Najskuteczniejszy budzik dla Matki Niedoskonałej? Niemowlę, wtedy niespełna 9-miesięczne, spadające z jej łóżka. Stawia na nogi szybciej niż zegar z kukułką, litr mocnej kawy czy grupa antyterrorystów w kominiarkach i z karabinami wpadająca do sypialni. Nie żebym z tym ostatnim miała jakieś doświadczenia, ot tak sobie wyobrażam.
Ale nie ma co panikować. W końcu nie skakało na główkę. A Matka już tuliła czule i ze skruchą zanim jeszcze Pierworodny zdążył ogarnąć, co się właściwie stało i stwierdzić, że w sumie to wypadałoby poryczeć trochę dłużej, żeby poza umysłem rozbudzić w Matce jeszcze poczucie winy - a nuż będą z tego jakieś korzyści...
Kilka godzin później Matka stwierdza, że chyba jednak po drodze gdzieś łepetynką trzepnął. Guz na czole. Ojciec Pierworodnego wpadł w ciągu dnia na niecałą godzinę do domu. Niczego nie zauważył. Młody też się nie wygadał. Tydzień wcześniej, gdy nieopatrznie przy Ojcu Pierworodnego trwała rozmowa telefoniczna z Matką Matki na temat tego, że trzeba przestać zabierać Syna rano z jego łóżeczka do siebie, Ojciec miał taką minę, jakby zamierzał posadzić Matkę na 27 minut na karnego jeżyka, aby przemyślała swoje dotychczasowe zachowanie.
Przy kąpieli Ojciec pyta Syna:
- A gdzie ty znów tą główką uderzyłeś, co? Chyba guza masz.
Syn dyplomatycznie dalej bawił się gumowym krabem. Nie puścił pary z ust. Trzyma sztamę z Mamusią. No!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz