środa, 3 czerwca 2015

Jak Matka i Ojciec nie opanowali się w przedszkolu



Było!
Było właśnie tak!
Dokładnie tak, jak Matka myślała, że będzie.
Gdyby Ojciec nadal czytał blog Matki, wiedziałby pewnie czego może po niej się spodziewać. A skoro nie czyta, był lekko skonsternowany narastającym w niej z minuty na minutę podnieceniem przed pierwszym Dniem Mamy i Taty w przedszkolu Syna Pierworodnego. Konsternacja przeszła płynnie w przerażenie i w końcu, na niecałą godzinę przed spotkaniem w przedszkolu, usłyszała od niego: "Siadamy osobno!".

Matka oczywiście takie gadanie zbagatelizowała, wiedząc, że w głębi, ale tak bardzo w głębi (bardzo, bardzo), Ojciec przeżywa dokładnie to samo, tylko nie chce się przyznać. Za to Matka problemu z przyznaniem się nie miała i lojalnie uprzedziła:
'Jak puszczą "A ja wolę moją mamę" to już na bank się nie opanuję i będę ryczeć'.
Nie puścili.
Ale było "Moja mama jest kochana, moja mama wszystko wie...", więc na jedno wyszło - Matka beczała. Kątem zapłakanego oka dała radę rozejrzeć się na boki i okazało się, że chyba jako jedyna z rodziców. Phi! Mogli patrzeć na Pierworodnego, a nie na swoje, to też by się wzruszyli. Ich strata.

Było dokładnie tak! Tak jak Matka myślała, że będzie.
Ani be, ani me. Ale za to jak stał. I jak siedział. I machał grzechotką przy piosence. A łatwo na pewno mu nie było. Jako jedyny z dzieci miał przecież na sobie lekarskie słuchawki, do tego pluszowego Pieska pod pachą i jeszcze po jednym motorze z LEGO Duplo (wraz z ludzikiem policjantem) w każdej rączce. A jak stał. I jak siedział. I na tej grzechotce grał! I jeszcze dał radę wręczyć mamusi kwiatka, a tatusiowi laurkę.

W życiu piękniejszej laurki nie widzieliście!
Ha!
Ze zdjęciem Pierworodnego.
I odciskiem jego rączki.
Handluj z tym.

Druga część spotkania: kawa, ciasto, oglądanie prac plastycznych z całego roku... Luzik. Ale przy szaleństwach dzieciaków w sali zabaw (zjeżdżalnie, baseny z piłeczkami, materace, siatki ochronne, labirynty i wspinaczka 3 metry w górę - czyli standard), Ojciec już nie mógł udawać, że ma nerwy ze stali.

Dla wielu osób jest to zaskoczeniem i trudno w tę prawdę najprawdziwszą uwierzyć. Ba! sam Ojciec nie jest w stanie tego przyjąć na klatę i zaakceptować jako faktu autentycznego. Otóż, tak naprawdę, w tym teamie to Ojciec Pierworodnego jest częściej "trochę zbyt spiętym, czasem zbyt poważnie podchodzącym do codziennych błahych spraw" i to często właśnie on powinien wyluzować. Gdyby mu Matka pozwoliła, zapewne owinąłby Syna folią bąbelkową i nie dopuścił, by wspinał się nawet na krawężnik, nie dał mu jeździć na rowerze, tylko go nosił i na wszelki wypadek każde, choć trochę ciepłe jedzenie dwa razy podmuchał.
Na szczęście to Matka chodzi z Pierworodnym do piaskownicy i na place zabaw i to Matka wydaje 90% posiłków w domu, dzięki czemu dzieciństwo Syna upływa w miarę normalnie. Matka i Ojciec nie łapią luzu w zupełnie odmiennych sytuacjach. O dziwo, aktualnie to on częściej. Ale to Matka do swojego braku wyluzowania się przyznaje, tym samym ułatwiając Ojcu sprawę - może głośno śmiać się z niej, odwracając jednocześnie uwagę od siebie.
Matka, przyznając się i mówiąc o tym głośno, oswaja swoje lęki, nieadekwatne zachowania, zbyt daleko galopujące myśli. Ojciec, wychodzi z założenia, że nawet jeśli, co mało prawdopodobne, nie ma racji, jest to nieszkodliwe. Matki brak luzu skupia się na niej samej - podstawowe pytanie brzmi, czy na pewno robię dobrze? Ojca brak luzu skupia się na otoczeniu, czy na pewno jest dla Syna bezpieczne - czy przedszkole jest odpowiednie, czy przedszkolanka dość uważna, czy zjeżdżalnia nie za wysoka, czy piasek dość czysty, czy babcia nie za bardzo rozpieszcza, czy Syn na pewno sobie poradzi, czy pies mu nic nie zrobi, czy zupa nie za gorąca, czy kałuża nie za mokra...? Trochę w tym winy Matki. To ona tak panikowała na początku, a Ojciec ją uspokajał. W końcu role się odwróciły.

