Czasem bywa tak, że brakuje sił na najprostsze, podstawowe czynności. Nie ma nawet siły wykrzyczeć na co się nie zgadza. Wyciągnięcie odkurzacza przerasta fizyczne możliwości. Przyklejenie uśmiechu przerasta możliwości psychiki.
Bywają dni, kiedy w domu po wielokroć słychać płacz. Ale tym razem nie jest to płacz rozhisteryzowanego dwulatka. Płacze się, w swej bezradności, gryząc własne ramię, przywiera do ściany i prosi, by móc na chwilę zniknąć, by przez chwilę być niebytem, by przez chwilę nie musieć.
Bywają dni, kiedy w złości, tracąc cierpliwość ciska się zabawką o podłogę. By zaraz po tym, znów we łzach, przepraszać zdziwione dziecko, tłumaczyć, że się nie powinno, że przecież tyle razy mówiło się, że nie wolno rzucać zabawkami, że mama obiecuje, że już więcej tak nie zrobi. I samemu już nie wierzy się w te słowa, bo jak nie wolno, jak wolno, jak przed chwilą mamie było wolno...
Są takie dni, kiedy jedynym sukcesem jest zrobienie przez dziecko siku do nocnika. Ale nawet to znika pod ciężarem wszystkich porażek. Są dni kiedy ma się wrażenie, że jeżeli jeszcze raz będzie musiało się powtórzyć: "Chodź umyć ręce", to się zwymiotuje. Że jeżeli będzie musiało się walczyć ze zmyciem jeszcze jednej kredki z krzesła, to prędzej tym krzesłem huknie się przez zamknięte okno.
I bywa też tak, że nie ma komu tego wszystkiego powiedzieć. Zapłakana tulisz w ramionach maleńkie, dwuletnie ciałko całym swym jestestwem obejmujące Cię za szyję, ale wiesz, że nie tego w tym momencie potrzebujesz. Że to Ty chcesz przez chwilę być tym maleńkim ciałkiem objętym przez kogoś. Kogoś, kto się Tobą zajmie, kto nawet nie musi mówić, że będzie dobrze, abyś w to uwierzyła, kto podmucha w Twoje myśli i już nie będą bolały.
Odzywa się do Ciebie znajoma, która ma prawdziwe problemy i, jak sama mówi, "doła jak stąd do jądra ziemi". I co jej powiesz? Że dziecko wyrzuciło z półki wszystkie książki i nie chce pozbierać? Przecież sama wiesz, że to nic. Tylko dzisiaj to dla Ciebie już za dużo. Że z mężem od 11 dni nie rozmawiasz? Że nigdy, przez 9 lat nigdy, tak nie było? A ona zapyta o co się pokłóciliście. I co jej powiesz? Że się nie pokłóciliście? Idiotyczne. Nic nie mówisz. Pocieszasz ją.
A potem znów płaczesz, bo nie ma kto pocieszyć Ciebie. Bo tak bardzo potrzebujesz przytulenia, że gotowa jesteś, wbrew sobie, zawołać: "masz rację, wszystko to moja wina, zasłużyłam sobie, tylko znów mnie kochaj, tylko znów obejmij, żeby wszystko się ułożyło".
Bywa, że nazbiera się w Tobie tyle smutku, że rozlewa się wszędzie wokół Ciebie. Czujesz jak Cię unosi, jak na nim odpływasz. I nie bronisz się nawet, bo przecież potrzebujesz odpłynąć, potrzebujesz być daleko stąd. Potrzebujesz wyjść, cicho zamykając za sobą drzwi. Ale wiesz, że nie ma takiej możliwości. I wiesz, że nie masz dokąd pójść.
Czasem jest tak kurewsko pojebanie, że nie nadaje się to do opisywania na porządnym blogu parentingowym. Czasem postu nie będzie.
Powiem tak... Jakie to prawdziwe! Znam, oj znam to. 3maj się
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTo u mnie był dziś jeden z tych kurewsko pojebanych dni. A czare goryczy przelała szuflada, która nie chciała sie zamknać! I się rozpłakałam. Trudny żywot nas kobiet! Pozdrawiam. Pocieszam się tym postem, ze nie jestem sama w swoim jebnieciu hormonalnym.
OdpowiedzUsuńPrzytulam Cię bardzo, bardzo mocno. A jeśli masz ochotę się wypłakać wirtualnie to zapraszam. Adres znasz.
OdpowiedzUsuńmatko kochana...tak ryczalam 4dni temu tak ryczalam ze az bolala mnie dusza i tez jedyne co chcialam to zeby mnie ktos przytuil...ehhh pojebane zycie. syny sa matko!! wkurzaja na maxa czasem ale bez nich nie ma zycia;)) trzym sie watko walnij sobie drina ja tak czynie a twoje zdrowie.
