niedziela, 17 listopada 2013

Nic już nie będzie takie samo

Ideały już nie istnieją. Bruku sięgnęły. Najświętsze świętości poszły się... gonić. Ostatnie wartości zginęły. Żeby nie powiedzieć, że pękły jak, nie przymierzając, balon. Świat zszedł na psy. I Matka przekonała się o tym drastycznie i dobitnie. Świat wylał Matce na głowę kubeł zimnej wody, akurat dziś, w zimny listopadowy dzień, mówiąc tym samym "Otrzeźwiej, kobieto, oczy otwórz! Głupia jesteś czy tylko naiwna (choć nie wiadomo, co gorsze), naprawdę myślałaś, że ludzie są dobrzy a świat taki przychylny i kolorowy?".

I to wszystko, ta krótka i brutalna, lecz znacząca lekcja życia, w trakcie jednych sobotnich zakupów w galerii handlowej.

Pierworodny potrzebował butów na zimę. Kupowanie butów jest to coś czego Syn szczerze nienawidzi. Dziś robiono drugie podejście do zakupów. Zaczęło się jak zwykle, czyli histerią w obuwniczym, gdy tylko Matka zbliżyła się do Syna z pierwszą wybraną parą. Tym razem postanowiła dać Pierworodnemu czas na oswojenie się z sytuacją i spróbować ponownie za jakiś czas. Wyszli ze sklepu by zgłębić atrakcje centrum handlowego, ze szczególnym uwzględnieniem ruchomych schodów. Biegali po galerii, jeździli schodami, wsiadał Pierworodny do tych wszystkich maszyn na 2-złotówki (niestety zobaczył jak dziecko obok dostaje od mamy monetę i zaraz potem wzbija się w powietrze w przecudownym helikopterze - następnym razem może nie być już tak łatwo wymigać się od rzucenia kasą), a poza tym to jeszcze jeździli schodami, dwukrotnie zapoznawali się z paniami hostessami z banku rozdającymi baloniki i jeszcze jeździli schodami, zerkali z góry co dzieje się piętro niżej i jeździli schodami.
I kiedy tak akurat jeździli schodami, dołączył do nich Ojciec Pierworodnego, który skończył pracę.
- A Ty wózek tak sam zostawiasz? - zdziwił się widząc wózek Syna stojący pod schodami.
- Przecież zerkam na niego - usprawiedliwiła się Matka beztrosko.
Ojca nie zadowoliło takie wytłumaczenie, ale nic już więcej nie powiedział.
Poszli kupić buty Pierworodnemu. Potem jeszcze Matka skoczyła do jednego sklepu po czapkę i szal dla siebie, które miała wcześniej upatrzone. Wózek znów zostawiła sam sobie. Tym razem w sklepie, blisko wejścia, tak aby nikomu nie przeszkadzał, chociaż ruch był niewielki. Pierworodny z Ojcem w tym czasie szaleli razem po galerii a nawet odwiedzili Matkę w przymierzalni.
Po zakupach udawali się właśnie w stronę parkingu, gdy Matka, zaglądając do wózka, zauważyła:
- Młody ma już tylko jeden balonik? Ten drugi pękł?
- Nie. Ktoś nam buchnął, gdy byłaś w Orsay'u - odparł Ojciec pełen stoickiego spokoju. - Ale na szczęście ten, z którego i tak schodziło powietrze.
- Taa, jasne - nie dała temu wiary Matka, którą akurat w tym momencie rozbawił fakt, że Syn jak na zawołanie pobiegł sobie do pań z banku i na piękne oczy wysępił trzeci balon.
- Poważnie mówię - kontynuował wciąż spokojnie Ojciec. - Ktoś nam go wyciągnął z wózka.
- No kto by ukradł dziecku balonik?
- Ty chyba ludzi nie znasz.
- Ludzi nie znam? Przecież to był darmowy balon. Leżał w naszym wózku. Kto mógłby wpaść na coś tak durnego i tak po prostu go zabrać półtorarocznemu dziecku?
- Właśnie dlatego, że był darmowy komuś przyszło to tak łatwo. I zapewniam Cię, że nie było to inne dziecko tylko jakiś dorosły. Pewnie wszedł do galerii z drugiej strony i nie wiedział, że 20 metrów dalej jest stoisko, gdzie te balony rozdają - mówił Ojciec jakby było to coś najnaturalniejszego w świecie.
- Ale kim trzeba by być żeby UKRAŚĆ dziecku balonik?
- Od półtora roku jesteś w domu, z ludźmi nie rozmawiasz, to nie wiesz co się dzieje. Ludzie wszystko kradną - tłumaczył Ojciec zawiłości świata, jakby zupełnie pozbawiony był emocji. - A ja co chwilę słyszę jak ktoś się skarży: "A chu..wo się robi, nawet papieru toaletowego nie idzie wynieść". Takich historii mogę Ci więcej opowiedzieć.
- Mnie nie interesują inne historie - przez zaciśnięte zęby odpowiedziała Matka, do której zaczęło powoli docierać, co właśnie się stało - PRZECIEŻ KTOŚ UKRADŁ BALONIK MOJEMU MAŁEMU SYNKOWI! - już ze łzami w oczach wydusiła z siebie. I naprawdę miała ochotę krzyczeć i płakać, a w żadnym stopniu nie mogła zrozumieć opanowania Ojca, na którym zajście to nie zrobiło najmniejszego wrażenia. Nagle, przez wypowiedzenie tego jednego zdania, spadło na barki Matki całe zło świata, przed którym musi chronić Pierworodnego. W jednej chwili coś jakby się skończyło, coś w Matce umarło. Chłód i szarość ją przeszyły.

