wtorek, 20 maja 2014

Gimby sie bawio. Co robić?




Tak szczerze, co robicie gdy widzicie pijaną młodzież? Robicie cokolwiek? Ja - nic. Idę dalej, czasem krzywo spojrzę, to wszystko. Po prostu nie udaję, że moje pokolenie było lepsze, bardziej cnotliwe, że za moich czasów takie rzeczy się nie działy. Działy się. Nawet gorzej to brzmi, bo "za moich czasów" nie było gimnazjum - ostatni uratowany przed reformą rocznik - więc "za moich czasów" piło się już w podstawówce. I nie, nie myślcie sobie, że miałam jakiś nienormalny dom, że znajomych z patologii, a szkołę to pewnie ledwie skończyłam. Raczej wręcz przeciwnie - świadectwo z czerwonym paskiem, opinia ułożonej, dobrze wychowanej, znajomi najróżniejsi. A obiektywnie patrząc z perspektywy czasu na szczenięce lata, stwierdzam, że więcej głupot zdarzyło mi się zrobić po alkoholu mając lat 19 (czyli "na legalu") niż mając 15.
Pijane nastolatki. Przykry widok. Coraz mniej wyraźnie, ale jeszcze pamiętam jak to jest. Z tym, że może ja naprawdę byłam taka ułożona i dobrze wychowana? Bo jakoś nawet pić ze znajomymi potrafiłam z umiarem, tak by nie napytać sobie biedy. Byli tacy, co przeginali, byli tacy, co przeginali zawsze, byli tacy, co przeginali o wiele za często, ja - nigdy. Pilnowaliśmy siebie nawzajem, trzymaliśmy się razem, odprowadzaliśmy do domów. Bywały kłopoty, ja ich nigdy nie miałam. Może miałam po prostu tylko fuksa?

Lata minęły. Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz byłam mocniej znietrzeźwiona. A Ty pamiętasz? W piątek, mówisz? Bo grill był i urodziny taty? No to jeżeli dziś mamy wtorek to ja ostatni raz... chyba w... dwa tysiące jedenastym. Nie brakuje mi. Chociaż miło by było w miłym towarzystwie.


*
Ostatni sobotni wieczór. Sama w domu z Synem. Już po kolacji, szykujemy kąpiel. Wszystko gotowe. Tylko jeszcze szósty zmysł Pierworodnego podpowiada mu, że na pewno właśnie teraz przez most za oknem przejeżdża pociąg i koniecznie musi ten wymyślony pociąg zobaczyć. Biegniemy do okna. Tym razem intuicja zawiodła, ale Syn już dostrzegł coś innego, równie ciekawego, o czym musi opowiedzieć, a co ja muszę zobaczyć. Niby patrzę, ale wzrok mój przykuwa chłopak. Wspina się pod skarpę (mieszkamy przy samej Wiśle, skarpa jest spora i stroma). Podejrzanie się przewraca. Raz, drugi, trzeci. Ciągnie kogoś za sobą??? Tak, wciąga na górę małą dziewczynkę, na oko 4-letnią. Od dołu pomaga mu dziewczyna. Jest jeszcze jeden chłopak. Gdy cała czwórka znajduje się na górze, nie mam już wątpliwości, że trójka nastolatków jest co najmniej pijana. Wszyscy, poza czterolatką, ledwie stoją na nogach. Pod skarpę, tyle że kawałek dalej, podchodzi jeszcze jedna dziewczyna, trudno powiedzieć czy jest z tamtymi, jest mocno zdenerwowana, odchodzi. Patrzę na to wszystko przerażona. Odruchowo łapię za telefon. Ale najpierw przyglądam się jeszcze wszystkim dokładnie. Nie chcę przecież wyjść na przewrażliwioną idiotkę. Im dłużej się przyglądam, tym bardziej jestem pewna. Wszyscy są zalani w trupa. Wygląda na to, że mała dziewczynka jest pod opieką nastolatki - pewnie starszej siostry, która jeżeli udaje jej się właśnie nie potykać o trawę lub własne nogi, obściskuje się z chłopakiem, mam wrażenie, że niewiele brakuje, by poszli na całość. Nastolatka jest wyraźnie pobudzona, dym z jej papierosa trafia wprost w siedzącą na ławce dziewczynkę. Zanim wybieram numer jeden z nastolatków, ten któremu najtrudniej utrzymać się na nogach, odłącza się od grupy, żegna się, odchodzi.
Spieszę się.
997. "Numer aktualnie jest zajęty, proszę zadzwonić później."
To tak może być? Nie wiem, nie często dzwonię. Drugi albo trzeci raz w życiu.
112. Zgłasza się jakaś pani. Rozmawiamy. Krótko i rzeczowo. Dzieciaki w tym czasie odchodzą w stronę osiedla. Dziecko? Dziewczynka. Różowa kurteczka, jasna czapka, nie więcej niż 5 lat. Nastolatki? Gimnazjum. Jakieś 14-15 lat. Aktualnie tylko dziewczyna i chłopak. No i to dziecko! Zataczają się, ledwie idą. Odchodzą, proszę się pospieszyć. Łączy z komisariatem w moim mieście. Proszę powiedzieć gdzie dokładnie? Zaraz wysyłamy patrol.