OdpowiedzUsuńściskam i rozumiem
OdpowiedzUsuńOjojoj! Tulę! Mocno! Bierz u mężo-szefa urlop na żądanie i przyjeżdżaj z Pierworodnym na te faworki!
OdpowiedzUsuńEeee, ja rozumiem, szuflada co to się nie domyka (Katarzyna B.). Ja rozumiem, że syny to wkurzają (MATRIOSZKA). Matko Wyluzuj - że krzesło i że kredka. Ale żeby tak zbiorowo? No powiedzcie mi, czy to zbiorowy PMS przedwiosenny może? Bo u mnie niby dobrze, niby choroby (tfu tfu oby, bo luty miesiącem chorowania) odchodzą za horyzont, niby nic nowego doktory nie widzą. Niby mąż ze mną gada, niby córa jak malowana śpi grzecznie i nie jojczy. A mnie wszystko wk... denerwuje. I jestem PO miesiączce więc to nie szanowne hormony. Trzymajcie się babki, może jak słońce wyjdzie i będzie powyżej tych 15 stopni będzie jakoś... łatwiej?
OdpowiedzUsuńJa też jestem PO już więc to chyba przesilenie jakieś... a co do tych 15 stopni to już marzę o nich!!!
Usuńwirtualnie przytulam...
OdpowiedzUsuńNo bywają takie dni... i nie ma się tu co mądrować .Przeczekać trzeba innego wyjścia jak do tej pory nie znalazłam..(
OdpowiedzUsuńSmutne pragnienie usłyszenia ciszy.
OdpowiedzUsuńBęde tu zaglądać.
mamaniezwyboru.blogspot.com
Mogę pocieszyć "nie jesteś sama", mogę skłamać "kiedyś to minie", mogę obiecywać "że nigdy nie wróci"...
OdpowiedzUsuńJa często odbijam się od ściany, może to banalne ale mnie pomaga "Sojka" - nie ważne, która piosenka...nie znam lepszego rozładowania kumulacji stresu i smutku...ważne abyś nie utonęła. Rzucam koło ... łap :)
Chce się powiedzieć: jak w życiu mamy malucha. W takiej sytuacji zawsze jest tylko droga do góry. Więc przesyłam gorące uściski i sercem jestem z Tobą.
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem i nie musze w cale wczuwać w sytuację,aby poczuć to samo.Mam podobnie...sama w wielkim mieście,wsród ludzi,którzy nie rozumieją,ba nawet nie chcą wysłuchac,usłyszeć...wymagają tylko uśmiechu i zaprogramowanego gadania,że jest dobrze i będzie jeszcze lepiej.
OdpowiedzUsuńŚciskam.
Ja jeszcze kiedyś próbowałam się komuś żalić, tak zwyczajnie pogadać... Ale już przestałam. Żaląc się swojej matce (co też mi przyszło do głowy) słyszałam, że chciałam to mam i mam za swoje. Żaląc się M słyszałam, że inni mają gorzej, że takie narzekanie to bez sensu i żebym się kurwa wzięła w garść. Żaląc się znajomym słyszałam- ale przecież masz zdrową śliczną córke, jest taka słodka. Posłuchaj lepiej jakie ja mam problemy... NOSZ KU... czemu ktoś po prostu nie zamknie gęby, wysłucha, poklepie po ramieniu lub przytuli. Nie potrzebuje słów- potrzebuje, żeby ktoś wysłuchał i nie bagatelizował i nie umoralniał i nie porównywał moich problemów z problemami innych!!!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Kochana.. pamiętaj, że po drugiej stronie sa też takie sfrustrowane, wkurwione z pmsem i innym dziadostwem matki i zawsze Cię wysłuchamy!!!!
Pozdrawiam
Bywa tak oj bywa. I ja sama do siebie mam pretensje że nie powinnam tak, nie mogę. Siłaczką mam być, strongmenką więc jaki brak sił? Dupa. Mogę czasem robić nic i siasc na podłodze i tyle. Mogę mieć zły humor i smutek w sercu bo człowiekiem jestem. I też czasem a nawet często lubię jak to mnie ktoś przygarnie, poglaszcze po głowie i powie WSZYSTKO JEST DOBRZE.
OdpowiedzUsuńTulimy, tulimy :-)
OdpowiedzUsuńCzasami tak jest, cholernie cholera
OdpowiedzUsuńtrzymaj sie
Oj tak, też znam ten stan duszy.
OdpowiedzUsuńKurczę, wreszcie ktoś normalnie opisał o co chodzi z tymi zachowaniami... Zasada jest prosta - odtrącasz męża, więc on to z pokora przyjmuje za fakt, a tymczasem Tobie chodzi o coś odwrotnego... 15 lat ślubu nic mi tu nie pomaga - tego nigdy nie zrozumiem, ale jakoś spróbuję się dostosować.
OdpowiedzUsuń