poniedziałek, 8 czerwca 2015

Zdążyłam. Fajnie. I co z tego dla innych? Nic.




Prawdopodobnie nie użyję lepszych argumentów niż zrobiła to na przykład Jaskółka. Nie napiszę też tego lepiej niż Łońska. Tyle osób już ten temat poruszyło. Tylko od momentu, gdy zaczynałam podczas kolacji na szybko pisać w swoim zeszycie pierwszą stronę tego wpisu, do chwili, gdy tę pierwszą stronę kończyłam, na "wallu" swojego "matkowego" Facebook'a zobaczyłam 5 nowych postów, jeden pod drugim, poświęconych tej nieszczęsnej kampanii.
Dlatego miałam już sobie odpuścić. Po co jeszcze moje trzy grosze?
Jednak uznałam, że nie tym razem. Wielokrotnie porzucałam tematy, tylko dlatego, że u innych już o tym było. Tym razem idę na fali pierwszych emocji. Nie są to pozytywne emocje.


Zaczynamy.
Kto jeszcze nie widział, niech obejrzy poniższy spot. Bo o nim właśnie będzie mowa...






Serio?
Albo - albo?
Albo praca, dom i Paryż albo dziecko, szczęście i spełnienie?
Albo jedno, albo drugie?

To ja Wam powiem, że albo kogoś pochrzaniło albo gówno wie.

Czy naprawdę trzeba szeroko argumentować, aby obalić takie postrzeganie kobiecych wyborów (kobiecych, bo spot w żaden sposób nie sugeruje, by z tymi wyborami i tego typu dylematami mieli coś wspólnego mężczyźni), czy właściwie nie muszę wypisywać takich oczywistości i na tym byśmy skończyli?

Bo to chyba oczywiste i nie wymaga rozwinięcia myśli, że tak jak dzieci niekoniecznie są sprawcami życiowego spełnienia kobiet, tak i kariera zawodowa posiadania rodziny i bycia rodzicem nie wyklucza.

31 sekund filmu i, cholera!, wreszcie się dowiedziałam czemu jeszcze nie byłam w moim upragnionym Paryżu. Wszystko przez to, że zdecydowałam się na dziecko. A ja, głupia, tyle czasu myślałam, że to przez to, że za dużo z mężem pracujemy. W końcu przed dzieckiem też wciąż odkładaliśmy ten wyjazd na później. Strach pomyśleć, gdzie jeszcze nie pojedziemy, jeśli kiedyś zdecydujemy się na drugie.

To samo tyczy się domu. Dlaczego go jeszcze nie kupiliśmy, choć mówimy o tym od kilku lat? Do tej pory myśleliśmy, że to brak czasu. Nie mamy kiedy przeglądać ogłoszeń, jeździć, oglądać, załatwiać formalności. Bo praca. Otóż nie. Nie mamy domu, bo mamy dziecko.

Ale przynajmniej nie płaczemy, patrząc na pusty ogródek.

Napiszę coś, co nie zdziwi żadnej normalnej kobiety (czy to matki, czy nie), ale być może zaskoczy twórców spotu.
Macierzyństwo to nie produkt czy usługa długoterminowa, którą można zareklamować, by masy to kupiły. Macierzyństwo dla kobiet nie jest punktem do odhaczenia na życiowej liście "to do". To nie wyścig o to, kto pierwszy. To nie kaprys i widzimisię. Macierzyństwo to nie coś zamiast czegoś. Ani coś, jako rekompensata czegoś innego. I wreszcie macierzyństwo NIE jest rolą odpowiednią dla każdej kobiety. Nie ma nic gorszego, niż bycie w niej obsadzoną wbrew sobie: bo zegar tykał, bo on chciał, bo jakoś tak wyszło, bo teściowa, bo wszystkie koleżanki, bo właściwie co można innego, bo Kościół, bo trzeba...
Macierzyństwo jest wystarczająco trudne i wtedy, gdy jest doświadczeniem najbardziej upragnionym w życiu.

