wtorek, 16 lutego 2016

Co tam słychać w 2016?




Nowy Rok zaczął się tak, że lepiej, gdyby w ogóle się nie zaczynał. A potem to już bywało raz lepiej, raz gorzej. Ale głównie gorzej.
Jednak, żeby nie smęcić, skupmy się przede wszystkim na pozytywach.


Kiedy po kilku dniach stycznia zauważono ze zdziwieniem, że: "O, dzisiaj przez cały dzień nikt w domu nie rzygał" uznano to za pierwszy w tym roku sukces. Zawsze to jakiś. Kolejne już tak łatwo nie przychodziły.

Za to przyszły i masowo przewijały się przez dom grypy (w tym tzw. jelitówka), przeziębienia, ostre zapalenia płuc, zapalenia oskrzeli i lepiej nie pamiętać co jeszcze... Nie oszczędzały nikogo, nie certoliły się i rozkładały każdego po kolei.


Pierwszy raz z domu wyszła Matka 5 stycznia wieczorem. Po płyn do kąpieli dla dzieci. Konkretnie dla jednego dziecka. Do Rossmanna wyszła, którego ma 200 metrów od domu. Ale z tej radości, że czuje wreszcie świeże powietrze (a gdyby nie czapka to i wiatr we włosach) pognała jakieś 1,5 kilometra do galerii handlowej. Kupiła płyn do kąpieli i wróciła.
I gdyby nie przeszywający mróz, który Matkę wielce zaskoczył, pewnie przystawałaby co kilka kroków tylko po to, by z rozpostartymi ramionami, wrzasnąć sobie na całe gardło: FREDOOOOM!!!

No bo, kurde, mógł ktoś Matkę uprzedzić, że wraz z Nowym Rokiem przyszła zima. Jak ostatni raz miała okazję wyjść z domu, jeszcze w grudniu, wiosna trwała w najlepsze. Powiedzmy, może jakoś tak delikatnie, że taki niespodziewany spadek temperatury o jakieś 30 stopni nie jest najprzyjemniejszy. (Choć oczywiście chodzi o to, że dupa przemarza, a gluty w nosie to by pewnie zamarzały, gdyby ich wiatr po całej twarzy nie rozmazywał.)



Poza tym robi Matka porządki w szafach. Porządki w szafie z ubraniami to temat na zupełnie inny wpis (pewnie mroczny i przerażający, bo porządki jeszcze trwają, a liczba wyrzucanych rzeczy niebezpiecznie zbliża się już do wartości trzycyfrowej). Ciekawe za to było porządkowanie barku. Trzeba przyznać, że sporo alkoholu z różnych powodów i okazji Matka z Ojcem dostają. A nie każdy lubią. I tak wpychają to, czego nie lubią w bardziej odległe zakamarki barku, a zwykle sięgają po coś stojącego z brzegu. I tym sposobem naliczyła Matka bodajże 18 butelek samych trunków, za którymi nie przepadają (koniaki, nalewki, słodkie wina, śliwowica, absynt... czego tam nie było?). Do tego dochodzi jeszcze co najmniej drugie tyle butelek trunków, które lubią (wina wytrawne i półwytrawne, whiskey, rum, wódki w najróżniejszych wersjach... czego tam nie było?). W związku z takim stosunkiem podaży do popytu, postanowiła Matka zwiększyć to drugie i zmodyfikowała hasło własnej Matki, która często przy obiedzie w zwyczaju ma mawiać: "Surówka obowiązkowo!" i  teraz co wieczór tym samym tonem nieznoszącym sprzeciwu mawia Matka: "Drink obowiązkowo!". Dzięki tej strategii porządkowanie barku jest bardzo sukcesywne i widać wyraźne efekty.
Częściowo uporządkowała też Matka piwnicę. Tam to dopiero były perełki. O, na przykład 4 komplety zasłon i firan. Podczas gdy w mieszkaniu nie ma nawet karniszy. Albo kołdra, którą Ojciec Matki dwadzieścia parę lat temu wygrał w brydża.
A już hitem było odnalezienie kartonu wypchanego opakowaniami chusteczek nawilżanych Pampers. Kiedyś widocznie zakupionych w niewiarygodnie okazyjnej cenie i ilości tak hurtowej, że trzeba było je zakamuflować w piwnicy. Co byłoby rozwiązaniem wielce praktycznym, gdyby nie zapomnianym. Chusteczek tych używało się w pierwszych miesiącach życia Pierworodnego, dlatego, gdy Matka wyciągnęła z opakowania jedną, aby wytrzeć brudne ręce i poczuła jej zapach... od razu przypomniał jej widok maleńkiego noworodka przywiezionego prosto ze szpitala, śpiącego tak spokojnie w swoim łóżeczku, w którym zwinięty jak kłębuszek zajmował tyle miejsca, ile teraz jego piesek-przytulanka. Jeszcze żeby poczuć ponownie ten cudowny zapach jego główki, przypomnieć sobie te maleńkie stópki i paznokietki... zaciągnęła się znowu zapachem chusteczki, ale nie. Jedyne co jej przypomniała to strzelające w niekontrolowanych sytuacjach i kierunkach, rzadkie, żółto-zielone kupy. Od tego momentu za każdym razem, gdy teraz wyciera kurze, dręczy Matkę myśl, czy przypadkiem nie miała komuś zmienić pieluchy...