Mijają kolejne minuty. Radiowóz nie przyjeżdża. Dzieciaki zniknęły. Za chwilę słyszę kłótnię. To ta dziewczyna, która odłączyła się od reszty zaraz na początku. Nie widzę do kogo krzyczy. Zapłakana tłumaczy, że "mu nie dała". Za chwilę ona też odchodzi. Wraca dziewczyna z dzieckiem. Wciąż się zatacza, nie jest w stanie iść prosto. Zdejmuje spodnie dwa kroki od ścieżki. Sika. Ubiera się. Pomaga wysiusiać się dziewczynce. 20 metrów dalej jest ławka. Nim do niej dociera przewraca się 2-3 razy, kawałek trasy pokonuje na czworakach. Mała nie odstępuje jej nawet na pół metra. Siadają na ławce. Po chwili pojawia się jakiś chłopak. Nie wiem czy był z nimi wcześniej, nie rozpoznaję - maksymalnie skupiona jestem na dziewczynie z dzieckiem. Radiowozu wciąż nie ma. Ponownie wybieram numer 997. Tłumaczę o co chodzi, że wrócili, ale boję się, że za chwilę odejdą. Policjant z pretensją odpowiada, że już wysłał patrol.

Rzeczywiście, po chwili zjawia się dwóch policjantów. Podchodzą do ławki. Parę minut rozmawiają z nastolatkami. Łączą się z kimś przez krótkofalówkę. Sporządzają notatkę. Odchodzą.
I tyle. I już.

A ja siedzę zdębiała przy oknie.

- Łi-ju-łi-ju!!!
- Tak, kochanie, to byli policjanci.
- Łi-ju-łi ju!!!
- Tak, policjanci. Mamusia po nich zadzwoniła. Bo ta dziewczynka w różowym płaszczyku, którą mi pokazywałeś na ławce jest pod bardzo złą opieką.

Oni nawet nie poprosili tych dzieciaków, by wstali z ławki. Może wtedy zobaczyliby, że dziewczyna nie jest w stanie wygrać walki z grawitacją? Nikt nie wyjął żadnych dokumentów. Nic się nie wydarzyło. Odeszli jakby nigdy nic. Chwilę później dziewczyna czule pożegnała się z chłopakiem. Zabrała małą i poszły. Po kilku krokach zatrzymały się. Dziewczynka wyciągnęła rączki w górę, była zmęczona. Siostra wzięła ją na ręce. Tylko lekko się zachwiała. Odeszły. Chłopak został.

Dochodziła godzina 21. Najwyższa pora na kąpiel Pierworodnego. Ponad pół godziny spędziliśmy przy oknie. A mieliśmy przecież tylko zobaczyć pociąg.

Po kąpieli, zanim udaliśmy się do sypialni, jeszcze raz spojrzałam przez szybę. Wróciła. Znów siedziała z chłopakiem. Już bez dziecka.

Czytaliśmy "Świnkę Peppę" jak zwykle, wszystkie nasze rytuały odbyły się jak zawsze. A mimo to usypianie Syna trwało prawie godzinę, zamiast 10-15 minut jak co wieczór. Za każdym razem, gdy wydawało mi się, że zasnął, gdy próbowałam wyjść, gdy się poruszyłam, łapał mnie za rękę, przytrzymywał ramię, mimo zamkniętych oczu czuwał bym była przy nim. Czuł, że cały czas myślami byłam gdzie indziej, tego wieczora wyjątkowo nie było mnie przy nim...

Czy ktoś podał jej tego wieczora kolację? Czy ktoś pomógł jej się wykąpać i ubrać w piżamkę? Czy miał kto przeczytać bajkę? Do jakiego domu trafiła ta mała, skoro nikt nie zainteresował się tym, że o takiej porze odprowadza ją pijana nastolatka, która w dodatku zaraz wraca na "imprezę"? Czego świadkiem była dzisiaj? Czy był to dla niej niecodzienny widok czy wręcz przeciwnie? Czy już śpi? Co jej się teraz śni?

Pierworodny zasnął spokojnym snem. Mnie spokój na długo opuścił.

Następnego dnia, wracając ze spaceru, natrafiliśmy na stojący radiowóz. Policjanci, łudząco podobni do tych z wieczornego patrolu, zajęci akurat byli sprawą zatrzymanego samochodu. Podeszłam. Wytłumaczyłam, zapytałam czy to oni. Nie, ci byli z drogówki. Czy mogę w jakiś sposób dowiedzieć się czegoś o wyniku tamtej interwencji? Mam się nie martwić, skoro patrol przyjechał to znaczy, że sprawa jest w toku. Zbyli mnie.

W toku? Phi. Dobre sobie.

Niedzielne popołudnie. Widzę, że za oknem zaczyna się mecz piłkarski chłopaków zebranych z osiedla. Często grają, nie przyglądam się im. Ale nagle jeden z nich przykuwa mój wzrok, ma charakterystyczną fryzurę. To ten, który dzień wcześniej jako pierwszy opuścił towarzystwo, ten najmniej trzymający się na nogach, który wciągał tę małą dziewczynkę w górę skarpy. Reszty i tak bym nie rozpoznała, każdy podobny do nikogo, ten też, tylko ta fryzura... Skoro chłopaki rozgrywają mecz, logika i mądrość życiowa podpowiadają, że nie minie parę minut, jak pojawią się i dziewczyny. Trafione bez pudła. Jest ta, która "nie dała". Tłumaczy coś drugiej. Czy to może być ta od dziecka? Jest taka spokojna, jakaś taka skromna, niepodobna do nadpobudliwego, urżniętego podlotka z sobotniego wieczora. Ale to musi być ona, już chyba wszędzie rozpoznam te buty z pomarańczowymi odblaskami. Otwieram okno. Słyszę ich rozmowę.

Godzą się. Ale już nie będą przyjaciółkami. Godzą się żeby już nie było kłótni. Chłopaki, grający obok w piłkę, z góry zaznaczają, że się w to nie wtrącają. Dziewczyny opowiadają sobie wczorajszy wieczór. Tłumaczą wzajemnie dlaczego się pobiły. Ta, która była z dzieckiem nie pamięta, że uderzyła koleżankę w twarz, nie pamięta też, że "przelizała się" (to cytat) z chłopakiem, więc ta druga pokazuje jej miejsca (tak, liczba mnoga), w których się to działo, nie pamięta też wielu innych rzeczy. Nie słyszę wszystkiego. Chyba wspomina incydent z policją, bo koleżanka w odpowiedzi porusza temat swojego kuratora.

