Post dedykowany osobom mającym problemy z zaśnięciem. Bowiem podejrzewa Matka, iż jego przeczytanie może tak zmęczyć, zamęczyć, wymęczyć, przemęczyć, że udacie się na spoczynek nim doczytacie do końca.
Matkę męczyło samo pisanie. I dlatego tekst ten powstawał ponad półtora miesiąca.
A zatem dziś o codziennym rytuale zasypiania Syna Pierworodnego. Zapraszam.
Kiedyś, powiedzmy rok temu, żyło się prościej. To Matka i Ojciec ustalali wieczorne rytuały, którym poddawany był Syn Pierworodny. Ale niestety, nic nie trwa wiecznie - dzieciaki w końcu zaczynają ogarniać i kumać, co się wokół nich dzieje i w dodatku, o zgrozo!, chcą mieć na to wpływ.
Pierworodny uwielbia, gdy wszystko dzieje się według dobrze znanego mu schematu. Owszem, godzi się na drobne odstępstwa, ale nikt nawet nie ryzykuje, by mu z dnia na dzień wszystko poprzestawiać i na przykład zrobić coś tak nieobliczalnego jak zamiana kolejności kolacja-kąpiel albo powiedzieć coś tak okrutnego jak: "Dzisiaj bez bajki. Dobranoc". Do całego obrządku można spontanicznie dodać jakąś czynność. Ale lepiej mieć przy tym świadomość, że jeżeli Pierworodnemu się spodoba, to następnego dnia trzeba będzie tę czynność powtórzyć. I następnego dnia też. I następnego. I kolejnego...
Tak, za tydzień też.
W wyniku zamiłowania Syna do "melodii, które już kiedyś słyszał" wieczory w domu Matki Wyluzuj! są do siebie bardzo, ale to bardzo, podobne.
Wszystko ma swój początek między godziną 19. a 20. Wtedy zarządzane jest sprzątanie zabawek i kolacja. Kiedy Pierworodny sprząta zabawki (albo nie sprząta tylko się miga lub płacze, że nie posprząta), Matka przygotowuje kolację. Zwykle oprócz kanapek serwuje Synowi kaszkę, mając szansę 1. do 4. na to, że Syn ją zje. Ale to samo tyczy się także wszystkiego innego, co serwuje mu zarówno na kolacje jak i śniadania. Przyzwyczaiła się już. Jednego dnia Syn zjada nawet 4-5 kanapek z dżemem, drugiego nie chce na kanapki patrzeć. Ot, zależy jaki ma klimat.
Gdy Pierworodny chce zakomunikować, że jego kolacja dobiegła końca, niewymownie wskazuje na drzwi łazienki, czasem doda jeszcze "Yyy", co oznacza, że Ojciec ma ruszyć tyłek i przygotować mu kąpiel. Oczywiście nikt od stołu nie wstaje dopóki sam nie skończy jeść.
Na czas nalewania wody do wanienki i przygotowywania wszelkich potrzebnych do kąpieli akcesoriów Ojciec stawia na stole kubeczki. Pamiętacie jeszcze kubeczki z Ikei? Tak, to nadal zabawka wszech czasów, aktualnie uatrakcyjniająca wieczorne ablucje. Pierworodny zabiera kubeczki i stawia na kanapie. Wtedy swoje super-hiper-ważne zadanie dostaje Matka. Musi kubeczki na tej kanapie rozłożyć - jeden obok drugiego, rzecz jasna Syn potrafi sam, ale zależy mu na tym, żeby zrobiła to Matka. Matka więc rozkłada kubeczki na kanapie. Od niedawna doszła jeszcze butelka po żelu pod prysznic Biały Jeleń, którą Syn bawi się później w wodzie. Po prawidłowym rozłożeniu Pierworodny zwołuje wszystkich domowników (jeżeli w domu są goście też mają obowiązek uczestniczenia w rytuale) i rozdziela między nich te swoje kubeczki. Następnie każdy, z przydzielonym kubkiem w ręku, gęsiego, jeden za drugim, śmiesznym krokiem (np. przypominającym chód pingwina) udaje się do łazienki, by wołając "Hej hop!", wrzucić kubeczek do wanienki umieszczonej w brodziku. Już? Zwizualizowaliście to sobie? Idzie Matka niczym pokraczny nielot, za nią tupie Syn, potem Ojciec, czasem jeszcze Babcia, jakaś Ciocia czy Wujek się przyplącze i wszyscy po kolei z namaszczeniem wrzucają kolorowe plastikowe foremki do zielonej wanienki. Tak, tak, zabawne. Bardzo.
