Wrócili.
29 godzin. Uff. Dała Matka radę.
Wrócili. Pierworodny jakby wyższy. Doroślejszy.
Nie miał kiedy tęsknić. Dostał nowe auta. Wiecie, takie co robią "łiii-juu, łiii-juu". Chyba o takich marzył, bo wygląda na to, że gotów byłby sprzedać za nie Matkę, Ojca i jeszcze Kota wraz z kuwetą.
Kino nie wypaliło. Okazało się, że bilety na film wykupione były na miesiąc wcześniej - na godzinę przed seansem bilet był tylko jeden - a matek dwie, czyli Matka i jej Koleżanka. Z żalem stwierdziły, że trudno i bez żalu poszły przepić kasę na kino.
I powie Wam Matka, że specjalistką od zbierania lajków na Facebooku to nie jest, ale tyle kliknięć "Lubię to!" za zdjęcie, ile dostała za fotkę kieliszka z różowym Cosmopolitanem, to ostatni raz miała jak Pierworodny auto na ścianie narysował różową kredką. Więc albo tak bardzo lubicie kolor różowy albo Sodomia i Gomoria w tych parentingach zaczyna się szerzyć ;-)
Matki, jak to matki - nienawykłe do imprezowania, dwa drinki i do domu. Bo dzieci, praca, bo trzeba. Ale przez chwilę pościemniały, że w kinie naprawdę były. O wypasionych drinkach nie wspomniały, za to, że film świetny, nawet wymyślonymi szczegółami rzucały - nie podpadły.
Matka to nawet poudawała jeszcze chwilę imprezowiczkę i, zanim o 21:30 wróciła grzecznie do domu segregować dziecięce ciuszki, pod blokiem zjarała pół papieroska. Tylko ciii... ani słowa Ojcu. Z resztą palacze i tak nie uznają tego, co Matka paliła za papierosy, swego czasu Matka też nie uznawała ("Poproszę najsłabsze jakie są."). Ale wczoraj.... mmm... z namaszczeniem otwierała paczkę, wyjmowała wymarzonego od wieków cieniutkiego papieroska, odpalała i pełna wyrzutów sumienia, prawie się nie zaciągając, delektowała się smakiem... mmm... Przez 3 "buszki". Potem już miała dość, ledwie wytrzymała do połowy, zgasiła. Weszła do pustego mieszkania i poszła umyć zęby. Taka mamuśka-imprezowiczka.
Obejrzała "Bitwę o dom" i zrobiła przegląd malutkich piżamek, koszulek i spodni. I już nie mogła znaleźć sobie miejsca.
Za cicho. Za pusto. Brakowało świadomości istnienia ciepłego, miarowego oddechu w łóżku za ścianą. Z przyzwyczajenia po ciemku wchodziła do sypialni, bezszelestnie starała się wślizgnąć pod kołdrę. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie musi. Dziwnie. Nieswojo.
I nie było z kim powygłupiać się rano.
Wstała wcześniej żeby przed pracą jeszcze nastawić i rozwiesić pranie. Bo malutkie skarpetki się skończyły.
Jajecznicę zjadła. Na kanapie. Przed telewizorem. Od półtora roku nie jadła śniadania gdzie indziej niż przy stole.
Na szczęście o 17-tej wrócili. Po pracy jechała już z nimi do domu. Nie musiała jeść samotnej kolacji na kanapie. Znów mogła obejrzeć ten odcinek "Ciekawskiego Georga", w który George leci rakietą w kosmos. I po raz kolejny przeczytać na dobranoc o Śwince Peppie i wozie strażackim. Znów mogła być dorosła i odpowiedzialna. Znów mogła być niepoważna i wygłupiać się na łóżku z Synem, i autami jeździć, i udawać samolot w drodze do wanienki.
A po kąpieli okazało się, że Pierworodny wyrósł z kolejnej piżamy. A gdy był u dziadków, że dosięga już do poręczy schodów, do której nie dosięgał dwa tygodnie temu. I wrócił z umiejętnością mówienia "kocham", co brzmi jeszcze tak, że jednak nie sposób zapisać. A przy kolacji powiedział "karetka" (kaleta).
Przecież jeszcze z takim malutkim się nim żegnała...
Co w tych przydrożnych barach dodają do frytek?
A tak naprawdę...
Powinni częściej jeździć na takie męskie eskapady. Matka chętnie się zahartuje w swej tęsknocie.
Może następnym razem zabaluje aż do 22:00?
Jestes genialna, uwielbiam Cie czytac ;)
OdpowiedzUsuńTy jesteś Matka Wyluzuj, a ja chyba Matka Wyrodna :P Gdyby moje dzieci sztuk dwie ktoś ode mnie zabrał na jeden dzień i jedną noc to pewnie balowałabym ze 3 dni :P Od prawie 4 lat moją największą rozrywką jest rodzinny wypad do Ikei :( To jest dopiero koszmar ;) Tylko ja nie wiem, co z moimi Potworami jest nie tak, że nawet na kilka godzin nikt ich nie chce przygarnąć :P
OdpowiedzUsuńPóki rzeczywiście nie dostałam takiej możliwości też myślałam, że tak właśnie będzie... Nie taka Matka Wyrodna jak się (u)maluje
Usuń;-)
Doskonale Cię rozumiem.. Ja też "wolno" się rozkręcam. Widocznie za mało wyrodna jestem :)
OdpowiedzUsuńAle wierzę że nastąpi ten dzień gdy chłop mi dzieci na weekend zabierze..ehhh
Zawsze jeszcze możesz sama się zabrać z domu na weekend ;-) Na szczęście mój mąż niespodziankę taką sprawił mi w środku tygodnia. Kto wie, co by się ze mną działo, gdybym nieoczekiwanie dostała wolny weekend i w ryzach nie trzymałaby mnie konieczność chodzenia do pracy ;-)
UsuńSodomia i Gomoria, bez dwóch zdań :)
OdpowiedzUsuńWolność bez dziecka dopiero mnie czeka, ale przypuszczam, że będzie podobnie do Ciebie, będę tęsknić :)
OdpowiedzUsuńJa mam czas na takie doświadczanie wolnośći od dziecka i małża,ale próbowałam sobie wyobrazić jak to jest i już zatęskniłam...
OdpowiedzUsuńBo 'kocham' szczególnie przychodzi na myśl, kiedy się tęskni :-)
OdpowiedzUsuńJa miałam raz takie wolne od męża i synka, odkąd mały przyszedł na świat. Wyjechałam na weekend do siostry, mały miał około roku wtedy, i muszę się przyznać, że się zamartwiałam wyłącznie przez pierwsze trzy godziny, potem napawałam się słodkimi chwilami wolności. A moi faceci świetnie sobie poradzili, reakcją na mój powrót było coś w rodzaju: 'O, już jesteś? Tak szybko?!'
A dlaczego ja nie widzę Twojego fejsbyczenia moja droga, hę?
OdpowiedzUsuńA pytaj mnie a ja Cię, kochana.
UsuńNie wiem dlaczego, ale to karygodne!