czwartek, 24 września 2015

Ja chyba zaraz całkiem stracę głowę!



Macierzyństwo.
Wiadomo, najpierw słodkie małe bobo, łapanie za paluszek, gaworzenie, śmieszki-uśmieszki, łzy szczęścia, pierwsze "mama", jaki śliczny mały ząbek, pierwsze kroczki, przytulaski, dzióbaski, uroczy przedszkolaczek, kwiatki, laurki, wierszyki... Co dalej nie wiem, bo jeszcze nie doświadczyłam, ale na pewno równie rozkosznie. 

A tak na serio to komu my tu będziemy ściemniać? Macierzyństwo to nie jest łatwy kawałek chleba i istnieje też ciemna strona tego księżyca. Są rzeczy, które filozofom się nie śniły i przy których niejeden święty stwierdziłby: "Ja to chromolę, ja stąd spier...m", a które dla każdej matki są codziennością. Ale są też takie, których nawet Matka Wyluzuj!, która jasna sprawa świętą nie jest, zdzierżyć nie może.

Owszem, przeżyła 9 miesięcy ciąży. Przeżyła 14-godzinny poród. Przeżyła nieprzespane noce, wielogodzinne karmienie piersią, kolki, bolesne i długie ząbkowanie. Przeżyła etap plucia na wszystko i wszystkich i gryzienia domowników. Przeżyła trudny pierwszy rok przedszkola. Tysiące razy zmieniała pieluchy, o każdej porze dnia i nocy i w miejscach oraz pozycjach co najmniej ekstremalnych. Przeżyła upierdliwe odpieluchowywanie. Trzy zapalenia ucha, ospę, rumień zakaźny, kilka zapaleń gardła, kilkanaście przeziębień, zapalenie spojówek i jeszcze parę innych chorób. Szczepienia, badania, chodzenie po lekarzach specjalistach. Siniaki, stłuczenia, zadrapania, zdarte kolanka, rozcięte wargi. Przeżyła, gdy nie mając jeszcze roku udało mu się zamknąć ją w łazience i zablokować drzwi i gdy nie mając nawet półtora roku pojechał sam windą na 10. piętro. Przeżyła bunt dwulatka i żyje z trzylatkiem, przy którym bunt dwulatka to małe miki. Przeżyła stłuczony wazon, plamy na kanapie, zniszczone panele i meble. Skargi sąsiadów. Koszmary w nocy i lęki za dnia. Kupę na podłodze, śmieci z kosza na środku pokoju i mnóstwo innych sytuacji, które nie powinny mieć miejsca. Przeżyła rzucanie jedzeniem, rozlane soczki i zupki, gumy i lizaki przyklejone tam, gdzie zdecydowanie nie powinno ich być. Godziny płaczu i histerii, łzy rozpaczy, smutku i bólu. Nosiła na rękach przez setki godzin, czuwała i czuwa przez tysiące. Zamartwia się, myśli, boi i troszczy od pierwszego dnia ciąży...
Jednak jest w macierzyństwie jedna rzecz, która Matkę przerasta. Nie radzi z nią sobie, nie ogarnia, nie rozumie, traci nad sobą kontrolę...

Wymięka.

Jedna rzecz, przez którą ma ochotę wyjść z siebie, trzasnąć drzwiami i już nie wrócić.

Macierzyński koszmar.

Bajka "Peg + Kot".
NOSZJACIEPIERDZIELE!


(Kto widział, ten powinien zrozumieć tytuł postu.)

Oczywistym jest, że w związku z tym, Pierworodny bajkę lubi bardzo. Wprost proporcjonalnie do tego, jak matce działa ona na nerwy. Im bardziej działa, tym bardziej on lubi. 
Na Matki nieszczęście kreskówka jest edukacyjna i niby uczy matematyki (więc argument o ogłupiającym działaniu telewizji jakby w tym miejscu odpada).

Z drugiej strony, jak tak posłuchać Syna, gdy liczy swoje zabawki: "las, tszy, las, tszy, las, tszy, las..." to raczej nie ma co się trzymać złudzeń o Noblu z ekonomii. 
Może niech on lepiej obejrzy coś odmóżdżającego, Matce na zdrowie wyjdzie.


15 komentarzy:

  1. Spokojnie, potem będzie Pepa i Minionki. Przy Pepie myślałam, że oszaleję, przy minionkach wiem, że przejdzie. A jeszcze jest Dora Exploradora, ale z tego tylko muzyczka mnie wkur..zala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Peppę lubię. Serio. W ogóle mnie nie wkurza. Minionki to według mojego Syna bajka o tic-tacach, bo najpierw dostał cukierki, a dopiero później widział film. Niestety w przedszkolu i dowiedziałam się o tym dopiero niedawno. Chyba nie zrobił na nim wrażenia skoro nawet mi nie opowiadał.
      A Dora to jest ta bajka co uczy angielskiego? Kiedyś usilnie namawiałaam Młodego żeby oglądać, ale jakoś w ogóle go nie bierze.

      Usuń
  2. Ostrzegali mnie przed tą bajką! Nigdy,pod żadnym pozorem nie pokazuj jej dzieciom! - mówili. Nie skacz po kanałach, bo jeszcze trafisz przypadkiem i zobaczą! Chyba sobie obejrzę z ciekawości, skoro śpią. A serio, to u nas aktualnie na tapecie Kot Prot i Tomek i przyjaciele. Po dwa odcinki i wyłączamy telewizor.
    PS. A moja dwulatka liczy tak: tely, tely, tely, tely! Mamo, mam tely toty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie niestety nikt nie ostrzegał, byłabym ostrożniejsza.

      A jak tak sobie przypominam, jak to było jak Syn miał dwa lata to rzeczywiście też miałam wtedy tyle samozaparcia, by po dwóch odcinkach wyłączać bajki. A teraz jak nie słyszę mini mini albo tvp abc to podejrzanie sprawdzam czy w pokoju wszystko w porządku.

      Usuń
    2. U nas jest to związane z tym, że mój Syn po prostu musi mieć tv mocno ograniczone z różnych powodów. Ja samozaparcia mam jak na lekarstwo, bo cenię sobie czasami święty spokój ;) Ale polecam ci na yt kanał Busy Beavers, gdzie uczy się angielskiego... to dopiero ryje beret! :D

      Usuń
  3. muszę obejrzeć tą bajkę, z ciekawości :)
    bo u nas wciąż tylko kłótnia czy ma być Dora, czy Peppa. Wtedy rzucamy monetą ;)
    Gs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą bajką jest trochę jak z gotującą się żabą. Na początku w ogóle nie czujesz, że coś jest nie halo. Nawet się cieszysz, że bajka edukacyjna, że matematyka, liczenie, geometria, ale fajnie. Z czasem, gdy codziennie słyszysz to darcie ryja Peg: "No to mamy ogromny problem! " albo "Ja chyba zaraz całkiem stracę głowę!" to sama masz ochotę drzeć ryja i wybiec z domu jak oparzona.

      Usuń
    2. "Trzeba policzyć do 5";))

      Usuń
    3. Ojjj, ktoś tu oglądał nieuważnie! ;-) Od 5 w dół!

      Usuń
  4. hahaha no u nas Tosia i Tymek na tapecie, przewodnią piosenkę już sobie nucimy, a jak ostatnio znaleźliśmy na necie drugi sezon to z radością "O PRZEPROWADZILI SIĘ" jaraliśmy się jak głupi, po czym płakaliśmy z litości nad sobą :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Peg plus kot - o mamo. Ale kot prot to jest hardkore..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak Kot Prot jest mi znacznie bardziej obojętny. Na Pierworodnym też wrażenia nie robi i raczej większych emocji nie wywołuje. Choć oczywiście teksty: "Do kotoprotomobilu!", "Mama na pewno nie powie Wam nie" oraz "Pozwoliła, pozwoliła!" znam na pamięć, bo ku zdziwieniu rodziny, znam chyba wszystkich bohaterów i każdy popularny tekst z bajek, które Syn ogląda i to prawdopodobnie lepiej niż on sam. Taki dar i przekleństwo w jednym.

      Usuń
    2. Teksty z dziecięcych bajek, te wysokie, naładowane emocją głosiki, ten wszechobecny entuzjazm...
      Moje dwie córki to jeszcze jest wyzwanie, bo każda chce bajkę, każda inną i każda koniecznie w tym momencie. Sztuka dyplomacji przy cztero i dwulatce wspina się na wyżyny..z tikiem nerwowym.

      Usuń
    3. Chociaż ten problem w kwestii kreskówek mnie nie dotyczy. Jednak wyżej jest komentarz podpisany Gs. Rzeczona Gs również ma dwie córki: 3,5 i 2 lata. Może rozwiązanie przez nią stosowane i u Was się sprawdzi - rzut monetą, jest to jakieś wyjście ;-)

      Usuń