Tym razem, w przedszkolu, nie mógł już udawać. Widząc Syna Pierworodnego, machającego spod sufitu, musiał przyznać: "Ja się do tego nie nadaję!". Podczas gdy Matka zawsze pęka z dumy, patrząc jak Syn świetnie sobie radzi w tego typu przybytkach dziecięcych uciech, Ojciec blednie, raz po raz czuje zbliżający się zawał serca i ogólnie nie dzieje się z nim dobrze - najchętniej wszedłby między te wszystkie rozbiegane dzieciaki i siłą wyciągnął stamtąd Pierworodnego. Teraz wiecie dlaczego sale zabaw są tak skonstruowane, by do większości atrakcji dorośli nie mieli dostępu.

Jakby tego było mało na biedne, skołatane ojcowskie nerwy, kolega zabrał Pierworodnemu piłkę. Matka wychodzi z założenia, że nie miesza się w takie akcje, dopóki nie dochodzi do rękoczynów. W związku z tym, że nie dość, że zabrał piłkę, to jeszcze ciągnął za włosy, Matka jednak do akcji wkroczyła. Tzn. powiedziała: "Ej!". Wystarczyło. Dzieciak puścił włosy, ale nie piłkę. Uznała, że dalej Syn musi radzić sobie sam i usunęła się na bok, by móc jednocześnie z zainteresowaniem obserwować rozwój sytuacji i uspokajać Ojca.
Biedaczysko. Wyobrażacie sobie? Ktoś zabrał jego synkowi piłkę. Taką z basenu z piłkami, czyli jedną z pięciuset na sali. Fakt, ta była akurat czerwona, a tych było tylko dwieście. W takim wypadku to zrozumiałe, że mimo wyraźnych protestów Matki, na jedno zagubione spojrzenie błękitnych oczu Pierworodnego, Ojciec stał się superbohaterem, znającym magiczne słowa wytrychy: "Oddaj mu piłkę" (przynajmniej do takich się przyznaje, bo Matka nie słyszała). Poskutkowało. Znów Matka jest tą złą, co nie obroniła. W dodatku czuje niedosyt, bo nadal nie wie, jak ostatecznie zachowałby się Syn. A jakby tego było mało, w trakcie całego zamieszania, zamiast bronić, osłaniać i chronić, ośmielała się robić sobie ciche żarty z obcego dzieciaka: "A mówią, że klient w krawacie jest mniej awanturujący się".

#zła_matka
#na_szczęście_ojciec_czuwa
#trudne_sprawy

#przedszkole   #dzień_mamy_i_taty   #piosenki   #wierszyki   #laurka   #kwiatek   #miłość   #łzy   #emocje   #ojciec   #matka   #syn   #najlepszy


4 komentarze:

  1. U nas było "dobrze w domu być z mamą i wieczorem i rano, chociaż czasem bywa trochę zła. . . " to był nokaut

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o czym mówisz. Przedszkolanki są bezwzględne...

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń