Matki wciąż nie opuszcza wizja jaką to będzie super-ekstra-hiper-wyluzowaną matką, jeżeli przyjdzie jej kiedyś zostać matką po raz drugi.
Pani doktor, która będzie próbowała wmówić Matce, że jej dziecko z kolką płacze z winy Matki, usłyszy żeby sp... spadała na bambus.
Ktokolwiek będzie chciał zasugerować Matce, że jest egoistką, bo chociaż siedzi w domu jak ten darmozjad to nie chce jej się z gołym cyckiem latać i rocznego dziecka poić, niech lepiej dla własnego dobra z oczu Matce zejdzie.
I skoro jedno dziecko dorodne wykarmiła to przy drugim nie da sobie trajkotać nad uchem, że "może ono się nie najada" na zmianę z "może ono jest przekarmione".
Każda publikacja na temat BLW niech od razu sama się przed Matką schowa.
Smoczki niech się już parzą i w rzędzie ustawiają. Ale żeby jedno było jasne. Przyjaźń to krótkoterminowa. Może i od pierwszych dni, ale po pół roku won!
Potencjalny bobas niech się nie martwi na zapas, że na początku nie będzie lubić leżenia na brzuszku a podnoszenie główki w tej pozycji będzie dla niego katorgą - Matka nie zamierza już nigdy więcej z tego powodu płakać i histeryzować.
I nie musi też bobas martwić się o płakanie Matki w trzecim tygodniu jego życia o to, że na pewno za mało zabaw edukacyjnych Matka mu organizuje i przez nią nie będzie tak mądry jak inne dzieci - tego też Matka obiecuje już nigdy w życiu ani żadnemu dziecku ani sobie nie robić.
Obiecuje też Matka ufać swojej intuicji a nie ślepo lekarzom. I jak uzna, że coś jest nie tak, to znaczy, że tak jest, a nie, że sobie coś wymyśla.
Pielęgniarkę środowiskową, która przyjdzie jej dupę zawracać głupotami za drzwi szybko wystawi zamiast się denerwować i przejmować, że może kuratora na nią nasłać i dziecko odebrać. Albo tym razem wprost będzie pytać jaki cel ma jej wizyta, bo od kwietnia 2012 roku nie daje to Matce spokoju.
Ale jak spotka Matka jeszcze kiedyś panią Kasię - położną, która przychodziła do niej z wizytami patronażowymi, to od razu ją ozłoci i będzie miała przygotowany dla niej bukiet kwiatów. Za to ile Luzu dały Matce jej odwiedziny i telefony, gdy zbluesowała przy Synu Pierworodnym.
Nie będzie musiała Matka kompletować całej wyprawki, więc nie będzie przejmowała się jakimiś przedziwnymi pierdołami typu, że wózek skrzypi jakoś tak jak nie powinien skrzypieć (teraz Matka ma w nosie czy on nadal jej skrzypi czy nie) albo, że wykończenie budki w gondoli miało być skórzane i granatowe, jak w modelu, który zamawiała, a nie z beżowego materiału jak cała gondola, jak w modelu, który jej sprzedano. Oleje też niezgodny z wzornikiem kolor tapicerki fotelika samochodowego - teraz już Matka wie, że nie ma znaczenia na jakiego koloru obicie dziecko ulewa, ślini się i wylewa napoje. Nie przejmie się też wieloma innymi duperelami, bo ich po prostu nie kupi, wiedząc, że nie są jej tak naprawdę potrzebne.
Nie sfiksuje też Matka na punkcie tego, że jej 8-miesięczne dziecko nie ma żadnej grającej zabawki. A chyba powinno mieć, bo przecież wszystkie dzieci mają. I nie poleci kupić mu Fischer Price'a za stówkę (nie myśląc o tym, że za miesiąc Gwiazdka i cała rodzina wpadnie na to, by kupić mu jakieś grające zabawki). Nie poleci, bo przecież wszystkie zabawki odziedziczy po starszym bracie.
Jeżeli bobasowi nie będzie chciało się odbić po karmieniu, Matka nie uzna tego za dowód na jej nieporadność i bycie złą matką. Będzie już wiedziała, że nie wszystkim dzieciom odbija się po każdym posiłku.
Ech... To niesamowite jaką Wyluzowaną będzie kiedyś Matka... Potencjalne rodzeństwo Syna Pierworodnego będzie miało cudowne dzieciństwo... Cudowne...
A póki co pozostaje ćwiczyć się na Pierworodnym. Czyli wychowywanie człowieka metodą prób i błędów.
Ja już sprawdziłam to w praktyce, ze przy drugim bobasie jest sie o niebo bardziej wyluzowanym. Tylko jest jeden problem drugi bobas to nie kopia pierwszego. Przy pierworodnym tez fiksowalam ze sie nie odbija me po posilkach. A on taki był ze odbijało sie raz na miesiąc. Za to z drugim... Najpierw nie odbijałem bo tak sie nauczyłam przy pierwszy a on płakał. Okazało sie ze musi mu sie odbić przynajmniej 2-3 razy po każdym posiłku!! I weź ty bądź tu mądry;)
OdpowiedzUsuńPapola
Jest inaczej, ale zapewne nie pojawia się już myśl: "Fuck, jak mogłam zapomnieć o odbiciu po jedzeniu u własnego dziecka? Na pewno jestem najgorszą matką świata :-("
Usuń;-)
Hmm...ja jestem wyluzowana pod kątem wychowania....Schizuje nadal jak zachorują, to się nie zmieniło...
OdpowiedzUsuńZ młodym czytałam tony ksiązek...jak wzmocnic poczucie wartości, jak wychować zwycięsce...teraz już odkładam na terapie dla niego przez zeschizowaną matkę, hehe...Z Hanką wszystko idzie tak...naturalnie...ja ją tylko karmię, zmieniam pieluchę i dużooo przytulam...reszta jakoś się kręci...
sama prawda - u mnie to sam, ale chyba smoczek zostanie dluzej (za slaba psychika u matki)
OdpowiedzUsuńSuper się czyta!! Matka wyluzuj:) bo się wrzodów nabawisz:) a tak serio serio to tez mam nadzieję, że kiedyś przy drugim będę się mniej schizowała np każdym kichnięciem i zatkanym noskiem:D
OdpowiedzUsuńhttp://swiatsiekreciwokollenki.blogspot.com/
Ja już teraz nie panikuję w takich sprawach. Mam wrażenie, że przy drugim to już nic mnie nie ruszy ;-)
UsuńHa! Fajowe! Ja też mam ochotę się zastanowić, co u mnie ewentualnie się zmieni na plus i z czym wyluzuję :)
OdpowiedzUsuńA zastanawiaj się! Gwarantuję, że też się nieźle z siebie uśmiejesz.
UsuńJa miałam fisia na punkcie dostosowywania zabawek do wieku. Klocki Lego są od 1,5 roku? To w 11 miesiącu NIE MOŻNA dać ich Wikulowi, bo dziecko będzie sfrustrowane. Wózek dla lalek ma małe śrubki przy kółkach? O rety, a jak się odkręcą i Wiki je zeżre? Elunia zaczęła bawić się Lego, gdy miała półtora miesiąca. Śrubek z wózka też nie zeżarła, choć codziennie gryzie kółka. I nadal nie zauważyłam, by bawienie się zabawkami starszej siostry powodowało jakieś ubytki umysłowo-osobowościowe u młodszej królowej. :)
OdpowiedzUsuńCo racja to racja. Myślę sobie przede wszystkim o tej wyprawce co to tyle się kupiło a teraz czasu brak żeby sprzedać bo zbędne.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, super-hiper-ekstra-fajnie czyta się z czym Wy miałyście problem wyluzować. Mam nadzieję, że zgłosi się ktoś jeszcze.
OdpowiedzUsuńPowoli robi się z tego manifest:
Matko, wyluzuj - zrób sobie drugie dziecko!
Trzecie, trzecie dziecko! Przy drugim ma się fisia na punkcie równego obdarowywania miłością. Tą nosiłam godzinę na rękach, a tamtą tuliłam tylko trzy kwadranse - cholera, żeby nie poczuła się odrzucona!
UsuńDziś, gdy dziewczyny oblazły mi kadłub (Wikul siedział na lewym kolanie i wtulał mi się w lewą pachę, Elunia stała na mojej prawej nodze i gryzła mi prawe ramię) zastanawiałam się, czy wraz z urodzeniem trzeciego dziecka matce wyrasta trzecia ręka? Bo jak inaczej ogarniać towarzystwo? No jak, panie premierze?
TĘ! Tę nosiłam godzinę. Tfu, włosienicę czas zakładać, byków narobiłam...
UsuńU mnie dokladnie to samo. Ciagle sie zastanawiam czy aby na pewno każdego tak samo mocno wysciskalam i ta sama ilośc upomnialam:)
UsuńPapola
Moe, za późno, prof. Miodek już przeczytał tamten komentarz. Zgłosił się do mnie na tzw. "priv". Wspomniał coś o tym, że będzie musiał wnikliwie przyjrzeć się Twojej pracy magisterskiej.
UsuńJak mało kiedy mogę zwrócić się tak do kogoś, nie do siebie:
Moe, Wyluzuj! - zbyt wielu polonistów tu nie zagląda. Oczywiście poza Panem Profesorem.
Teraz to już naprawdę idę szukać wora pokutnego ;)
UsuńA jeszcze o tych dzieciach mogę wtrącić? Chyba Zimno kiedyś pisała, że według jakiś tam badań (pewnie amerykańskich naukowców) najbardziej zestresowani są rodzice trójki dzieci. Dlatego najlepiej mieć czwórkę :) Czytałam kiedyś wywiad z ojcem czwórki czy piątki dzieci, porządnie wielodzietnym w każdym razie. I on stwierdził, że: przy pierwszym martwimy się o wszystko, przy drugim, o czas dla jednego i drugiego, przy trzecim o czas dla siebie, a przy czwartym przestajemy się już martwić, bo byśmy osiwieli i zwariowali. Więc przy tym czwartym luzujemy zupełnie i nagle się okazuje, że świat się nie wali, a dzieci są szczęśliwe. Więc wtedy piąte i następne dziecko nie są wyczynem, tylko naturalnym biegiem życia. Jak dobije do czwórki-piątki i nie będzie tak, jak ten człowiek mówił, to go znajdę i sobie z nim porozmawiam po swojemu ;)
Tak się rozpędziłaś, że zabrakło mi słów.
UsuńW każdym razie gorąco kibicuję byś empirycznie mogła tego luzu doświadczyć. Nie tylko czytając teorię. A jak doświadczysz i potwierdzisz to biorę męża w obroty i do dzieła, gonimy Was ;-)
Hihi, to może póki co zrównaj ze mną, żebyś nie miała dużych strat do nadrabiania... ;) W obroty męża już przecież wzięłaś :)
UsuńMoe, nie wierz we wszystko co napisane ;-) Może ze mnie taki tylko erotoman-gawędziarz?
UsuńSuper jestes:)Dolaczam sie do manifestu:)Pierwsze dziecko,to zawsze ma przechlapane,taki model do testowania;)Wszystkie swoje dzieci kocha sie miloscia szalencza,ale przy kazdym kolejnym matka robi sie coraz bardziej wyluzowana:)
OdpowiedzUsuńcoś w tym jest, bo choć wszystko jest inaczej, nie było kolek? to są codziennie do skończenia 3.5 miesiąca. nie trzeba było nosić? to trafia nam się wyjątkowo lubiący noszenie egzemplarz. dziecko spalo przy hałasie, to się budzi przy każdym krzyku starszej siostry... a mimo to jakoś ten luz większy, to chyba reakcja obronna organizmu ;-)
OdpowiedzUsuńJak sobie porównuję o ile bardziej wyluzowana ode mnie byłaś przy pierwszym dziecku to aż ciężko sobie wyobrazić jak wielki LUZ masz teraz - myślę, że Bob Marley po dobrym joincie nie miał takiego ;-)
Usuń