Nic tu się nie zgadza. Nie powinno tak być! Reakcja Matki - zbyt rozemocjonowana, podejście Ojca - beznamiętne i nazbyt cyniczne. Jaki obraz świata pokażą Synowi? Jak mu dawać do zrozumienia, że świata nie należy się bać, że należy mu wychodzić naprzeciw, skoro już teraz od własnego wózka nie można odejść na 10 metrów?

Niby takie nic, niby tylko balon o wartości kilku groszy... ale jakim kretynem skończonym trzeba być żeby zrobić coś takiego? Jakim debilem bezmózgim, by przywłaszczyć sobie coś co należy do małego dziecka, bo że należało do małego dziecka to oczywista oczywistość skoro znajdowało się w dziecięcym wózku. W głowie się Matce nie mieści jak można tak bezceremonialnie wziąć sobie cudzą własność, nawet jeżeli był to darmowy gadżet, jak można ukraść coś dziecku? I co z tego, że balony były dwa? A gdyby dzieci też było dwoje? Jak wtedy im wytłumaczyć, że miały po baloniku a teraz mają po pół balonika? Czy gdyby ten ktoś, kto zdobył się na taką bezczelność znał Pierworodnego i wiedział jak uwielbia on balony i że na swoje pierwsze urodziny ani tort ani żadne inne przygotowane przez rodziców atrakcje nie cieszyły go tak jak porozwieszane po całym domu baloniki, gdyby to wszystko wiedział i widział jeszcze jak Pierworodnemu świecą się oczy, gdy bawi się z Ojcem w strącanie balona podwieszonego pod sufitem, to czy też by mu go ukradł?

I nawet teraz, kiedy to pisze, Matce zaszkliły się oczy, gdy tuż przed pójściem spać podszedł do niej Ojciec Pierworodnego by przytulić na dobranoc i wrócił do tematu rozpoczętego w centrum handlowym.
- Co? Świat już nie jest taki dobry? - niby pytając stwierdził fakt z lekką ironią w głosie.
- Y-y - wydukała tylko.

29 komentarzy:

  1. myślałam że wózek wam ukradli, a tak... no cóż... zgadzam się z ojcem. niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja wiedziałam, że tak zareagujesz, jak ja wiedziałam, że to powiesz... Wy sobie akceptujcie taki stan rzeczy a ja dalej będę rozpaczać nad upadkiem morali w dzisiejszym świecie. Bo ja chyba jakaś niedzisiejsza jednak jestem - nawet mi do głowy nie przyszło, że ktoś mógłby nam ukraść cały wózek.

      Usuń
    2. ;-) po co pierworodnemu dwa balony kiedy mógł się podzielić swoim? a może jakieś dziecko płakało i chciało balon który zauważyło właśnie w waszym wózku a nie od hostessy? i zdesperowany tata wziął ten balon by mieć chwilę spokoju, a ponieważ był darmowy to mu łatwo przyszło. . . podzielił się pierworodny, w końcu i tak wrócił z dwoma balonami do domu i nic nie zauważył. . .

      Usuń
    3. matka wyluzuj Zapomniałam dodać ;-)

      Usuń
    4. Nie przekonałaś mnie :-) Pierworodny miał dwa balony, bo jak zwykle zadziałał jego urok osobisty i panie hostessy obdarowały go dwukrotnie. Gdyby to mój Syn płakał w sklepie, że coś chce, bo tak, bo chce i już, prawdopodobnie tym bardziej by tego nie dostał. No i ten hipotetyczny zdesperowany tata... też do mnie nie trafia. Byliśmy w sklepie, łącznie najwyżej 10 minut, raczej krócej, można było nas zapytać, na pewno byśmy się podzielili. A to, że Pierworodny niczego nie zauważył to jedyny pozytyw jaki widzę w tej sytuacji. Z trzeciego balona tez schodzi powietrze, więc koniec końców i tak został z jednym.