Dopiero od niedawna udaje się przekonać Pierworodnego, że można nosić po dwa kubeczki na raz, wcześniej trzeba było się wracać. A jeszcze dawniej Syn nosił sam, ale trzeba było mu przy tym asystować -w związku z tym bywało, że Matka kursowała tak po 7 razy i więcej. Aha, jeszcze jedno ważne zastrzeżenie. Kubeczki mają swoje stałe miejsce na umywalce w łazience i często umilają też czas Pierworodnemu podczas mycia rąk czy buzi, bywa więc, że zostaje w nich odrobina wody. Więc teraz do tego biegania od kanapy do wanienki dołóżcie jeszcze to, że gdy Syn dostrzeże w kubeczku kilka kropli wody, zanim przydzieli go któremuś ze swoich pomocników lub zanim sam wrzuci go do wanienki, najpierw biegnie z nim do łazienki, by wodę z kubeczka wylać - oczywiście do wanienki - po czym wraca i ustawia się przy kanapie, aby podać komuś kubek lub by samemu już oficjalnie wrzucić go do wody. Męczące? To dopiero początek.
Kiedy kubeczki i butelka po Białym Jeleniu są już na swoim miejscu, czyli w odmętach wody z emolientem, Matka znów staje przy kanapie i wielce zatroskana pyta: "Ojej, a gdzie jest moja mała dzidzia? Przecież była tutaj. Dziiidziuuuusiuuuu!". Na te słowa Pierworodny, wielce ubawiony, przybiega z łazienki, ale na czworakach (bo według niego tak poruszają się małe dzidzie) i gdy dojdzie do kanapy, spogląda na nią i zdziwiony mówi: "Nie ma" a Matka mu odpowiada: "Racja, nie ma. Ale gdzie jest mój mały dzidziuś? Przecież był tu wczoraj na kanapie". Po kilkukrotnym wypowiedzeniu tych dziwnych formułek, Syn ze śmiechem wskakuje na kanapę i kładzie się na pleckach (bo według niego małe dzidzie, gdy nie raczkują, to leżą grzecznie na pleckach - szkoda, że nie uważał tak, gdy sam był małą dzidzią). A kiedy tak leży, łaskawie pozwala Matce się rozebrać. Oczywiście musi być przy tym mnóstwo wygłupów, zabawy i żartów.
Ale prawdziwe szaleństwo zaczyna się, gdy jest już golaskiem. Był czas kiedy życzył sobie, by nosić go do kąpieli jak worek ziemniaków - Matka za ręce, Ojciec za nogi. I najlepiej żeby jeszcze bujać na boki po drodze. Teraz nigdy nie wiadomo czy tego dnia od razu pobiegnie do łazienki, czy najpierw przez kilka do kilkunastu minut będzie tak na golasa biegał po mieszkaniu, ciesząc się jakby wraz z ubraniem i pampersem zrzucił z siebie jakieś ciężkie kajdany.
W końcu następuje umieszczenie delikwenta w wodzie i najprostsza do ogarnięcia część całego przedsięwzięcia, czyli kąpiel. Działka Ojca. Zazwyczaj. Matka swoje dziecko wykąpała może ze 20-30 razy w życiu, w tym pierwszy raz, gdy miało jakieś 8 miesięcy (nie, nie chodziło do tego czasu w brudzie).
Kąpiel jak kąpiel. Przelewanie wody z kubeczka do kubeczka, nalewanie z kubeczka do butelki, z butelki do brodzika, zabawa gumowym kurczakiem, krabem, foką, świnką, wielorybem, stateczkiem jednym, stateczkiem drugim, stateczkiem trzecim, kaczką jedną, drugą, trzecią itd.
Wreszcie koniec kąpieli.
Czytacie?
Wyjście z wody też ma swój rytuał. Najpierw trzeba na brzegu brodzika ustawić wszystkie butelki z szamponami i kosmetykami do mycia (na czas kąpania są one wystawiane, aby nie kusiły małego eksperymentatora, a kuszą baaardzo). Oczywiście panują w tym względzie skrupulatne zasady, butelki muszą być ustawione w odpowiedni sposób, w odpowiedniej kolejności, równiutko, każda ma swoje miejsce przydzielone jej przez Pierworodnego. Na szczęście minął już czas jednej z ważniejszych zasad w tej kwestii - do niedawna, gdy podczas ustawiania przewróciła się jedna butelka, a w skrajnych przypadkach, gdy tylko się zachwiała, należało zdjąć wszystkie i zacząć ustawianie od początku. Tylko raz Matka odważyła się nie mieć cierpliwości do niekończącego się ustawiania tych kosmetyków. Tylko raz. Takiej histerii nawet w programach "Superniani" ciężko uświadczyć. Tylko raz. Rasss.
Macie jeszcze siły?
