Syn lubi wszystko nazywać, opisywać i przypisywać do jakiejś kategorii wedle ustalonych przez siebie i często sobie tylko znanych kryteriów.
Od jakiegoś już czasu w jego świecie funkcjonują trzy kategorie.
DUDY czy AŁY?
Kilka tygodni temu do Słownika Języka Pierworodnego weszło słowo duży. Od tej pory wszystko wokół musiało być dude. Duży widelec, duży talerz, duża porcja (bezczelnie zżerał Matki obiad, a jej kazał zadowalać się bejbi-porcją na talerzyku w kaczuszki i wiewiórki). Największe jabłko. Duża szklanka. Duża słomka. Soku oczywiście dudo.
I on też na każdym kroku musiał podkreślić, że jest dudy.
Aż pewnego dnia nauczył się mówić mały. I teraz zgaduj-zgadula. I pytaj codziennie, najlepiej po kilka razy, bo przecież mógł zmienić zdanie:
- A dzisiaj jesteś duży czy mały?
Zwykle działa to tak, że ały jest wtedy, kiedy coś musi, a dudy, kiedy czegoś chce.
Przy czym należy podkreślić, że bycie małym i bycie dzidzią to nie to samo. Bycie dzidzią go obraża.
Ały, nie didi!!!
Bo dzidzie muszą pić mleko, a on mleka nie lubi. Dzidzie nie jedzą słodyczy i nie potrafią tylu fajnych rzeczy, które on potrafi. Bycie dzidzią jest uwłaczające, dlatego on nigdy dzidzią nie był, o!
CIÓŁCI
Co najmniej od pół roku Pierworodny zna kolory. Nie żeby tam zaraz rozróżniał różowy od łososiowego czy indygo od kobaltu, ale jak na faceta i tak jest dobrze. Pewnie niedługo nauczy się jeszcze odróżniać metalik od zwykłego i już do końca życia będzie usatysfakcjonowany swoją wiedzą w tej dziedzinie.
Tymczasem...
nauczył się mówić żółty. I w związku z tym, jak łatwo się domyślić, wszystko powinno być żółte.
Jeżeli chcesz, żeby Pierworodny zjadł, założył, czy zrobił cokolwiek za czym nie przepada, wystarczy, że będzie to żółte. Żółty talerz, łyżka, koszulka itd.
Aktualnie w świecie Pierworodnego kolory można podzielić na trzy kategorie (bo w świecie Pierworodnego wszystko można podzielić na trzy, do czego dojdziemy za chwilę): żółte, podobne do żółtego i nie-żółte.
Żółte to żółte, wiadomo.
Podobne to np. beż albo pomarańcz - nazywane żółtymi, ale ze znakiem zapytania na końcu.
Nie-żółte to cała reszta.
- Synku, jaki to kolor?
- Ciółci.
- Brawo! A ten?
- Ciółci-nie.
TŚY
Najważniejszym liczebnikiem jest trzy. W świecie Pierworodnego trzy jest liczbą doskonałą i dlatego, co oczywiście oczywiste, wszystkiego powinno być trzy. Jeżeli chcesz Syna przekupić (a jak powszechnie wiadomo, choć nikt tego oficjalnie nie mówi, przekupstwo to podstawowy środek wychowawczy), nieważne co zaoferujesz - ważne jedynie, żeby było tego trzy. Jeżeli bawicie się w sklep, u subiekta Pierworodnego, z całą pewnością cena wynosić będzie trzy (waluta dowolna) - taki sklep "Wszystko po 3". Jeżeli pyta o godzinę, nie chce usłyszeć która jest godzina. Chce usłyszeć, że jest trzecia, albo że o trzeciej coś się wydarzy, ewentualnie, że jest "trzy po". Jeżeli macie coś razem liczyć, najlepiej żeby zacząć i skończyć to liczenie trójką. Jeżeli zaczniesz tradycyjnie, od jedynki, na trzy i tak pewnie każe skończyć, bo reszta liczb jest zwyczajnie nieciekawa i niewarta uwagi. A jakaż to radość móc powiedzieć, że ma się trzy lata...