Jestem matką i dlatego teraz daję sobie pełne prawo, by wymądrzać się w tym temacie. Ja już stoję po tej stronie barykady, na którą w spocie nieudolnie próbuje się kogoś namawiać. Do końca nie wiem kogo.
O zgrozo, matką zostałam dopiero na miesiąc przed swoimi 27 urodzinami. Według statystyk podawanych na stronie internetowej, która, tak jak powyższy spot, jest częścią kampanii "Nie odkładaj macierzyństwa na potem!", gdybym urodziła się 10 lat wcześniej, matką zostałabym pewnie na miesiąc przed 23 urodzinami. To bardzo intrygująca dla mnie wizja. Jak przypominam sobie siebie w wieku 22 lat, pamiętam, że wydawało mi się, że o życiu wiem wszystko, choć w rzeczywistości wiedziałam tyle co nic, a nawet mniej.

Mój syn jest dzieckiem upragnionym, planowanym i wyczekiwanym. Jak go kocham nie powiem, bo nie wypowiem. I dlatego też, że nie o tym jest ten tekst.
Odkąd mój syn jest na świecie, nie wyobrażam już sobie tego świata bez niego. Czyli bez tego konkretnego człowieka. Ale czy to oznacza, że nigdy nie wyobrażałam sobie, że jednak nie zostałam matką? Nie. Otóż wielokrotnie sobie wyobrażałam i pewnie jeszcze nie raz przyjdzie mi to do głowy. Czy byłoby mi lepiej. Pewnie nie. Czy byłoby mi gorzej? Pewnie nie. Byłoby inaczej. I tyle.
Mam porównanie, wiem jak wyglądało moje życie bez dziecka, wiem jak wygląda teraz. Czy cofnęłabym czas, gdybym mogła? Nie. Ale czy wyobrażam sobie, że jednak mogłabym nie zostać matką? Tak. I nie sądzę, że gdybym cztery lata temu nie zaszła w ciążę, byłabym teraz mniej lub bardziej szczęśliwa. Byłabym po prostu innym człowiekiem.

Zdarzyło mi się zapytać kogoś czy planuje dzieci, nikogo obcego, ot, bliższych znajomych w luźnych rozmowach o rzeczach ważnych i nieważnych. Być może nieświadomie popełniłam nietakt, może akurat którejś z tych osób pytać nie wypadało. Ale nigdy nie dawałam sobie prawa, by kogokolwiek do rodzicielstwa namawiać. Nawet, gdybym uważała, że ciąża to prawie jak latanie na chmurkach z Muminkami, poród to prawie orgazm, a pierwszy rok życia dziecka to w sumie wakacje, nie dawałabym sobie prawa, by namawiać kogoś, by na co najmniej 18 lat wziął pełną odpowiedzialność za człowieka, którego nawet nie zna i nie wie jaki będzie. Odpowiedzialność moralną, finansową, wychowawczą, prawną i każdą z możliwych.

Wracając do spotu i jego pomysłodawców...

Już bardziej przekonalibyście mnie, gdybyście wprost powiedzieli: "Zapomnij o kondomach, wyrzuć tabletki, bo nie będzie miał kto zarobić na Twoją emeryturę".

I jeszcze jedno. Serio?
Naprawdę ten film miał kogoś nakłonić do przewartościowania życia, poprzestawiania ideałów, przeprowadzenia rewolucji we własnym życiu? Serio serio? Czy może po prostu nie mieliście co z pieniędzmi zrobić?
A może założenie było właśnie takie, że ma być kontrowersyjnie i głośno?
Że nie ważne jak, byleby...
Jeżeli tak, to gratuluję, nabrałam się.


Zdjęcie i film pochodzą ze strony www.nieodkladajmacierzynstwa.pl


6 komentarzy:

  1. Nie rozumiem tego całego hejtu na tą kampanię. Naprawdę ktoś uważa za kontrowersyjne stwierdzenie, że kobiety decydują się na dziecko dopiero jak są ustabilizowane finansowo? I że w takim myśleniu tkwi haczyk? Mówienie tego jest obecnie bardzo niepopularne, ale zegar naprawdę tyka.

