środa, 10 czerwca 2015

Bo w sporcie ważne są regularne treningi




Matka miała wolny dzień. Wyjątkowo. Taki w środku tygodnia. Kiedy Syn szedł do przedszkola, a ona sama zostawała w domu. Wow! Szaleństwo.
W związku z tym, że zaplanowała sobie cichy, leniwy poranek, Syn, którego zwykle nie można dobudzić grubo po 6:00, wstał już o 5:00. I to tylko dlatego, że o 4:00 Matka udawała, że go nie słyszy, a w ogóle to jej nie ma.

O 7:00, kiedy dziecko zostało już wywiezione do placówki opiekuńczo-wychowawczej (z nadzieją, że ktoś się tam nim zajmie i może w gratisie wychowa, bo Matce coraz trudniej) i kiedy po dwóch godzinach na nogach już nawet spać się odechciało, zastanawiała się właśnie Matka, jak miło spożytkować tych kilka godzin dla siebie. A tak na serio to, czy zacząć od prania jasnego, potem zmywarka, odkurzanie i pranie ciemne, czy jednak zacząć od ciemnego, a jasnym skończyć? I wtem wpadła na zadziwiający pomysł.

Nawet nie wiadomo skąd się wziął. Strach pomyśleć jakie pomysły przychodzą do głów innym niewyspanym ludziom. Ni z tego, ni z owego pomyślała Matka: "A może pobiegam?".

A jak już wpadła na ten szatański pomysł, jakoś nie miała sumienia sama przed sobą się wymigać. W końcu zawsze wymówką jest to, że na bieganie wieczorami nie ma siły, a rano czasu.

Dobra, słowo się rzekło - do boju! Od razu, zanim powstanie 57 argumentów przeciw.

Na początek trzeba się jakoś ubrać. Nie da się ukryć, że nie jest Matka królową fitness, w związku z tym ubrań sportowych u niej jak na lekarstwo. Wyszukała jakieś spodnie i koszulkę, które kupiła lata temu, gdy pierwszy raz zapisała się na siłownię. Co zrozumiałe nie wyglądały jak najnowsza kolekcja Decathlonu (sorry, nie znam nazw innych sklepów sportowych). Raczej wyglądała Matka jak Miss Wuefu Nowa Wieś 2000.

Potem przyszła kolej na buty. Z tym było prościej. W celu znalezienia butów wystarczyło po prostu wyciągnąć z szafy torbę, którą się tam włożyło po ostatnim powrocie z siłowni. W 2013.
Buty do biegania Matka ma na pełnym wypasie. Kupiła je jakieś 6 lat temu, kiedy po raz kolejny w życiu postanowiła, że będzie biegać i uznała, że profesjonalne obuwie jest jej w tym niezbędne. I że to na pewno dlatego, że do tej pory go nie miała, nie starczało jej motywacji i wytrwałości.
Nie ma co, profesjonalne i dobrze dobrane obuwie do biegania to jednak jest profesjonalne i dobrze dobrane obuwie - po tylu latach w ogóle nie zniszczone, prawie nówka.

A w torbie, oprócz butów, znalazła jeszcze Matka karnet na siłownię. A myślała, że zgubiła. Tyle wygrać. Cholera.
Mówią, że taka siłownia to droga sprawa. Matka chodzi regularnie i jakoś nie narzeka. Była 6 razy w 2011 roku. 5 razy w 2013. I zostało do wykorzystania 9 wejść. Statystyki sugerują, że na kolejny karnet szarpnie się w 2019 roku. A co tam, raz na 8 lat można sobie pozwolić.

Już, już miała Matka ubierać te wypasione buty do biegania... jak przypomniało jej się, że razem z butami kupiła wypasione skarpetki do biegania. Niełatwo było znaleźć skarpetki, których nie widziało się kilka lat. Jednak się Matka nie poddała, choć szafa walczyła wytrwale. Ostatecznie krajobraz wokół rzeczywiście sugerował działania wojenne, ale co skarpetki były to były. I kurczę, znów zdziwienie, tyle lat, a białe skarpetki prawie jak nowe. Nie ma co, Nike to jednak Nike.

