciągły pośpiech, obowiązki i, tak zwyczajnie, po prostu codzienność nie sprzyjają spisywaniu wszystkiego na bieżąco. Szkoda.
Co nieco jednak udało się od zapomnienia ocalić.
A co się udało, tym się Matka podzieli.
W cyklu roboczo nazwanym "Gadka trzylatka".
Bam!
Matka przygotowuje coś w kuchni. Właśnie kroi mięso na desce do krojenia, gdy na szafkę wskakuje Kot. "Kot" to pseudonim artystyczny używany na potrzeby blogu. W rzeczywistości kot jest kotką i ma nawet imię. Którego to imienia domownicy zwykle nawet używają (kiedy akurat nie używają pseudonimów dla kota obelżywych, ale tych to akurat nie przy dziecku). Wszyscy domownicy poza Pierworodnym. W Słowniku Języka Pierworodnego kot = nju, dlatego tak też woła do wszystkich kotów, nie zawracając sobie głowy imieniem nawet tego, z którym mieszka.
Tak że ten... Matka kroi, Kot na szafce, Matka się drze:
- Kot, spadaj!
Na co Syn zaraz odrywa się od swojej zabawy i podbiega do szafki. Przybiera poważną minę, po czym, groźnie patrząc Kotu prosto w oczy, powtarza po Matce:
- Nju, bam!
Mimo tego złowrogiego tonu, jego także Kot nie posłuchał.
Nie pytaj - nie zdenerwuje Cię odpowiedź
- Ile razy mam Ci mówić, że tak nie wolno?
- Trzy.
Nie bądźmy pazerni
Są takie znaki na niebie i ziemi, które mogą oznaczać tylko jedno. Spojrzała więc Matka podejrzliwie na Syna i pyta wprost:
- Chcesz kupę?
- Nie, już mam.
I rzeczywiście już miał.
Syn w wersji dla niedosłyszących
Ze względu na jakieś pochorobowe niedobitki, spędzał Pierworodny dzień z Babcią zamiast w przedszkolu. Wieczorem, po powrocie z pracy Maka i Ojciec wypytują o to, jak minął mu dzień.
Ojciec: A byłeś dzisiaj na spacerze?
Syn: Tak
Babcia: Co? Tego jeszcze nie słyszałam.
Syn podbiega do Babci, po czym głośno i wyraźnie, prosto do jej ucha powtarza: TAAAK!!!
Czas goni nas
Przed spaniem. Wszystkie wieczorne rytuały odprawione, najwyższa pora na położenie się Pierworodnego do łóżeczka - Syn jednak szuka byle pretekstów, żeby tylko jak najbardziej ten moment odwlec. W końcu udaje mu się czmychnąć z sypialni, zasiąść na kanapie w salonie i jak gdyby nigdy nic zaczyna zabawę samochodzikami.
Zrezygnowana Matka ucieka się do podstępu podszytego emocjonalnym szantażem. Udając się powoli do drugiego pokoju, rzuca przez ramię gdzieś w przestrzeń:
- W takim razie dziś chyba nie będę czytać na dobranoc...
Tup, tup, tup - słyszy za sobą drobne, bose, biegnące kroczki i pośpieszne:
- Pa, pa, auta. Nie mam już czasu.
Kolejna porcja dialogów z Synem już wkrótce. Dostępna w dobrych przeglądarkach internetowych.
A jeszcze w gratisie opowiastka sprzed paru miesięcy.
Siedzi Syn na podłodze w przedpokoju i męczy się z nałożeniem buta. Matka, zajęta pakowaniem ostatnich rzeczy przed wyjściem, zerka tylko kątem oka w czym tkwi problem, ocenia szybko sytuację i podpowiada:
- Wyciągnij ten język, będzie łatwiej założyć.
Mija chwila. Matka stwierdza, że Syn nadal ma trudności. Patrzy tym razem uważniej w jego stronę i widzi, że w sprawie buta nic się nie zmieniło, wciąż trwa walka siłowa, za to Pierworodny... siedzi z jęzorem wywalonym z buzi.