    Jedno bym zmieniła w tej kampanii: a właściwie dodała: apel do mężczyzn, że rodzicielstwo to nie koniec świata. Bo bardzo często kobiety chciałyby dzieci, tylko nie mają z kim.
    (ostatnio u JasonaHunta wyczytałam ostrzeżenie przed trzydziestkami, które chciałyby wrobić faceta w dziecko;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejt wynika z tego, że cały spot opiera się na stereotypach. A my, kobiety XXI w. na tyle jesteśmy "rozbestwione", że bardzo w te stereotypy nie lubimy być wpychane.
      Nie jest kontrowersją stwierdzenie, że kobiety decydują się na dziecko, kiedy czują stabilizację. Tak jest ten świat urządzony, prawdopodobnie od zarania dziejów i to nie tylko w gatunku ludzkim - samice potrzebują choć minimalnego poczucia bezpieczeństwa, by spokojnie uwić gniazdo i móc opiekować się potomstwem. W dzisiejszych czasach, dla ludzi żyjących w krajach rozwiniętych, poczucie bezpieczeństwa tożsame jest, a przynajmniej idzie w parze, ze stabilizacją finansową.
      Kontrowersją natomiast jest to, co spot sugeruje.
      Że decyzja o dziecku należy wyłącznie do kobiety.
      Że macierzyństwo to tylko wybór.
      Że życie bez dziecka jest naznaczone pustką.
      Że kariera i macierzyństwo wzajemnie się wykluczają (gdyby tak było, rodzicami zostawaliby jedynie życiowi nieudacznicy).
      Że kobiety, które nie zdecydowały się na macierzyństwo w końcu obudzą się "z ręką w nocniku" - smutne i niespełnione.
      Że kogoś, kto nie ma dzieci automatycznie stać na luksusowy dom i zagraniczne wojaże.
      Można tak wymieniać jeszcze długo.
      W dodatku spot jest krzywdzący, dla tych, którzy w opisywany schemat i stereotyp się nie wpisują. Nie bierze pod uwagę kobiet, które owszem, stać na wiele, także na wycieczkę do tego przykładowego Tokio, ale bardzo chciałyby zostać matkami, a nie zostały z przyczyn od nich niezależnych - takie kampanie utwierdzają przekonanie, że życie tych kobiet nie może być pełne i satysfakcjonujące. Co z tymi, które ani nie były w Tokio, ani nie zostały matkami - przegrały życie?
      Spot całkowicie pomija mężczyzn - tak jakby dzieci kupowało się przez internet, a mężczyźni byli w tym zbędni. Jakby ich życiowe decyzje, ich wybory i przekonania nie miały w tej kwestii znaczenia.
      Wreszcie, cały pomysł na spot wydaje się być kuriozalny, zakładając, że wczesne macierzyństwo jest czymś, co można zareklamować (nawet bazując na wywoływaniu poczucia winy), jak produkt, jak coś, co ma poprawić nastrój (czy raczej zapobiec jego spadkowi), nie dodając, nawet drobnym druczkiem, że po odejściu od porodowego łóżka reklamacji się nie przyjmuje.

      Usuń
    2. Zgadzam się w 100%, spot zbudowany w oparciu o stereotypy. Jeśli już, to należałoby promować RODZICIELSTWO a nie macierzyństwo, bo póki co nie mamy zdolności dzieworództwa i są to decyzję dotyczące dwojga osób - potencjalnej mamy i ewentualnego ojca, którego w tej kampanii brak. Taki spot tylko utrwala stereotyp, że dzieci to tylko sprawa kobiet i tylko ich życie się dzięki nim zmienia. Taka kampania nikogo do niczego nie przekona, bo większość ludzi, których znam, chciałoby mieć dzieci, ale nie mają warunków albo boją się utraty pracy. Lepiej wydać pieniądze na kampanię skierowaną do pracodawców, pokazując, że młoda matka może być wartościowym pracownikiem. Wiem coś o tym, bo w swojej firmie zatrudniam wiele mam :)