Z kolei Matki ulubiony z powtarzających się w domu dialogów to ten, gdy Syn grymasi przy posiłku (zazwyczaj dlatego, że myśli już o deserze) - wtedy, z góry znając odpowiedź, Matka prosi:
- Oj weź zjedz jeszcze dwie łyżki...
- Nie! TŚY!!!
- No dobra, niech będą trzy.
I zjada Syn jeszcze trzy łyżki z posmakiem zwycięstwa.
Dudy/ały, ciółci/ciółci-nie oraz tśy - to w zasadzie są trzy główne kategorie w jakich Syn Pierworodny opisuje aktualnie świat. Pomocne są w kategoryzowaniu ludzi, zwierząt, zjawisk przyrodniczych, przedmiotów codziennego użytku, jedzenia czy szeroko rozumianej sztuki (przede wszystkim własnej rzecz jasna).
Ewentualnie można by dodać jeszcze jedną, choć mniej uniwersalną, kategorię określającą kształt. Kółko. [Pięknie wymawiane.] Prosta sprawa - jeżeli coś jest okrągłe, bądź posiada kółka czy inne okrągłe elementy, po prostu warto to podkreślić i już. Jest też pu-pu. Pu-pu to puk-puk. A co robi puk-puk? Oczywiście serce. Zasada w stosowaniu ta samo, co przy kółku.
Przy pomocy tych kilku pojęć Syn opowiada sobie całą rzeczywistość. Sprawdza, liczy, dodaje i rachuje czy wszystkiego na pewno jest trzy. Określa czy coś jest żółte. I dzieli na małe i duże.
Jego świat jest teraz tak pięknie prosty i poukładany, że nie ma Matka serca wprowadzać do niego słów tak brzydkich i siejących zamęt, jak: średni albo czterdzieści siedem (przecież to nawet nie dzieli się przez trzy)... czy takich odcieni jak: jasnożółty, cytrynowy, złoty...
A gdzie tu jeszcze musztardowy, bananowy, waniliowy, kanarkowy czy szafranowy? Co z innymi kolorami?
Gdzie tu jeszcze tyci, ogromny, obszerny, wysoki, niski, opasły, wąski, wątły, otyły, szczupły, rachityczny, puszysty, gruby, chudy, anorektyczny? Co z liczbami ujemnymi? Co z ułamkami?
Ukrywać istnienie? Udawać zaskoczoną, kiedy wyjdzie na jaw, że są na tym świecie takie dziwactwa jak pięć i jedna czwarta?
Tak ciężko Matce na samą myśl, że kiedyś jej synek będzie miał codziennie trudniejsze dylematy niż ustalenie, czy dziś jest mały czy duży...
U nas z kolorami ciekawie: żółty to kolor ten (tu pokazuje żółtą książeczkę), czerwony to jak straż pożarna itd. Ale nie nazwie koloru i już.
OdpowiedzUsuńZnamy, znamy...
UsuńU nas też czerwony to "stać", czyli straż. Do niedawna zielony nazywany był "kua", czyli żaba. I od samego początku poznawania kolorów na pytanie o nazwę Pierworodny przynosi po prostu przedmiot tej samej barwy.
U nas jako liczebnik królowało dwa, obecnie zdetronizowane przez "kilka" (więcej niż jedno). - Synuś, ile masz nóżek? - Kilka...
OdpowiedzUsuńBoskie :-)
UsuńU mnie malo to bylo dwa, a duzo to cztery. Nie wiem skad akurat przywiazanie do tych cyfr, ale cos sie raz zaslyszy i koniec :) Swietne jest to radosne slowotworstwo dzieciakow :)
OdpowiedzUsuńale sie usmialam :D
OdpowiedzUsuńno ten zolty - nie , wymiata i dialog z lyzeczkami tez, hahaha
u nas mowi" ja chce nie "albo "on chce juz nie wiecej" ale to dlatego ze podklada dunska gramatyke jezyka taty pod polski, tez zabawnie