Rok już Matka pisze?
Jaja jakieś. Przecież dopiero co pierwszą notkę zamieściła. Trochę bez pomysłu jak to ugryźć. Trochę nie wiedząc o czym właściwie będzie pisać. Myśląc, że ponarzeka na świat, na macierzyństwo, na wszystko, przez dwa - trzy miesiące się wyżyje i jej przejdzie to całe pisanie. Że się znudzi, zmęczy, odpuści.
A tu proszę, nie odpuszcza. Trzyma mocno. I wygląda na to, że potrzyma jeszcze jakiś czas.
Gdy zaczynała Matka pisać, Syn był taki malutki... Jeszcze nie chodził. Teraz chodzi po szafkach kuchennych. Jeszcze nie mówił, dopiero co nauczył się mówić "mama". Nadal nie mówi, a od tamtej pory nauczył się mówić "mama" i zapomniał po kilku dniach już z 10 razy. W zasadzie nigdy nie posługuje się więcej niż 3-4 słowami. Aktualnie są to "ka-ka", czyli kaczka i "nie ma", co oznacza to co powinno a słyszane jest kilkadziesiąt razy dziennie, pięknie artykułowane i wzbogacone jest zwykle odpowiednim gestem z rozłożeniem rączek na boki i jednoczesnym odgłosem paszczowem typu pierdnięcie.
Wiele się wydarzyło w życiu Pierworodnego przez ten rok. Oj wiele...
O, na przykład:
polizał kocią kupę - a Matka nie padła na zawał, nie przeczytała całego internetu by dowiedzieć się ile chorób mógł złapać, nie pobiegła też na pogotowie, nie odmówiła pięciu zdrowasiek ani nie poszła na kolanach do Lichenia w intencji bycia lepszą matką. Napisała tylko o tym w swoim kajecie a później zrobiła z tego post na blogu i Wyluzowała!
Zamknął Matkę w łazience. I tu nie ma się co śmiać. Nie było Matce do śmiechu, gdy niespełna 12-miesięczne dziecko uwięziło ją w jej własnej łazience. Gdy byli sami w domu. Nie licząc Kota. Tekst ku przestrodze. Pamiętaj, aby zawsze trzymać w łazience wszelkie narzędzia, które mogą przydać się do wydostania się z niej w ekstremalnej sytuacji. Jeśli masz szczęście, wystarczy trzonek od miotły. Okazuje się, że jednak są takie sytuacje w życiu kobiety, kiedy nawet najlepszy tusz do rzęs jej nie uratuje.
Większy skok adrenaliny Matka zaliczyła tylko, gdy Pierworodny samodzielnie pojechał windą na 10. piętro.
Chociaż, gdy oblał się gorącą kawą też nie było wesoło.
Albo, kiedy spadł z łóżka, bo Matka przysnęła. I nigdy Ojcu się nie przyznała.
Wychodzi na to, że cudem to dziecko przeżyło pod opieką Matki.
A tymczasem przeżyło. Ma się świetnie. Wyrżnęło mu się 16 zębów. I jakoś nikt nie czeka niecierpliwie na kolejne. Nauczyło się chodzić. Wspinać. Nawet je samodzielnie, brudząc się przy tym powiedzmy... umiarkowanie (choć Matka zaznacza, że po swoich z Synem doświadczeniach standardy ma mocno zaniżone).
W marcu Syn Pierworodny ni z tego ni z owego skończył sobie roczek. I jak gdyby nigdy nic nagle przestał być niemowlaczkiem. Świętowano tę rocznicę w rodzinnym gronie. A Matka przez CAŁY wcześniejszy dzień szykowała tort dla swego Syneczka (przy czym wcześniej udręczyła się jeszcze robieniem tortu próbnego). Zrobiła zdjęcia by przez długie lata móc na niego patrzeć. Bo nigdy więcej nie zamierza katować się taką zabawą. A że jest okazja to proszę! "Stawiam wszystkim... po faworku".
27 lutego 2013 Pierworodny przespał po raz pierwszy całą noc. I zapamiętała Matka tę datę po wsze czasy. Nawet o tym, że "mama" powiedział w Dzień Babci przypomniała sobie dopiero teraz, przygotowując ten post i przeglądając archiwa i gdyby nie to, że pierwsze samodzielne kroki postawił dzień przed swoimi urodzinami, też pewnie Matka daty tej by nie spamiętała. Ale, że w lutym dał się starym wyspać, i to dwie noce z rzędu, Matka pamięta niemal jak datę jego narodzin. Potem fundował takie luksusy zwykle raz na miesiąc albo i rzadziej. A od listopada można wreszcie powiedzieć, z całą mocą tych słów, że noce przesypia. I fakt ten i to, że nagle życie stało się jakby łatwiejsze, świat przyjaźniejszy a rzeczywistość ma jakby jaśniejsze barwy sprawia, że Matka niezbyt ochoczo myśli, że mogłaby znów mieć pod swoją opieką niemowlę. 20 miesięcy niespania to jednak nie jest bułka z masłem.
Duma Matkę rozpiera także na myśl, że się ze Smokiem uporali raz a dobrze. Choć bajka ta ciągnęła się nazbyt długo to zakończenie miała szczęśliwe. A życie bez tego ułatwiacza życia stało się zdecydowanie łatwiejsze. Ot, choćby problem tego jaki smoczek ma kolor zniknął bezpowrotnie.
Z Nowym Rokiem nowym krokiem, jak to mówią. Dlatego od 1 stycznia Matka zamknęła interes i utraciła tytuł "matki karmiącej". Nie tęskni.
A co u Matki się działo przez ten rok?
A była na trzech randkach z mężem. Raz Dwa Trzy
U fryzjera też była.
Znalazła swój karnet na siłownię. Poszła ze 4 razy. I tym sposobem karnet na 20 wejść kupiony w 2010 roku ma już wykorzystany w połowie. I znów nie wie gdzie go posiała.
Jednym słowem szaleństwo.
Ogólnie rzecz biorąc, jeśli chodzi o życie kulturalno-towarzyskie, gdzie za obcowanie z kulturą nie liczy się czytanie 24 dni z rzędu w kółko tej samej książeczki o ciekawskiej małpce dziecku na dobranoc a za spotkanie towarzyskie nie uznaje się spotkania ze znajomymi sprowadzającego się do: "Dobra to ja teraz będę dzieciaków pilnować a Ty możesz iść się wysikać. Potem się zmienimy.", to życie kulturalno-towarzyskie Matki leży i kwiczy.
I żeby totalnie nie sfiksować Matka sobie coś tam pisała. Zwykle po nocach. Bo to jedno przez ten rok się nie zmieniło - w obecności Pierworodnego ciężko jest robić cokolwiek innego jak zajmowanie się jego osobą. Okazało się, że z tego pisania wyszło 213 opublikowanych postów. A wśród nich Matka ma kilka ulubionych.
Przyj! - napisany bardzo spontanicznie, podczas drzemki Pierworodnego (ach, kiedyś jeszcze doświadczała Matka takiego dobrodziejstwa jak drzemka Syna w ciągu dnia. Co więcej, rok temu takich drzemek Syn potrafił zaliczyć 3! w ciągu dnia - doprawdy, Matka nie wie jak mogła w tamtych czasach na cokolwiek narzekać...). Tekst o tym, że nie lubi Matka ani słuchać ani czytać o cudzych porodach. Dlatego o tym jak rodziła Syna Pierworodnego też Wam pewnie nigdy nie opowie.
Nicht Schwanger - jak w wyniku panującej ciążowej epidemii wkręciła sobie Matka, że Pierworodny będzie miał rodzeństwo.
Kobieto, co Ty wiesz o bałaganie - do teraz Matka nie wie czy to jej standardy czystości przy dziecku aż tak się obniżyły czy standardy jej Koleżanki są tak wysokie. Wspominana Koleżanka ma Córkę, starszą od Pierworodnego o 7 miesięcy, i potrafi (Koleżanka, nie Córka) z wielką trwogą umieścić status na Facebooku: "O mój Boże, moje dziecko chce jeść ryż rękami". Matka, której Syn rękami je nawet zupę, kaszkę i kisiel, każe jej Wyluzować! i sprawdzić samej czy tak po prostu lepiej nie smakuje. Z jakiegoś powodu w tylu krajach jada się ryż rękoma i pewnie gdzieś daleko w świecie jakieś hinduskie matki piszą na Fejsie "Oł maj Budda, moje dziecko chce jeść sztućcami".
Bobas Lubi Wygodę - Wielokrotnie już Matka dawała do zrozumienia, że tę całą żywieniową nowomodę to chromoli. Niestety po niewczasie. Bo jak już zaczęła Matka z tym cholernym BLW to długo wmawiała sobie, że wkrótce dziecko wyrośnie z tego brudzenia się i wszystkich innych skutków ubocznych. A jak się zorientowała, że chyba już za późno na takie nadzieje to Syn był w takim wieku, że i tak powinien już zapomnieć o papkach na rzecz jedzenia w kawałkach i samodzielnego machania widelcem. Post o tym, że Pierworodny od czasu do czasu też chromolił to całe BLW.
Przeoczenie koncepcyjne - post ten długo bił rekordy popularności na blogu. Zaskoczyło to Matkę. I być może z tego powodu ma taki sentyment do niego. A być może dlatego, że wciąż działa bez ustalonej koncepcji.
Nienawidzę karmić piersią - jak do tej pory niekwestionowany zwycięzca statystyk. Spowodował bardzo duży odzew. W dodatku pozytywny odzew. Choć umieszczając go, martwiła się Matka, że zostanie zlinczowane przez jakieś fanatyczki KP za wyrządzanie krzywdy własnemu dziecku niewłaściwym podejściem do naturalnego karmienia czy za coś w tym rodzaju. Mimo tych obaw opublikowała tekst, bo od wielu tygodni głęboko w niej siedział i potrzebował ujścia. Nawet teraz, gdy od ponad 3 tygodni Matka nie karmi, budzi w niej takie odczucia, że nie lubi do niego wracać. Ale niewątpliwie pozostanie jednym z ważniejszych na blogu.
Nienawidzę karmić piersią vol. 2 - to dokończenie myśli z części pierwszej. Kolejne żale Matki i kolejne pozytywne przyjęcie przez Czytelników.
Mea culpa, czyli jakie traumy Ty serwujesz swojemu dziecku? - niby zabawnie, ale jednak gorzko o tym, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. I pewnie nawet Matki wnuki będą miały wycieraną buzię poślinionym palcem. Fuj.
Nic już nie będzie takie samo - smutny to był tekst. Smutna lekcja życiowa. Ale komentarze Czytelników przywróciły wiarę.
Mama nie wraca do pracy, czyli kura mocno domowa - niespełna dwa miesiące temu wykrzyczała Matka swoje żale. A tu proszę. Być może jej sytuacja mocno się odmieni. Ale ciii... Poglądy pozostają bez zmian. Matka nie krowa tylko kura.
A Ty bijesz już swoje dziecko? - zakładając ten blog, Matka wiedziała, że kiedyś o tym napisze. Ponad rok gryzło ją od środka to, co wtedy usłyszała w tamtym sklepie.
I wreszcie Matka Wyluzowana! - tekst sprzed tygodnia. Ale co się Matka z samej siebie naśmiała robiąc retrospekcję swojego macierzyństwo to się naśmiała. Czego i Wam życzę.
Tworząc ten wpis dokładnie musiała Matka przejrzeć czeluście archiwum. Zaskoczyła ją mnogość dialogów z Ojcem. Może za jakiś czas i je zbierze się do kupy i opublikuje w jednym poście?
A może macie jakieś inne pomysły na to, co mogłoby się dziać na tej stronie w następnym roku? Chętnie dowiem się czy jakiś konkretny post zapadł Wam w pamięci. Z niecierpliwością czekam na Wasze uwagi. Piszcie co Wam się podoba a co uważacie, że warto byłoby tu zmienić.
To wyjątkowa i jedyna taka okazja, która przez kolejny rok może się nie powtórzyć ;-)
Tymczasem, zapraszam na kolejnych 12 miesięcy z perypetiami Syna Pierworodnego opisywanymi z perspektywy jego niewyluzowanej Matki.
Najlepsze życzenia urodzinowe ;) I cierpliwości do dalszej pracy nad blogiem.
OdpowiedzUsuńto jest post, do którego czytania muszę się zabrać z przynajmniej godziną wolnego i wyzcyszczoną przeglądarką :) szacun :)
OdpowiedzUsuńi sto blogowych lat. lubie tu wpadać po solidną dawkę humoru. poza tym wychodzi Ci (a niewielu sie to udaje bez sztuczności) pisanie o sobie w 3 osobie.
:)
W trzeciej osobie łatwiej jest śmiać się z siebie. Lepiej brzmi i mniej boleśnie pisze się "Jak Matka zrobiła z siebie idiotkę" niż "Ale dziś idiotkę z siebie zrobiłam" ;-)
Usuńgratulacje! ;-) ze swojej strony powiem że zdjęcia super ;-) ;-) pełen profesjonalizm ;-)
OdpowiedzUsuńTaka pochwała spod palców blogerki kulinarnej... No to już coś znaczy... :-)
UsuńNo, Matka, to chlup do środka, bo karzełki nam wypiją! 100 lat, Kochana, 100 lat!
OdpowiedzUsuńI to pisze ta, co wódką toaletę czyści? Czym Ty chcesz chlupać?
UsuńNie zmieniaj się babo! No i wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy! :D
OdpowiedzUsuńRok już, a ja dopiero tu trafiłam! Zacofana jestem, nie ma co! Za to obiecuję przez kolejny rok zaglądać albo i przez 10 lat! :)
OdpowiedzUsuńOj, za mocna autonagana. Nie żadne zacofanie. Po prostu niedopatrzenie. Spore, to fakt. Ale do nadrobienia ;-)
Usuńjeny, nie sądziłam, że mam tyle postów do przejrzenia...fajnie, że je tu wpisałaś, mam zaległą lekturkę...a czyta się ciebie .... bosko...pzdr Gosia
OdpowiedzUsuńWszystkim razem i każdemu z osobna serdecznie dziękuję za te pochwały.
OdpowiedzUsuń/wzruszona rumieni się niczym pensjonarka, zapatrzona w podłogę kręci kółka prawą stópką i ukradkiem wyciera łzę pod okularami/
Lubię tu zaglądać. Czytając o perypetiach niewyluzowanej;) matki, sama czuje sie bardziej wyluzowana. Zawsze ubawiłem sie czytając Ciebie;) sto lat i zeby Ci senny nie zabrakło przez następne kilka lat;)
OdpowiedzUsuńPapola
O nie! 213! Nie nadrobię.
OdpowiedzUsuńNie zmuszam. Ale mam ochotę jakoś wjechać na ambicję... ;-)
Usuń