      Usuń
  2. Masz dużo racji, ale jak to zwykle bywa zawsze jest jakieś ale... Znam mnóstwo kobiet (i wspierających je w tej decyzji mężczyzn), które świadomie odkładały macierzyństwo bo nie teraz, bo jeszcze awans w korpo, bo jeszcze dom i nowy samochód, a potem był płacz, lament i rozpacz bo nie mogły zajść w ciążę. I nie mówię tu o kobietach, które miały po dwadzieścia kilka lat, ale o takich, które jak już zdobyły to co chciały miały grubo po trzydziestce.
    Piszesz, że gdybyś cztery lata tamu nie zaszła w ciążę nie czułabyś się z tym źle i nie byłabyś mniej szczęśliwa. Ja z pełną świadomością mogę powiedzieć, że gdybym prawie 8 lat temu nie zaszła w ciążę (a nie było to wczesne macierzyństwo) i gdybym prawie 5 lat temu nie zaszła w drugą ciążę to zdecydowanie dziś czułabym się mniej szczęśliwa i cieszę się, że nie odkładałam tego na później.
    Nie można nikogo do niczego namawiać, ale trzeba uzmysławiać kobietom, że płodność nie jest dana im raz na zawsze bo jak obserwuję swoje otoczenie to mam wrażenie, że wiele z nich nadal nie zdaje sobie z tego sprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bardzo się cieszę, że odkładaliśmy z mężem decyzję o dziecku na później. Na BARDZO później. Urodziłam syna w wieku 42 lat, bez problemów jakichkolwiek, z naturalnej ciąży, nawet nie długo "robionej". Mamy wszystko czego nam było do szczęścia, naszego i naszego dziecka, potrzeba - duży dom, kariery, spokój finansowy, wyżyliśmy się też towarzysko i podróżniczo. I nie jestem w moim otoczeniu przypadkiem odosobnionym, bo ja z kolei znam mnóstwo par, które przyjęły, z powodzeniem, taki model życia jak my z mężem. Na szczęście w dzisiejszych czasach nie trzeba już rodzić w wieku lat 16-tu, no max 20-tu, bo czterdziestki się pewnie nie dożyje. Czy to się nieudolnie rządzącym tym krajem podoba, czy nie. Szukajcie sobie budżetowej zapchajdziury gdzie indziej.

      Usuń
    2. Gdybym nie miała być matką mojego Syna, tego konkretnego człowieka, którego znam, który na razie jest tak bardzo częścią mnie i na zawsze już odrobinę będzie, nie byłabym nieszczęśliwa - w ogóle by mnie nie było, zniknęłabym - nie jestem w stanie pojąć takiej możliwości, ogarnąć jej świadomością.
      Jednak gdybym cztery lata temu nie chciała zostać matką, nie zostałabym nią. I nie sądzę, że nie chcąc nią być, czułabym pustkę i żal do siebie albo myślała, że trzeba było jednak spróbować, a nuż by mi się spodobało. A jeśli by mi się nie spodobało? Nawet teraz często mi się nie podoba, choć czasu bym nie cofnęła - tyle że mnie nikt do niczego nie namawiał i nie poganiał.
      Nie sądzę, by kobiety były aż tak niedoinformowane, by myślały, że płodność jest im dana na zawsze. Z tego co pamiętam, już w podstawówce na biologii mnie o tym uczono, a że szkoła podstawowa jest obowiązkowa to innym pewnie też o uszy się obiło. Jeżeli kobieta czuje, że chce mieć dziecko, że jest na nie gotowa, będzie się o nie starać, nie potrzebuje do tego kampanii społecznych. Na macierzyństwo każdy moment jest tak samo fatalny, jak idealny. Inna sprawa, że nie każda kobieta może zajść w ciążę, to fakt. Ale czy wiadomo, ile z tych kobiet po 30 albo 35 roku życia, które dopiero chcą, ale nie mogą, nie miałoby problemu z zajściem w ciążę 10-15 lat wcześniej? Akurat z doświadczeń osób mi znanych wynika, że dwudziestoparolatkowie również mają kłopot z poczęciem dziecka - niestety, znak naszych "cywilizowanych" czasów. Ale idąc takim tropem, namawiajmy dziewczęta w gimnazjach do zachodzenia w ciąże. Bo one będą miały najmniejszy problem z poczęciem, a przecież stabilizacja finansowa, warunki mieszkaniowe, stały związek czy gotowość psychiczna są w porównaniu z płodnością sprawą zdecydowanie drugorzędną.

      Usuń