Po wyjściu z kąpieli, nie zawsze bez ceregieli - czasem trzeba dla motywacji na spokojnie rzucić hasłem: "Dobra, to Ty sobie tu siedź a ja idę. Zawołaj mnie jak skończysz", po którym to tekście Pierworodny od razu wyciąga ręce, by wyjąć go z wanienki - zaczyna się suszenie i smarowanie balsamami, kremami i tym wszystkim, co służyć ma temu, by jego pupcia była jak pupcia niemowlaka a buzia gładka jak u... no też niemowlaka. Czyli, że już w tym wieku stosuje się zabiegi odmładzające. Pierworodny doskonale wie, który kremik do czego się stosuje i z całych sił, w skupieniu i z "chirurgiczną precyzją" (kumacie czym jest precyzja u dwulatka?) stara się sam siebie nasmarować. Przy okazji nasmarować też rodzica - a co, niech Matka też ma buzię jak pupcia niemowlaka. Podczas tych zabiegów pampek, piżamka, kosmetyki i szczotka do włosów leżą na zamkniętej desce sedesowej - to dla Pierworodnego pretekst, aby je równiutko i po swojemu poukładać. Uff. On ma zajęcie, Ojciec (lub Matka) może smarować, co trzeba i zakładać, co należy.
No. Wreszcie czysty, pachnący i w piżamce.
Pierworodny zabiera z łazienki swoje kosmetyki, gdyż ich miejsce jest w sypialni, w koszyku na półce nad łóżeczkiem. Biegnie z nimi do Matki, bo to jej obowiązkiem jest tam właśnie je umieścić. Gdy wszystko wróci już na swoje miejsce, Pierworodny wraca do pokoju i następuje POŻEGNANIE, czyli rytualne robienie "pa, pa". Zaczęło się od tego, że robił "pa, pa" Kotu. No fajnie, robił to robił. Potem doszło robienie "pa, pa" jego ukochanemu pluszowemu Pieskowi, z którym nie chce spać (ale z domu bez niego prawie nigdy nie wychodzi), a który ma swoje miejsce w pudełku na zabawki w salonie. No dobra, dwa "pa, pa" to nic strasznego. Ale stopniowo tych "pa, pa" zaczęło przybywać. I po odbębnieniu dwóch stałych "pa, pa" w kierunku Kota i Pieska zaczyna się KONKRETNE robienie "pa, pa". A obowiązkiem Matki jest artykułowanie tych pożegnań. I tak w najzwyklejszy przeciętny wieczór Matka żegna się na przykład z: Kotem, pluszowym Pieskiem, telewizorem, lampą, odkurzaczem, autkami, kanapą, stołem, krzesłem, lustrem, drzwiami, suszarką na pranie, pilotem od telewizora, butami w przedpokoju, wieszakiem, kuchnią, podłogą, kurtką Ojca, szafą, krzesełkiem do karmienia...
Czytacie jeszcze? Serio? Chcecie dalszego ciągu?
Po odbębnieniu wszystkich tych kurtuazji wreszcie można udać się na spoczynek i Pierworodny wchodzi do sypialni. Tak Matkę przerobił, że dawne zasypianie we własnym łóżeczku poszło w niepamięć na rzecz zasypiania w łóżku rodziców. Koniecznie na poduszce Ojca. Zatem przychodzi do sypialni w asyście Matki i Ojca i zanim wskoczy pod kołdrę żegna się z tym rodzicem, który ma na ten dzień fajrant. Buziak. Żółwik, Szufla. Pa pa. Dobranoc. I jeszcze buziaczki przesyłane na odległość.
Zwykle zostaje z nim Matka, więc dalszy opis dotyczy tego, co ma miejsce, gdy to ona usypia Syna. Kiedy usypia Ojciec, Matka nie do końca wie, co dzieje się w sypialni, ale na pewno słychać dobiegające stamtąd śmichy i chichy - grunt, że w efekcie dziecię śpi.
Wskakuje Pierworodny do łóżka, kładzie się na miejscu Ojca, Matka przykrywa go kołdrą i całuje w czółko, życząc najwspanialszych snów.
I zaczyna się zwyczajowe czytanie "George'a".
Od Świętego Mikołaja Syn Pierworodny dostał m.in. mnóstwo książek. Co z tego, że mnóstwo, skoro równie dobrze mógł otrzymać jedną? Jedną, byle była to książeczka: "Ciekawski George dostaje medal". Pierwszy raz Matka przeczytała ją Synowi 1 stycznia.
Od tamtej pory nie pozwolił przeczytać sobie żadnej innej historii. Co oznacza, że "Ciekawskiego George'a" usłyszał na dobranoc już 74 razy. (Właśnie trwa 75.) Plus niepoliczalną ilość razy w ciągu dnia.