Zamykam okno. Upewniłam się, że nie wyolbrzymiłam sprawy. Że niczego sobie nie wymyśliłam.
Że nie jestem tylko zgorzkniałą, starą ciotką, która już nie pamięta jak to jest być młodym i dlatego psuje zabawę innym.
Wręcz przeciwnie. Bardzo dobrze pamiętam pierwsze wina wypite w parku. Właśnie - ja, w przeciwieństwie do tych dziewczyn, pamiętam. Chcę wierzyć że my 15 lat temu nie tworzyliśmy tak okropnego, wulgarnego i rozpaczliwego widoku. Pewnie się mylę. Może i ja miałabym wtedy styczność z policją, gdyby któraś z moich koleżanek nie miała komu podrzucić młodszego rodzeństwa, ale wydaje mi się, że nie przychodziły nam do głów pomysły na takie towarzystwo. Nie byłam święta, kilka razy w życiu urwał mi się film, nie jestem z tego dumna, ale też się tego nie wypieram - miałam prawo, każdy wiek ma swoje prawa, mój wiek wtedy wskazywał na to, że miałam już prawo.

Naiwnie podchodzę do świata. Nigdy nie chcę do końca wierzyć, że zło jest złem. Ufam, że chociaż intencje były dobre. Wymyślam, w tej sytuacji także, scenariusze, w których wszystko skończyło się dobrze. Na przykład, że siostry pochodziły z normalnego domu, a to była wyjątkowa sytuacja. Starsza miała się zająć rodzeństwem, ale zawaliła - pierwszy raz. Dlatego była w takim stanie, ponieważ piła po raz pierwszy. Dlaczego rodzice nic nie wiedzieli? Może mama sama je wychowuje, była w pracy i dlatego nie widziała w jakim stanie wróciła nastolatka? Może po odstawieniu małej do domu zajęła się nią druga, bardziej odpowiedzialna siostra? Albo starszy brat?  Może w dalszym ciągu nie było niczego smutnego poza kacem następnego dnia, zwłaszcza tym moralnym?
Wiem, naiwne. Też nie wierzę. Ale chciałabym. 

A teraz, proszę, bez pisania, że dobrze zrobiłam. Że niejeden machnąłby ręką, że z całego wieżowca, który mógł widzieć to samo, pewnie tylko ja się przejęłam i zadzwoniłam. Że takie jest życie. Że nie moja wina. Że nie uleczę świata. Bez.
Bardzo proszę, jeżeli ktoś zna prawidłowe procedury, jest "z branży", jeżeli był w podobnej sytuacji, niech napisze CO NALEŻAŁOBY ZROBIĆ? Jak powinno się działać w podobnych przypadkach?
Mimo że zrobiłam "coś" czuję jakbym nie zrobiła nic. Jakby należało zrobić coś więcej. Skoro nie uzyskałam żadnego efektu, nie zrobiłam nic.
Sprawa nie daje mi spokoju i budzi mnóstwo pytań.
Jakie procedury obowiązują policjantów, którzy interweniują w sprawie nietrzeźwej młodzieży?
Czy są jakieś przepisy, które mówią, że od którejś godziny dziecko powinno być pod opieką osoby dorosłej?
Czy jako osoba prosząca o interwencję policji mam możliwość dowiedzieć się jaki był jej wynik albo jaka została sporządzona z niej notatka służbowa? Nie dzwoniłam anonimowo, podałam imię i nazwisko.
Czy jeżeli nastolatki nie mają przy sobie dokumentów to w takiej sytuacji nie powinni zostać odwiezieni przez policjantów do domu lub na komisariat? Czy rodzice nie powinni zostać zawiadomieni o całym zajściu?
Pamiętam, że kiedy ładnych parę lat temu mnie spisywała policja - rutynowo, bez powodu, podczas studenckich juwenaliów, sprawdzali nawet numery seryjne telefonów komórkowych. Teraz takich rzeczy się nie robi?