Świetne:) Najbardziej mi się podoba jak rezolutnie odpowiedział na pytanie ile mu trzeba powtarzać... Bardzo konkretny chłopak:D A mi się przypomniało jak córka mówiła już dość dobrze ale zdarzały się trudności i przez dobrą godzinę się głowiliśmy co też dziecko chce. A chciało "ligodona".
OdpowiedzUsuń- Ale Kochanie, co to jest Ligodona? Do czego służy?
- No takie kółka do jedzenia!
- ???
- No- LI-GO-DO-NA!!!
-....
W końcu małżonek wydedukował. Chodziło o winogrona;) Pozdrawiam
Brawa dla małżonka :-)
Usuńwiesz, czasem lepiej nie wiedziec co te młode do nas pyskują (bo moja jak mi cos powie to nie dość że szczena opada, to jeszcze nie mam jak odpyskować - bo przecież nie bedę się z 3-latką na gadki mocować...)
OdpowiedzUsuńa tak z innej beczki - którego października jesteś umówiona na wizytę? ->> Ty wiesz gdzie ;-)
O jaaa, i tu mnie masz ;-) Tematu nie odpuściłam, ale z przyczyn różnych musiałam przełożyć postanowienie przynajmniej do listopada. Niesamowite, że pamiętasz i pilnujesz :-*
UsuńA jak Tobie? Zadowolona???
taaaa :) już nawet są pierwsze maleńkie efekty :-)
Usuńpamiętam, bo miło będzie mieć współtowarzyszkę niedoli ;-)
fajnie się Ciebie czyta, zagladam tu prawie codziennie, jesteś jak i ja mamą 3-latka (no Twój to już 3 i pół latek nawet)
więc pamiętam, czekam, przypominam :-)
Naprawdę bardzo miło mi to czytać <3 <3 <3 ;-)
UsuńA Twoje komentarze rzeczywiście motywują mnie do realizacji postanowienia. Muszę się tylko trochę ogarnąć i załatwić jeszcze parę innych spraw. Gdy wszystko w końcu ruszy z miejsca, na pewno i o tym powstanie post ;-)
a więc czekam na wieści :D
UsuńPoczekaj na pierwsze zdania, zaskoczy Cię jakie te dzieciaki bystre. Mój jak zaczął mówić "zdaniami" stanął w przedpokoju i krzyczy "Babooooł klaaaa" i tak kilka razy. W końcu babcia idzie zobaczyć o co chodzi - okazało się, że się właśnie babci klan zaczynał :P
OdpowiedzUsuńW tych konkretnych dialogach może tego nie widać, ale Pierworodny mówi zdaniami. Często mocno nieporadnymi, ale jednak zdaniami.
UsuńA z "Klanem" u nas podobnie :-) Jak tylko Młody widzi, że leci, od razu wie, że to Babci serial.
A wiesz ze tak sobie czasem myślę...tyle mi opowiadano rozmawiaj z dzieckiem czytaj mu będzie szybko ładnie mówić. Hmmm a opowieści o 9 miesięcznych wygadanych bobasach. Ale do rzeczy to chyba jednak nie za wiele ma wspólnego z rzeczywistością owszem raczej nie zaszkodzi ale co ja do tej mojej córki się nie nagdalam nie na śpiewałam czytałam a tu tylko daj i mama. No nie robię dramatu moja rybka ma 19 mcy ;-) Także kolejny raz potwierdza się teoria każde inne każde na swój sposób i w swoim czasie :-) ale widać jednak słuch jest dobry przecież wie że 3 razy..
OdpowiedzUsuńTeż już dawno przestałem wierzyć w tę teorię. Bujać to my, a nie nas.
UsuńTy się nagadałaś? Ja w ciąży gadałam do brzucha, czytałam na głos i nie pozwalałam przy sobie przeklinać (bo przecież nas słyszy). Gdy miał jakieś 3 tygodnie zaczęłam mu czytać pierwsze książki dla dzieci, ale i swoje lektury też, a gadałam do niego nawet na spacerach, gdy leżał w wózku. Gadałam, gadałam, gadałam, a żeby nie zagadać zawsze dawałam czas na odpowiedź. Ja już chyba nie wierzę w żadne teorie w kwestii wychowywania dzieci. Pierworodny zawsze wszystkim się wymyka ;-)