Co gorsza nic nie zapowiada, aby miało się to zmienić.
"Czytanie George'a" to w tej chwili już lekka nadinterpretacja, ponieważ Matka recytuje książkę z pamięci. Wszystkie 47 stron! Kartki przewraca tylko po to, by Pierworodnemu pasowało do schematu. Ale sama ma zwykle zamknięte oczy. I tak męczyłyby się od czytania w półmroku.
Stopień znudzenia codziennie powtarzanym tekstem do pewnego momentu określała Matka kolejno zgodnie z numerem strony, przy której zaczynała ziewać. 35. 27. 14. 9. 7. Od jakiegoś czasu już nie określa. Ziewa ZAWSZE po drugim zdaniu na stronie pierwszej.
Matka szeptem "czyta", Pierworodny powoli zasypia. Bywa, że już przy 6. stronie. Bywa, że wysłucha do końca, po czym gaszą lampkę i leżą jeszcze razem chwilę dopóty dopóki nie słychać jego miarowego, spokojnego oddechu.
Uff. Można wyjść z sypialni.
O ile samemu się przy tym leżeniu nie zasnęło. Nader częste.
Uwierzycie, że w domu Matki Wyluzuj! minęła jedynie godzina?
Rytualne przeniesienie Syna do jego łóżeczka następuje, gdy spać idą rodzice. Nie zawsze skuteczne. Czasem, mimo głębokiego snu, Pierworodny uważa się za Pana i Władcę małżeńskiego łoża swych rodzicieli. A nawet, gdy przeniesienie było skuteczne, nie znaczy to, że nad ranem Syn nie uzna, że woli ponownie zająć środek łóżka swych opiekunów - przy czym środek w tym wypadku oznacza metr czterdzieści z określonego przez producenta materaców metra sześćdziesiąt szerokości.
I co? Daliście radę do końca? Szacun. Kto scrollował?
Ach, przepraszam, ciii...
Śpijcie dobrze.
O matko. W życiu nie nasmarowałam dziecka po kąpieli. Współczuję tych wszystkich rytuałów, szczerze czytać to wszystko to była jedna z najgorszych dziesięciominutówek w moim życiu. Współcz bardzo, zwłąszcza że odstępstwo kończy się awanturą. Ja to jednak mam idealne dziecko. Wrzucam do wanny z mydlinami, pooblewam ją tą wodą z kubka czy konewki (sama wczesniej je wrzuca podczas rozbierania, ale nie gania z nimi po domu) i czekam, aż zechce wyjść. Wychodzi, wycieram ją i w piżamę. Z zasypianiem nie ma to nic wspólnego, bo dziecko po kąpieli jest często bardziej żywe niż przed, ale nawet idealne dzieci mają swoje "wady" ;)
OdpowiedzUsuńNo i tu mi na odcisk nadepnęłaś. JA MAM IDEALNE DZIECKO! I nie zmieniają tego atopowe skłonności jego skóry, które wymagają smarowania. Nie zmienia tego również fakt, że moje dziecko lubi spodziewać się tego, co za chwilę nastąpi. O ile mi wiadomo, w jego wieku jest to całkiem normalna potrzeba. Odstępstwa nie powodują awantur - wielka histeria zdarzyła się raz, kiedy oboje mieliśmy zły dzień a ja niepotrzebnie się zniecierpliwiłam.
UsuńNiepotrzebnie mi współczujesz. Owszem, powtarzalność tych czynności jest męcząca, ale my i tak LUBIMY TO. A moje idealne dziecko nie ma żadnych problemów z zaśnięciem po kąpieli.
We "wstępniaku" uprzedzam, że czytanie nie zapowiada się na lekkie, łatwe i przyjemne. Nie mam więc wyrzutów sumienia z powodu zmarnowania Ci 10 minut życia ;-)
Może Cię zaskoczę, ale to, co mi opisałaś to również są rytuały - tyle, że potraktowane w skrócie.
przeczytałam, ale najpierw skrolnęłam czy faktycznie taki długi. I stwierdziłam, że twój syn używa więcej kosmetyków niż nasza czwórka razem wzięta. Ale nie wiem czy powinnam o tym głośno mówić.
OdpowiedzUsuńA po czym wnosisz, że używa dużo kosmetyków?
Usuńa gdzie napisałam że używa dużo?
UsuńTaki wysnułam wniosek na podstawie tego, że niby używa ich więcej niż 4 osoby razem wzięte (w tym dwoje dorosłych).
