wtorek, 12 lutego 2013

Cichosza

No i Matka z Ojcem nawet Walentynek nie potrzebowali żeby się pokłócić. Widocznie licho wisiało w powietrzu. Za długo był spokój. Od weekendu trwa zimna wojna. Co ciekawe Matka zauważyła, że im dłużej jest Matką, a co za tym idzie im bardziej Syn Pierworodny staje się kumaty, tym bardziej kłótnie Matki i Ojca ewoluują. I to właśnie za sprawą Matki właśnie, która hamować się potrafi. I "ciche dni" nie są aż takie ciche jak bywały dawniej. Ale też bez dramatyzowania, nie żeby to darcie kotów znowu takie częste było. Po prostu kłótnie Matki i Ojca są rzadkie za to przebiegają z rozmachem. I zwykle mają swoich kilka etapów. Narastające napięcie. Wybuch Matki. I tu, jeżeli Ojciec jest pod ręką to następuje szybka kłótnia i szybkie oczyszczenie atmosfery - jak we włoskiej rodzinie. Ale jeżeli Ojca nie ma to napięcie narasta od nowa i to dopiero staje się niebezpieczne, prowadzi do zacięcia się Matki, wtedy Ojciec widzi, że dobrze nie jest, więc też się zacina. I następują "ciche dni". Mogą trwać różnie od kilku godzin do nawet... hmm, rekord to chyba 5 dni. Potem jedno nie wytrzymuje, zaczyna się niewinnie, od drobnej złośliwości, kopnięcia nogi pod kołdrą, przepychanki w drzwiach, później nie ma już wyjścia trzeba pogadać (kiedyś zacietrzewienie było takie, że trzeba było smsy sobie wysyłaś będąc w jednym mieszkaniu). Kolejny etap to zwykle seks na przypieczętowanie zgody. I jeszcze jeden dzień na pełne oczyszczenie atmosfery. Zastanawiające, że Matka po czasie NIGDY nie wie o co chodziło. Właściwie nie potrafi sobie przypomnieć przyczyny żadnej kłótni z całych 8 lat. Bo Matka wie, że tak naprawdę nie warto się kłócić, a już na pewno nie milczeć przez tyle dni, szkoda czasu. Ale cóż poradzić skoro Matka jest taka uparta. A Ojciec z każdym rokiem z nią spędzonym cechę tę w sobie pielęgnuje? Właściwie to nawet nie o upór Matki się rozchodzi tylko o jej dumę i honor a w drugiej kolejności dopiero o nieugiętość, gdy wie, że wina nie leży po jej stronie, bo z przepraszaniem nie ma już takiego problemu.
No i tak sobie Matka z Ojcem trwają w impasie. I trwać będą dopóty dopóki Ojciec nie dojrzeje do tego żeby ją przeprosić. Dziś koło południa już się łamał. Niestety nastąpił regres.

Tymczasem...
Matce okres się spóźnia. Jeden dzień. Matka już wie jak powie Ojcu, że będzie Ojcem.
Paranoja. Wyluzuj Matko! I to już! Bo sama ze sobą zwariujesz.
Drugi dzień. Matka test kupiła. Tym razem w aptece. Chyba bardziej pewny.
Jak się spóźni jeszcze jeden to Matka się przetestuje, bo normalnie nie wyrobi. Wtedy ogłosić Ojcu będzie mogła 14 lutego. Chyba, że nadal nie będą się do siebie odzywać. Nie, no wtedy to już będą musieli się przełamać. Ale czy to dobry pomysł? Taki prezent na Walentynki? Wtedy to dopiero poziom byłby zawyżony. I co potem? Co wymyślić za rok żeby zapamietał? Bliźnięta? Porsche 911? Skoki ze spadochronem? Albo bez. Matka się jeszcze zastanowi czy mówić.

Wyluzuj Matka! Przecież Ty nie jesteś w ciąży. Przez ostatnie 2 dni żywisz się głównie pączkami. To musi być zespół napięcia.

Ale jak będzie chłopiec to może Tomek...

4 komentarze:

  1. buahaha :DDD
    nooo, Tomek to bardzo ładne imię :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaaardzo;) matko wyluzuj i wylacz wer. Obrazkowa!!!!

      Usuń
  2. Nieaktualne.
    Pączki zawsze prawdę powiedzą :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz Ty co, mam tak samo. W sensie - tak samo się kłócę z chłopem :D Aczkolwiek po tylu latach małżeństwa już mi ciut przeszło i nie focham się całymi dniami, a przechodzi mi po godzinach :)

    OdpowiedzUsuń