Postanowiła Matka przeprowadzić pewien eksperyment. Jako metodę badawczą wybrała sobie obserwację. Wyniki obserwacji zapisała. Wniosków nie wysunęła.
Przedmiot obserwacji: "dzień jak co dzień" w takim zwykłym, najzwyklejszym tygodniu Matki i jej rodziny.
Czas obserwacji: 1 tydzień
Cel obserwacji: wyodrębnienie wszelkich przejawów absurdu w codziennym życiu
Okazało się, że obrany cel wcale nie jest taki prosty, jak się Matce na początku wydawało. Absurd na stałe zagościł w jej domu i jakoś każdy z domowników już do niego przywykł. Ciężko zwrócić na niego szczególną uwagę. Obawia się zatem Matka, że jej obserwacja jest wyjątkowo niedokładna, a w związku z tym eksperyment okazał się mało precyzyjny. Mimo to swoje zapiski Matka uznała za warte uwagi i postanowiła upublicznić.
Kolejny dowód na to, że kolor ma znaczenie
Pierworodny jest posiadaczem trzech smoczków. Dwa z nich kupione były jako komplet, są identyczne, różnią się tylko kolorem. Jeden jest niebieski, drugi zielony. Zwykle właśnie te dwa używane są naprzemiennie. Od jakiś 2-3 tygodni aktualnie nieużywany smok odkładany był na regał z książkami. Aż tu nagle, kilka dni temu, Syn wymyślił sobie pewien rytuał, który z czasem zaczął przybierać na sile.
Podchodzi do regału i jęczy żeby go podsadzić. Gdy jest już na odpowiedniej wysokości wyciąga smoka z buzi, odkłada go na półkę, bierze drugiego i zaraz wraca do swoich zajęć. Na początku było to zabawne. Bo zrobił to raz. Następnego dnia też raz. Potem już kilka razy i powoli przestawało być zabawnym to jojczenie pod regałem, gdy częstotliwość niebezpiecznie zaczęła wzrastać a przerwy między podsadzaniem do smoczka zaczęły się skracać (jak skurcze porodowe ;-) ) nawet do 10 minut. Postanowiono takie zachowanie wyeliminować. Zapasowego smoka schowano w sypialni. Do końca dnia był spokój. Wieczorne usypianie. Syn jakiś wyjątkowo rozbrykany. Ani położyć się nie chce, ani przytulić, ani czytanej książki słuchać... Szaleje w łóżeczku i co jakiś czas wyciąga ręce w górę, w stronę półki wiszącej nad nim. Wreszcie wykończoną już tym nieprzynoszącym skutku usypianiem Matkę coś tknęło i, bez większej wiary w powodzenia własnego działania, zmieniła dziecku smoka z zielonego na niebieski (albo odwrotnie). Syn natychmiast się uspokoił, przyłożył główkę do materaca i jak na rozkaz zasnął.
Aleosochodzi?
Smaki dzieciństwa, czyli o paście do zębów
Skończyła się pasta do zębów Pierworodnego. Ze względu na niedomaganie w sensie zdrowotnym, a w skutek tego niewychylanie nosa z domu, Matka poprosiła o zakup nowej pasty Ojca Pierworodnego. Niedawno ustalili, że o zrobienie zakupów Matka prosi Ojca tylko w ekstremalnych okolicznościach i właśnie okazało się, że choroba Matki do takich okoliczności się zalicza. Ojciec nad wyraz dobrze sobie poradził i kupił co trzeba. Pastę do zębów bez fluoru. Prawie. Bo wynalazek, który przyniósł z apteki nazywa się żelem do mycia zębów. O smaku gumy balonowej.
Matka zaczęła się zastanawiać.
Po jaką cholerę produkować coś o smaku gumy do żucia dla takich maluchów? Przecież Pierworodny nie wie jak guma do żucia smakuje. On nawet nie wie, co to takiego ta guma balonowa.
Czy w takim razie, gdy za parę lat dostanie swoją pierwszą gumę balonową to będzie ona udla niego o smak pasty do zębów?
A i Dziadek się popisał
- Ojciec Matki: "Kasia, powiedz jak Kasia ma na imię."
Poza tym...
Matka chodzi z podbitym okiem po tym, jak myła podłogę. Chodzi też chora po tym, jak się ciepło ubrała i zmarzła. Ojca boli bark po tym, jak nic sobie w niego nie zrobił. Sąsiad przyłapał dziś Matkę na tym, jak jeździła windą w piżamie - Matka nie wie czy zamurowało go tak z powodu ogólnej stylizacji czy tylko wizerunku Davida Hasselhoffa na koszulce. A Pierworodny od kilku tygodni nie chce usiąść na nocniku dopóki nie dostanie do ręki jakiejś reklamy Whiskasa albo Pedigree.
I jeszcze na koniec...
Takie tam rozmowy z Synem, czyli zdania, których Matka nie spodziewałaby się kiedykolwiek usłyszeć z własnych ust
- "Mama ma oczy jak ogr?"
- "Lampa nie je ciasteczek."
- "Kota się nie odkurza!"
To ostatnie zdanie zdążyła Matka wypowiedzieć na chwilę przed tym, jak przerażony Kot, zdzielony szczotką od odkurzacza, uciekł do sypialni i schował się pod łóżkiem. Za każdym razem, gdy Kot ucieka do sypialni i chowa się pod łóżkiem w Synu Pierworodnym wywołuje to atak paniki, strachu, histerii i nieutulonej tęsknoty. Na wszelki wypadek nie pozwala już Kotu nawet zbliżać się do zamkniętych drzwi sypialni, bojąc się, że Kot znikający pod łóżkiem znika tam na wieki wieków. A nawet i amen.
Tymczasem Matka pozostała rozdarta. Z jednej strony starała się zachować empatię dla rozpaczy Syna i spokojnie wytłumaczyć mu, że Kot kiedyś wyjdzie (tym razem "kiedyś" nastąpiło po ok. 3 minutach), z drugiej strony jej własne słowa "Kota się nie odkurza!" przywołały jej na myśl stary dowcip z taaaaaką brodą i wyjątkowo ją rozbawiły.
- Baco, kota się nie pierze.
- Pierze się, pierze.
- Baco, ale ten kot jest martwy. Kota się nie pierze.
- Pierze się, pierze. Ino się nie wyżyma.
I tak sobie Matka pomyślała, co by jej Syn powiedział jakby umiał mówić.
- Synu, Kota się nie odkurza.
- Odkurza się, odkurza.
- Synu, ale zobacz co zrobiłeś Kotu. Kota się nie odkurza.
- Odkurza się, odkurza. Ino nie turboszczotką.
U nas smoczków 5, każdy w innym kolorze, Kluska robi to samo, czyli po jakimś czasie je wymienia. Tyle że u nas stoją nisko, więc może bez problemu sama dosięgnąć (a co się będziemy stresować). Gorzej że starego nie odkłada na miejsce, więc co jakiś czas dokupujemy nowe. Gdzieś w domu są jeszcze trzy smoczki, w tym jeden ze smyczą. Diabeł ogonem nakrył ;)
OdpowiedzUsuńA my staramy się nie trzymać smoczków na widoku. Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Gdy Pierworodny ma do dyspozycji tylko jeden, łatwiej odwrócić jego uwagę i przekabacić tak, by trochę wytrzymał bez smoka, bo niestety jest już silnie uzależniony i najchętniej wyciągałby go z buzi tylko do posiłków (o ile nikt mu go nie zwinie wtedy sprzed oczu i nie będzie się czepiał, że od czasu do czasu między kęsami też sobie possie). Dlatego trzeba kombinować, odkładać w stałe miejsca (żeby pamiętać gdzie się go położyło), ale jednocześnie często je zmieniać żeby Młody się nie przyzwyczajał, bo wtedy co chwila tam wędruje, no i jeszcze też nie chować tak, jakbyśmy go przed nim ukrywali w miejscach, o których doskonale wie, że są dla niego zakazane, żeby nie traktował tego jako karę. Więc widzisz, łatwo nie jest ;-)
UsuńHahahaha, coś mi się zdaję, że Ty nadal masz gorączkę:))))
OdpowiedzUsuńI to jaką :-) Gorąc aż bucha ;-)
UsuńWychodzi na to ze mamy tez tego samego kota!!!!;0
OdpowiedzUsuńWaszego też się nie odkurza? ;-)
UsuńMnie kiedyś młodszy wprawił w konsternację gdy w sklepie powiedział: "O, słonik, usi ma. Jak mama." :)
OdpowiedzUsuńhahaha dobre
UsuńMoże to i dobrze, że Pierworodny jeszcze nie mówi ;-)
UsuńMoja młoda ma 5 smoczków. Tylko i wyłącznie na moją wygodę..
OdpowiedzUsuńLeżą one w łóżeczku i czekają jak młoda idzie spać...Jak pewnie już wiecie, moja córa to taki "nocny Marek", nie dość, że późno chodzi spać (gdzie słowo spać - jest mocno naciągane), to wybudza się parokrotnie...dzieki rozrzuconym smoczkom, czasem poradzi sobie sama i na któryś z tych pięciu trafi, zasypiając ponownie... :)
A w nocy to zupełnie inna spraaaawa... Też czasem wrzucam co mamy do łóżeczka byle tylko mieć nadzieję na nieprzerwany sen.
UsuńChcesz się pobawić? Zajrzyj do mnie:)
OdpowiedzUsuń