      Ja wiem, że przesadzam. Dziś dla mnie też wszystko to brzmi jakbym w życiu nie miała żadnych problemów i jakieś sztuczne sobie stwarzała. Ale wczoraj naprawdę ta cała sytuacja doprowadziła mnie do rozpaczy i tego, że łzy w oczach mi stanęły. O sam fakt, o jakiś symbol mi się rozchodzi. Dziś już przejawiam zalążki luzu, gdy o tym myślę. Ale i tak, gdybym spotkała kretyna, który to zrobił w łeb bym strzeliła tym balonem.

      Usuń
  2. Świat jest i taki i taki :-) Samam winna, sama widziałam... Pocieszam się w takich sytuacjach, podobnie do Gosi wyżej, że może ktoś, dla kogo balon zabrano bardziej go potrzebował? Niech mu te trochę helu wyjdzie na zdrowie. (Swoją drogą, jak to śmiesznie, że mój ostatni post też o balonie...)

    Myślę, że w tych łzach za balonem i o co innego chodzi - o to, że obca ręka wdarła się w najświętsze dla matki - na terytorium dziecka. Tam się daje, nie zabiera. I ten niewidoczny, obcy, zimny gest wywołuje lęk, bo gdzieś przez nanosekundę bije na alarm coś gorszego: gdyby tak dziecko z wózka wyjęto? Aż ciarki przechodzą na samą myśl...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee, nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie czegoś takiego. Masz rację, ciarki przechodzą.

      Usuń
  3. wiesz... świetny tekst i ogólnie smutna refleksja nad społeczeństwem, znieczulicą i złem które tkwi w człowieku. Ale tak to wspaniale napisałaś, że aż mnie trzęsie ze śmiechu :)))) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie zrozum mnie źle.. wiem, że się wzruszyłaś i przejęłaś sytuacją i masz rację - to jak klasyczne zabranie dziecku lizaka - po prostu wielkie ZŁO. Ale nie sposób nie zauważyć komicznej nutki w całym tekście- masz świetny styl pisania :))))

      Usuń
    2. Komplementy zawsze dobrze rozumiem ;-) Dzięki.

      Usuń
  4. Ja też jakoś nie umiem się pogodzić z tym, że trzeba być czujnym i nieufnym. Że świat schodzi na psy podejrzewam już od dawna, ale balon dziecku buchnąć, to już jakby gwóźdź do trumny!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, poczekaj aż ktoś skrzywdzi[1] Ci pierworodnego. Nawet sobie nie wybrażasz, jakie to powoduje mordercze myśli.

    [1] Niech to będzie choćby pani pomoc w przedszkolu, która publicznie wyśmiewa ci dziecko i nazywa niedorozwiniętym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nieodparte wrażenie jakbyś na myśli miała jakieś konkretne zdarzenie aż nazbyt Ci bliskie. Kij w oko takiej "pomocy"!

      Usuń
  6. Rozumiem, o co Ci chodzi. Co symbolizuje ten balon. Też tak mam, że poczucie sprawiedliwości mam nawet przerośnięte. I mieszkam w tym śmiesznym kraiku, drzwi nie zamykam na klucz, a gdy kupowałam buty igiemu, to portfel leżał sobie sam na fotelu sklepowym. Gdy wracam do Pl na wakacje, czuję się nieprzystosowana do życia, przypomonam sama sobie: zamknij drzwi, samochod, pilnuj torebki, nie zostawiaj portfela na stole w kawiarni gdy idziesz siku, telefon babo!!! Wracam do domu, oddycham, no i - nie wiem nawet jak wyglada klucz mojego mieszkania i gdzie mialabym go szukac.
    Nie chcę Cię oczywiście dolować. Co mi się nasuwa to to, że jesteście z 2 różnych boeginów z Ojcem Ierworodnego, więc Poerworodny napatrzy się na różne reakcje, wyciagnie własne wnioski i będzie git.
    Przepraszam za literówki. Noe wracam, by je poprawić, bo mi wtedy zawsze zamraża komentarz, a rozpisałam się, szkoda by mi było próbować odtwarzać te telefoniczne wypociny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tego przeżyć nie mogę. Tego, że takie zachowania, dla Ciebie zupełnie naturalne, opisywane są w artykułach podróżniczych jako ciekawostki z dalekich krajów. Że ktoś był w Tokio i zapomniał aparatu z restauracji, wrócił po kilku godzinach a aparat był w tym samym miejscu. Że w hotelach w krajach arabskich można spokojnie zostawić bagaże w holu i mieć pewność, że nie zginą. Albo tak jak u Was, że nie tylko zostawia się otwarte domy, ale nawet sklepy, w których klient sam bierze towar i wydaje sobie resztę. Nie lubię tego w nas, Polakach, że nawet nam przez myśl nie przechodzi, że mogłoby tak być i u nas.