Usuńja wysnułam że skoro balsamuje/kremuje (co za głupie słowa, balsamowanie/ kremacja kojarzą mi się źle) się codziennie to jednak więcej niż moje balsamowanie/kremacja (no nie mogę znaleźć innego słowa) raz w tygodniu, męża golenie raz w tygodniu i ok 3 razy na tydzień zrobienie sobie oka przeze mnie... nie liczę tu mydła rzecz jasna, bo to jednak nieporównywalne.
Usuńps. kiedy przyjeżdżacie?? sobotę masz wolną, bo ja zostaję słomianą wdową
UsuńMały bilans. Kosmetyki mojego Syna:
Usuń1. płyn do kąpieli. Używany codziennie, bo dziecko kąpane jest codziennie, tak lubimy. Szamponu nigdy nie posiadał. No cóż. Ale lepiej długo pozostawać łysym niż szybko wyłysieć ;-)
2. balsam do ciała. Zawsze po kąpieli. Ja też używam zawsze, więc nie widzę w tym niczego dziwnego. Nawet Ojcu od czasu do czasu się zdarza. Wodę mamy cholernie twardą a moje chłopaki mają wrażliwą skórę.
3. krem do pupy. Używany tylko na noc. I to akurat rozumiem, że nie jest przez Ciebie używane.
4. krem do twarzy. Nie codziennie.
plus na zimę krem tzw. "na każdą pogodę" i na lato krem z filtrem. I pasta do zębów. To wszystko.
I co? twoje dziewczyny mają tego mniej?
W ten weekend na pewno nie dam rady. Huk roboty. W następny są urodziny Młodego.
Może piątek? Ale trochę bez przekonania to piszę.
no dziewczyn mają płyn do kąpieli i starsza też ma pastę do zębów. czasem nawet szampon, ale to raz w tygodniu włosy myjemy, inaczej puch by miała non stop. pokolenie gender jednym słowem ;-) ;-) ;-) cha cha ;-)
UsuńBez ściemy mi tu. Kremem z filtrem też widziałam jak smarujesz starszą. Bo młodsza była wtedy w drodze.
UsuńNaprawdę możesz się przyznać. Używanie kosmetyków to nie wstyd. Jesteś wśród swoich. Wstań i powiedz to głośno: "Mam na imię Gosia i używam kremu na noc".
doczytałam...uff..idę spać bo dziś moje dzieci postanowiły pójść spać ..dwie godziny później
OdpowiedzUsuńspokojnej nocy...
U nas też jest parę rytuałów "przed spaniowych" Zawsze też czytamy książeczki przed spaniem. O naszym usypianiu pisałam tu http://maniamamowania.pl/czas-na-sen-o-sposobach-na-uspienie-dziecka/
OdpowiedzUsuńO mamo... Już jestem przerażona co będzie chciał mój syn jak będzie w wieku Pierworodnego... Jak to czytałam to miałam wizję, że cały proces zaczyna się o 18 a kończy o 21 albo i później, nie wiem czy to przez ilość tekstów czy opisy ale też zaczęłam współczuć :) ale skoro twierdzisz, że wam to nie przeszkadza to wszystko ok. Ja jednak mam nadzieję, że mój dzieć nie będzie nas w podobny sposób terroryzował (chociaż już próbuje mając 15 miesięcy) i póki co się nie dajemy (a przynajmniej tak nam się wydaje).
OdpowiedzUsuńMoże przegapiłam, ale czy Pierworodny ma jeszcze szczebelki w łóżeczku czy już sam wchodzi i wychodzi z niego?
A i podziwiam kąpieli w wanience - my pożegnaliśmy ją już dawno temu, bo nie dało się małego "gada" kąpać, była wanienka dmuchana a teraz jest wielka wanna i jak tylko mały wbiegnie na górę, to pierwsze kroki to zajrzenie do wanny jakby chciał się kąpać. Niestety jest jeszcze bardzo mało komunikatywny i ciężko zgadnąć co on by akurat od nas chciał ;)
Podziwiam za tą cierpliwość, bo mnie przy kubeczkach szlag by trafił :D
Absolutnie nie uważamy tego za terroryzm :-) Raczej niegroźne fanaberie, które w dużym stopniu nas bawią. A męczy jedyne brak odpoczynku od nich.
UsuńPoważnie, już przy kubeczkach? Przecież to dopiero pierwszy etap po kolacji. I chociaż marudzę i strzelam oczami w sufit, to jednak brakowałoby mi tego, gdyby tak nagle miało się skończyć.
Pierworodny wciąż ma szczebelki i jeszcze długo będzie miał. Przez sen tak "wędruje", że na 100% z łóżeczka by wypadał. Nawet taką przywiązywaną do szczebelków miękką ochronkę wciąż trzeba stosować, inaczej budzi się cały poobijany.