I już taka odpicowana miała Matka wychodzić z domu, już, już... gdy wpadło jej do głowy, że warto byłoby widzieć jak długo się biegnie. Wiadomo, jeszcze się Matka nie zorientuje, że już godzinę czy dwie biega, a potem zakwasy, a po co to komu. Miała właśnie znaleźć w telefonie stoper, gdy dotarło do niej, jaka jest niedzisiejsza. Kto biega ze stoperem? Fejsbuk sugeruje, że tylko, wyłącznie, li, jedynie Endomondo. A co tam, też powkurzam znajomych i zbombarduję ich informacją, że przebiegłam 800 metrów, wet za wet - pomyślała. Ale, że najpierw kazali się rejestrować i logować, a takie ceregiele zwykle Matkę zniechęcają już na starcie, to ściągnęła jeszcze inną aplikację.
I tak zaopatrzona, w strój sportowy, wybajerzone buty i skarpetki i z dwiema apkami w telefonie (bo podobno, jak nie masz dowodu na apce, to tak jakby się nie biegło), była Matka wreszcie gotowa do walki z samą sobą, wiatrem, słońcem, grawitacją, kolką, trudną nawierzchnią, psami okolicznych mieszkańców i wszelkimi przeciwnościami losu biegacza.

No to sru.

13 minut i 31 sekund później.
No, na pierwszy raz wystarczy.
Podobno przebiegła 1533 metry (czy może lepiej brzmi PONAD półtora KILOMETRA?) ze średnią prędkością 6,8 km/h (prawie SIEDEM kilometrów na godzinę?). Nie wiem jak Wam, ale sobie Matka zaimponowała. Przebiegła. Weszła pod pieruńsko stromą górę, wlazła na trzecie piętro. I nie umarła.

Fakt, słyszała, że te aplikacje dla biegaczy bardzo motywują, ale nie sądziła, że aż tak - dwa dni później znów poszła pobiegać. Tym razem wiedziała już gdzie są buty i skarpetki i nawet biegła dłużej niż się szykowała. 20 minut i 53 sekundy. 2340 metrów. W tym odcinek specjalny pod strome i kamieniste wzniesienie.

No, za kolejne dwa lata powinno pójść jeszcze łatwiej.


9 komentarzy:

  1. jak ja Cię kobieto uwielbiam czytać...

    a co do biegania, to ja co roku na wiosnę miewam takie zrywy narodowościowe. W tym roku jednak ciąża skutecznie pozwoliła przejść od fazy zrywu do fazy następnej, czyli nic-nie-robienia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się tak długo tłumaczyłam. Że przestałam chodzić na siłownię, bo zaszłam w ciążę. Aż ktoś przytomny zapytał "A kiedy byłaś ostatni raz?". W kwietniu. "A kiedy zaszłaś w ciążę?" No w lipcu...

      Usuń
  2. Hihi, mi też się wczoraj zebrało na bieganie! Przeciągnęło się spotkanie organizacyjne w przedszkolu starszaków, a w domu czekała głodna Anna, więc jak nie wyskoczyłam z przedszkolnych murów, jak nie rzuciłam się biegiem do chałupy! Nie miałam czasu na apki, zresztą mój telefon nie jest kompatybilny z XXI wiekiem, ale sądzę, że też biegłam prawie siedem kilometrów na godzinę. Aż mi włosy powiewały na wietrze i zadek się trząsł! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to ja biegnę codziennie rano do pracy. Ale się nie liczy, bo nie mam dowodu w telefonie. Przy presji czasu myślę, że osiągam prędkości nawet szybsze... Ale Ty, za taki sprint w połogu, powinnaś dostać jakieś dodatkowe punkty ;-)

      Usuń
  3. jak na takie przerwy w bieganiu to i tak niezły wynik, ja bym chyba nawet pól kilometra nie przebiegła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trenuję codziennie rano w drodze do pracy. Nie jestem rannym ptaszkiem, a w biurze muszę być o 7:30.

      Usuń
  4. też to trenuję :-) nawet godzina się zgadza...

    OdpowiedzUsuń
  5. Też biegałam ,nawet do 10km na jeden raz doszłam :) Ale potem zaszłam w ciąże i jak już już byłam gotowa powrócić do biegania (po 3 latach przerwy :)) znowu bylam w ciąży. Teraz księżniczka ma prawie 1/2 roku i znowu planuję "powrót do sportu." Zmotywowałaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ożeż ty, w życiu nikogo do sportu nie zmotywowałam... #byćjakchodakowska :-)

      Usuń