A w przedszkolu był Dzień Babci i Dziadka. Wszyscy przejęci. Poza Pierworodnym.
Po łącznie czterech spektakularnych występach scenicznych, w których brał udział w swym ponad 3-letnim życiu, Matka z najwyższym stopniem pewności stwierdza, że wdał się w Ojca. W związku z tym graniczące z pewnością jest przypuszczenie, iż nie pójdzie w ślady mamusi i nie będzie robił oszałamiającej kariery głównego recytatora wierszyków na apelach Szkoły Podstawowej nr 1, nie będzie gwiazdorzył we wszystkich możliwych kółkach teatralnych i znajomością poezji ratował się na lekcjach polskiego, na których zawsze było się nieprzygotowanym, ale nadrabiało sprytem. Wręcz zastanawia się Matka, czy już teraz nie zacząć go uczyć "Inwokacji" i "Bagnetu na broń". Bo trochę to zajmie czasu i w szkole to raczej ni chu-chu, go nie zmuszą, a jednak może się przydać.



A potem jeszcze były Walentynki. Ale to też już temat na zupełnie inny post.

11 komentarzy:

  1. Aaaaaaaa wróciłaś!!!
    Też mam w planach porządkowanie barku, tylko zajmie mi to więcej czasu, bo jako matce karmiącej wypada mi przyjmować alko w ilościach homeopatycznych :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W czasach gdy byłam matką dopiero spodziewającą się, a ppotem matką karmiącą zaliczyłam, jak na złość, jakąś ponadprzeciętną liczbę wesel. Porządki zaczęłam od przywożonych z nich pamiątek :-D

      Usuń
  2. Dobrze, że barku nie mamy a alkohol w lodówce za dużo miejsca zajmuje, to szybko schodzi :) u nas też grypa nie oszczedzila nikogo. Łącznie z przedszkolem, gdzie braki w dzieciach spowodowały przesunięcie święta dziadków o tydzień:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barkiem nazywam półkę, którą przeznaczyłam kiedyś na ten cel w witrynie. Alko trzymamy w lodówce, bo na półce się nie mieści. Stąd konieczność przerzedzenia zapasów.

      Usuń
  3. nowy rok zaczął się Wam od wyczerpania limitu rocznego na chorowanie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to od wyczerpania wielu limitów w różnych dziedzinach.

      Usuń
  4. Dobrze Cię znów czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydało się... w końcu Matka wytrzeźwiała :PP
    Chorób współczuje. u mnie sezon dopiero się zaczął...wyjątkowo w tym roku z "lekkim" opóźnieniem.
    A piwnice zostawiam sobie na lato. Jakieś regaliki mi się marzą co by ten burdello gdzies upchnąć...
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzież tam, nadal pijemy ;-)
      Właśnie jesteśmy na etapie nalewki wiśniowej i limoncello.

      Usuń
  6. fajnie ze wrocilas do pisania :)

    OdpowiedzUsuń