A kąpiel w wanience jest możliwa dlatego, że nasza wanienka nie należy do tych tradycyjnych. Ma dość nietypowy kształt, jest składana i podobno nadaje się nawet do kąpieli czterolatka.
No to podziwiam za te szczebelki, mój już dawno je wymontował i dla jego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa mojej psychiki leżą schowane w szufladzie pod łóżeczkiem ale... Dziurą łóżeczko jest obrócone do ściany ;) też nie wiem kiedy pozwolimy mu spać bez szczebelek bo w nocy strasznie wędruje a do tego zanim zaśnie pewnie ledwo włożony by z tego łóżeczka wyszedł. Usypianie u nas to póki co kąpiel (albo i nie bo nie kąpiemy codziennie chociaż pewnie latem trzeba będzie) walka z założeniem pieluchy - w tym czasie najczęściej mleko w butli, lub ewentualnie czasami kaszka jeszcze przed kąpielą, ubieranie, i do łóżka ;) włączamy kołysankę, gasimy światło, wychodzimy z pokoju i w sumie tyle :) czasem jest bunt - kopanie w ścianę, ale on się musi sam wyciszyć. Kiedyś jak szalał to poszłam z nim posiedzieć żeby usnął, skończyło się moim wyjściem po jakichś 2 godzinach i po chwili od wyjścia zasnął, bo moja obecność go rozbudzała i zamiast leżeć to stał i się dobrze bawił dlatego nigdy więcej (a przynajmniej do czasu aż nie będzie się sam umiał ewakuować z łóżeczka i pokoju). U nas całość z kąpaniem jak idzie dobrze to jakieś 20 minut czasem 30, zależy czy ładnie pije mleko czy cuduje (robimy dwa niekapki mleka i on sobie wybiera z którego będzie pił, po paru łykach podaje jeden niekapek i chce drugi, i tak w kółko aż się mleko nie skończy). Nie wchodzę do niego chyba, że płacze, śpi sam w swoim pokoju odkąd miał niecałe 4 miesiące, Nie wyobrażam sobie by mógł spać znowu z nami w pokoju bo po prostu byśmy go budzili. No i nigdy nie spał w naszym łóżku. Ale to już co kto lubi :) Ja się zawsze bałam, że coś mu zrobię przez sen więc tylko ze 2 albo 3 razy była drzemka przy mamie i to w czasie jak miał nie więcej jak jakieś 2-3 miesiące.
UsuńW takim razie nie czaję. Po co ma wyjęte szczebelki?
UsuńU nas nigdy nie było podawania mleka w butelce. Odkąd tylko Syn zaczął mieć rozszerzaną dietę kolacje jadamy razem przy stole. Tak jak wszystkie posiłki.
Jeżeli do Waszych 20-30 minut dołożysz jeszcze czas kolacji pozostałych domowników, też pewnie wszystko wydłuży się do godziny.
A tego, że dziecko śpi w swoim pokoju szczerze zazdroszczę. Niestety na razie nie mamy takiej możliwości.
My się nie boimy, że coś mu przez sen zrobimy. Raczej, że to on nam coś zrobi ;-) W nocy jestem tak nieprzytomna, że nie jestem w stanie usypiać Młodego jeżeli np. coś złego mu się przyśniło. Zabieram do nas do łóżka i nawet tego nie pamiętam.
Szczebelki wyjęte po to, żeby sam ich nie wyjął i np. nie wpakował sobie w oko, bo pierwsze udane próbu pozbawienia łóżeczka szczeblków zaliczył jak miał z 8 miesięcy, chociaż wtedy chyba jeszcze nie do końca świadomie. Z kolacją u nas nie przejdzie, bo tatuś pracuje popołudniami i wieczorami i do domu wraca o 23.30 a czasem i później więc cały wieczorny rytuał to mój obowiązek, w weekend czasem kąpią się razem :) Butelka u nas poszła już w zapomnienie - zostały niekapki.
UsuńA tak z innej beczki, może mogłabyś opisać plan dnia Pierworodnego a raczej to co i kiedy zjada. Bo ja w sumie nie wiem jak młodemu pozamieniać jedzenie. Ostatnio staramy się, żeby mleko było już tylko wieczorami przed spaniem i ewentualnie jak się obudzi nad ranem i sama woda nie pomaga, Przedwczoraj miał taką fazę, że o 4 w nocy ja mu daję smoczek albo niekapek z wodą a on mi to odrzuca i się chochra jakby to był najlepszy żart świata... Dopiero po mleku poszedł jeszcze na trochę spać, ale nie za długo tak czy siak.
W takim razie mamy zupełnie różne łóżeczka. Bo z demontażem szczebelków w naszym to nawet ja mam problem, Młody tym bardziej.
UsuńJakoś nie czuję się kompetentna w dawaniu rad żywieniowych. Zwłaszcza, że u nas odwrotny problem - Pierworodny nie chce pić mleka. Do końca 21. miesiąca był karmiony piersią i z powodu alergii na białka mleka nie dostawał produktów mlecznych. Od jakiegoś czasu mamy zielone światło na rozszerzanie diety, ale jemu mleko nie pasi. Przemycam tylko małą porcję przy śniadaniu - zjada łyżką z płatkami musli, czasem wkroję trochę banana. W nocy też nie mam problemu z pojeniem, odkąd skończyliśmy z nocnym karmieniem nie budzi się ani na jedzenie ani na picie - zresztą nigdy nie chciał pić w nocy wody. Dawno w odstawkę poszły też niekapki.
Nie sądzę żeby nasz jadłospis jakoś Ci pomógł. Ale jak chcesz mogę rozpisać Ci go w prywatnej wiadomości. Zgłoś się tylko na maila podanego z boku strony.
Uśmiechnęłam się szeroko jak napisałaś, że czytając bajkę Pierworodnemu już po drugim zdaniu ziewasz. Mam tak samo! Książeczka czytana do snu już tak kojarzy się mojemu organizmowi ze snem, że nawet w środku dnia wywołuje u mnie wzmożoną senność:)
OdpowiedzUsuńA rytuały? Może i ze stanowiska czytelnika wydają się dłuuugie i zbyt wymyślne, ale skoro wam jest dobrze to tak ma być:D
Pozdrawiam
Jak napisałam, wszystko trwa około godziny. Czasem przeciągnie się do półtorej. To chyba nie dużo? Przecież w tym mamy kolację całej rodziny, kąpiel, ubieranie w piżamkę, czytanie bajki (a przeczytanie całego "George'a" to prawie 15 minut). W międzyczasie jeszcze sprzątnięte są zabawki i posprzątane po kolacji. Często słyszę jak rodzice skarżą się, że samo zasypianie dziecka trwa godzinę albo więcej. Owszem, wszystko rzeczywiście jest wymyślne, ale tak właśnie podoba się Pierworodnemu :-) A przecież chodzi o to, żeby koniec dnia był dla niego jak najbardziej przyjemny. Skoro każdego wieczora słychać głośny śmiech mojego Syna to rzeczywiście jest nam dobrze :-)
UsuńPrzeczytałam całość i przyznam, że zdziwił mnie fakt, iż Wasz wieczorny rytuał trwa jedynie godzinę.
OdpowiedzUsuńRośnie Wam mały perfekcjonista!! :)
Pozdrawiam serdecznie!
mamaniezwyboru.blogspot.com
Przeczytałam,co prawda na raty ale dałam radę! HaHa! Tyle,że nie wiem czy nie żałuje,bo przestraszyłam się w obawie że czeka mnie to samo.
OdpowiedzUsuńSpokojnie, nie martw się na zapas. Każda rodzina tworzy się własne rytuały. Jak widzisz powyżej w komentarzach, u każdego jest inaczej.
UsuńA i oczywiście mój Pierworodny jest nad wyraz wyjątkowy ;-)
Przy noszeniu kubeczków już nie wytrzymałam i zaczęłam rżeć :) Cudny ten Twój Pierworodny!
OdpowiedzUsuńPS Królowe też bawią się w kąpieli tymi kubeczkami (od półtora roku?). Na szczęście w naszym rytuale Wiki sama wrzuca je do wanny, stojąc już po łydki w wodzie.
Ach, ja to wiem kogo należy polecać... Zdecydowanie cenię sobie inteligentne kobiety i inteligentnych ludzi w ogóle :-) Cieszę się zatem, że poznałaś się na cudności Pierworodnego. Zgadzam się z Tobą w stu procentach :-)
UsuńPrzeczytałam ... rytuały dobra rzecz , podobnie jak zasady .Przesada jedynie jest nie dobra . Matka matce morałów prawić nie powinna , wręcz nie wskazane . Także mądrować się nie będę tym bardziej ,że matka się nie skarży i zmian nie chce .
OdpowiedzUsuńNasz pierworodny od urodzenia sypia w swoim pokoju i łóżeczku a z czasem łóżku swoim , no ale mój to nad wyraz jest wyjątkowy ;)
Każdy lubi to jak ma albo ma jak lubi.;)
Wychowanie , rytuały to jak gust - nie dyskutuje się :) Matki chyba wszystkie bez wyjątku bardzo się irytują próbą dyskutowania.
Pozdrowionka
Ależ są zmiany! Czasem niosę do łazienki czerwony kubeczek, czasem biały, żółty, czarny... A wczoraj to nawet niosłam 4 na raz ;-)
UsuńMarudzę, bo lubię. A prawda jest taka, że za kilka lat, kiedy Synuś już nawet nie pozwoli mi wejść do łazienki podczas jego kąpieli, będzie mi tego brakować. Tak naprawdę przecież te wszystkie przesadne i zbędne ceregiele typu noszenie kubeczków czy mówienie: "pa pa lampo, pa pa wieszaku" itd. są zabawne, a przedłużają całe pójście spać jedynie o kilka minut.
No i racja !!! dlatego nie ma co prawić mądrości i rady wygłaszać !To piszę ja matka:)
UsuńFragment o Ciekawskim George'u wspaniały! Najlepsza recenzja książki :) Zapraszam na stronę George'a na FB :) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńCudowne wieczory masz Matko! Pierworodny jest rozkoszny )
OdpowiedzUsuńUrocze są te małe rytuały,a ja jeszcze przy tym słychać śmiech dzieciaki to cóż tu więcej chcieć. U nas tez pańska rożne rytuały.mamy znajomych, u których każdy dzień i wieczór przebiega inaczej. Ich syn miał bardzo długo problemy ze spaniem. Wiec ja jestem na tak.
OdpowiedzUsuńA co do George'a, to mój pierworodny ma książka z 8 opowieściami o George'u. Był okres kiedy dzień bez kilku bajek o George'u to był dzień stracony. Na szczęście już sie zmienił repertuar.
Papola
Popłakałam się...ze śmiechu;)i wcale nie było ciężko dobrnąć do końca:)
OdpowiedzUsuńDzieci potrafią zadbać żeby się dorosłym nie nudziło, prawda :)) wspaniałe wieczory, na pewno czasami męczące ale tak jak piszesz jeszcze trochę i zamiast tego będzie: "mamo nie chce buziaka" Twój Synek jest niesamowity :) Miło było przeczytać i wcale się nie dłużyło, zresztą po to weszłam na bloga żeby czytać przecież:)) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńps. jak czytam komentarz do takiego osobistego tekstu, i czytam te "współczuję Ci" "ja to mam tak prosto" "moje dziecko jest idealne" (dla niektórych tożsame określenie z nieproblemowe - nie wiem dlaczego???) to chce się rzygać, niektóre baby maja tupet..
Trafilam tu po raz pierwszy i usmialam sie szczerze :) Rytualy kubeczkowe sa rozkoszne, to takei rzeczy, ktore sie bedzie pamietac do konca zycia, a duze juz dzieci beda sie przy wspominkach ukac w czolo sadzac ze to wymyslilismy :P U nas mimo duzo wiekszej elastycznosci rytualow calosc trwa w sumei dluzej, ale to dlatego, ze od momentu przygotowania kapieli w dwulatka wstepuje demon ruchu. Tez ma skore atopowa, wiec mamy baterie kosmetykow, ale smarowac kremem trzeba go goniac po calym pietrze, podobnie jest z zakladaniem pizamy :P Przynajmniej tak sie wymeczy, ze zazwyczaj zasypia blyskawicznie po kilku bajkach :)
OdpowiedzUsuńPopłakałam się przy kubeczkach. Ze śmiechu. Na szczęście u nas Pierworodny mniej wymagający.
OdpowiedzUsuńStrasznie się zdziwiłam czytając większość tych komentarzy.. Ja przeczytałam całość jednym tchem i uśmiałam się przednio już od pierwszych słów i w ogóle nie uważam tych rytuałów jako męczących. Mój synek też uwielbia kubeczki i choć jest jeszcze trochę za mały na takie rytuały to już go sobie wyobrażam za kilka miesięcy:) Nie mogę się wprost tego doczekać:) Gratuluję superowego synka!
OdpowiedzUsuńUroczo macie hehe
OdpowiedzUsuńDotrwałam do końca i dobrze się przy tym bawiłam.
Jako matka trzylatka mam tylko delikatnie lżej :),
samodzielne zasypianie skończyło się z chwilą zmiany łóżka, na takie, z którego łatwo nawiać, początkowo więc z musu zatrzymania pierworodnego w łóżku siedziałam przy nim, aż zasnął, potem trochę diametralnie pozmieniało nam się życie, więc nie było dobrego momentu na to, żeby to zmienić, a teraz tego nie zmieniam bo najzwyczajniej w świecie sama kocham te nasze wieczorne rytuały, czasem jestem tym wykończona, są dni kiedy marzę żeby zasnął jak najszybciej żebym miała chwilę dla siebie, ale matka też człowiek...dni słabości mijają i znów cieszą mnie wieczorne przytulanki :)
anetaab