      Usuń
    2. mnie wpienia naruszanie mojej własności. nadal jestem chyba dużą idealistką, choć już mocno "nasiąkam" realizmem. kiedy ktoś splądrował mi samochód (nic nie kradnąc, a znalazłoby się tego sporo!) byłam zdruzgotana. zła na tego człwoieka, zła na siebie, że wierzyłam, że jest tak super bezpiecznie, poczułam się oszukana, a nawet rozczarowana naszym kraikiem. przeszło mi, ale przeżywałam to mocno. myślę ze poziom buntu podobny do Twojej reakcji na kradzież balona, no dobra - mi nic nie zginęło.
      a co do naszej mentalności i moralności, to niestety tutaj mam kwintesencję polskości w tym złym rozumieniu, patrzę, jak wszystko się zmenia, jak znikają samoobsługowe sklepiki, jak pojawiają się kamery, słyszę wiadomości i bywa iż wstydzę się swego pochodzenia, co bardzo, bardzo boli. (tak, wiem, że to głupie, że nie powinnam, taki odruch)

      Usuń
  7. Kurna ja też bym wózek zostawiła i ufała... a tak obuchem w łeb :/ co za świat. Ale i tak wolę żyć w blogiej nieświadomości że świat jest wciąż dobry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba też bym wolała, ale teraz to mam mętlik w głowie.

      Usuń
    2. W sumie... ja przy wózku mam torbę a tam kasa i dokumenty. To może tego bym pilnowała. A może to jakieś dziecko jednak sobie wzięło??? Ehhh

      Usuń
  8. Skoro w klimacie wózków...Mieliście duuużooo szczęścia. Mojej kuzynce ukradziono w wózek...W PRZYCHODNI...jak była z moim chrzesniakiem na szczepieniu...to jest dopiero kure.two...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee nooo, bez jaj! Teraz to ja już chyba z domu przestanę wychodzić. My w tym wózku, obok balonów mieliśmy kurtkę Młodego. Czyli że mam się cieszyć, że nam kurki nie buchnęli?

      Usuń
  9. Nie traćmy wiary w dobro, bo przecież:
    'Aby zło zatriumfowało, wystarczy, by dobry człowiek niczego nie robił' :)
    Rozumiem to rozżalenie, gdzie ktoś może naruszyć dobro swoich bliskich osób..
    Nie ma co tracić wiary w eudajmonię, ale nie możemy zapominać o tym całym złu, który czyha..niestety
    Ojciec Pierworodnego najwidoczniej był czujny i ostrzegał przed pozostawieniem samego wózka - ktoś skorzystał

    Dobrze się uzupełniacie- Matka czuła, Ojciec ostrożny- taką mam chyba wizję idealnych rodziców ;)

    Rozumiem Cię, w takich chwilach polecam utwór Eldo - Plaża
    Mimo tego zła walczmy o to co dobre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paweł? Jacek?
      Jak to na internetach mawiają: "Anonimie, napisz swe imię" ;-)

      "taką mam chyba wizję idealnych rodziców" - taa, wizję to my też mamy ;-)

      Usuń
  10. żeńskie imię dano mi na chrzcie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to przepraszam ;-) Zmyłka. Myślałam, że to ktoś znajomy. Tylko nieśmiały :-)

      Usuń
  11. Zajrzałam zachęcona komentarzem kogoś innego i na innym blogu....
    Ponad półtora roku temu spacerowałam po hipermarkecie" mieszczącym się w dużej galerii handlowej. Wybrałam dla chrześnicy trzy pluszaki rodem z "Kubusia Puchatka" po czym realizowałam dalszą listę zakupów: chemia, artykuły spożywcze...wózek zostawiałam na głównej alei a sama na chwilę ginęłam w poszczególnych regałach wracając z kolejnymi zakupami. W pewnym momencie zorientowałam się, że w wózku nie ma "moich" zabawek! Sprawdziłam czy to aby mój wózek, moje zakupy...zerknęłam na kilka najbliższych osób i ich zakupy i nic. Ktoś buchnął mi z mojego koszyka zakupowego niezapłacone jeszcze zabawki!

    Smutna już nie wracałam na dział zabawkowy bo spędziłam tam sporo czasu wybierając te "najpiękniejsze". Dokończyłam zakupy, stanęłam przy jednej z wielu kas i wpatruję się w mega przepełniony koszyczek pewnej pani stojącej obok. Na samym dnie jej zakupów były moje zabawki!

    Finał:
    wróciłam z nimi do domu ale nie wiem komu było bardziej głupio - mi czy osobie, która przyznała się że wyciągnęła je z koszyka ;/ Paranoja

    OdpowiedzUsuń