Trudne do uwierzenia, że kiedyś, jako potencjalny starszy brat, Pierworodny mógłby wywinąć taki numer. Ale gdyby jednak, to chciałabym żeby ktoś odpowiedzialny, widząc to, zareagował. Zanim zdarzy się coś, czego już nie będzie można cofnąć.


17 komentarzy:

  1. Ostatnio ciągle nachodzą mnie myśli, że otaczają mnie same takie sytuacje... Też nie wiem, jak powinno się zareagować (nie raz wykręcałam numer 112, ale czy trzeba zrobić co więcej, mieć odwagę, aby to zrobić - nie wiem...). Jako wieczna optymistka starałam się zauważać to, co dobre, teraz przed oczy pcha mi się włącznie to, co złe - świat jest zły, czy ja po prostu się zmieniłam? Trudna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyne co wiem (o ile się nie mylę) to policjant nie ma prawa nic zrobić z nieletnim bez obecności rodziców. Ale to było kiedyś. Może teraz są inne instrukcje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale to się chyba tyczy przesłuchań, składania zeznań i tym podobnych sytuacji. Ma chyba policjant prawo odwieźć pijanego dzieciaka albo takiego, który znalazł się w niebezpiecznej sytuacji do domu, na komisariat, do pogotowia opiekuńczego, spisać jego dane itd.

      Usuń
  3. A zadzwon do miesjcowego komisariatu jakas komoreczka ds. nieletnich... Albo pogotowie opiekuncze. Tam chyba najszybciej. Sad rodzinny moze? Bo cos moi sie zdaje ze te widoczki to czesciej bedziesz miala.

    P.S. Mielismy nie pisac,ale dobrze zrobilas. Stara ciotka tez nie jestes. Na pewno sa tacy co z kulturka piwo-dwa i tacy,co bez kulturki tanie wina jedno czy dwa. Ale tych drugich bardziej widac.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmroziło mnie... :(

    Ja bym się próbowała dowiedzieć, gdzie mieszka ta dziewczyna i wysłała tam opiekę społeczna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic o niej nie wiem, nie wiem nawet czy rozpoznałabym ją na ulicy. Pamiętam tylko jakie miała buty, a to żadna informacja. Robi się ciepło, nawet tej małej już nie rozpoznam, bo nie będzie miała na sobie tamtej kurteczki i czapki.

      Usuń
  5. Podpytałam mojego Małża. Jedno jest pewne - obowiązkiem szanownej policji było spisanie danych młodzieży oraz powiadomienie rodziców/opiekunów prawnych (najczęściej z komisariatu).
    Niestety, nasze prawo nie określa, do której godziny nastolatek może przebywać poza domem, można się posiłkować KRiO, gdzie mowa jest o posłuszeństwie wobec rodziców (czyli rodzice zabraniają późnego powrotu= dziecko powinno posłuchać), ale w praktyce niewiele to daje.
    Natomiast przejść się na najbliższy komisariat i zapytać o daną sprawę (mówiąc np., że Ty zgłaszałaś i chcesz wiedzieć, czy podjęli jakieś kroki, bo z tego co wiesz, nie zrobili nic), najwyżej usłyszysz, że nie mogą udzielić takich informacji (a notatkę ze zgłoszenia muszą mieć).
    ps wiem, wiem... ale zrobiłaś bardzo dobrze, szkoda, że zawodzą stróże prawa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Właśnie na taką odpowiedź liczyłam :)

      Widziałam, że policjanci coś tam spisywali. Ale przecież dzieciaki nie wyjmowały żadnych dokumentów, mogły przedstawić się jakkolwiek im podpowiadała kreatywność. Nie wiem czy taka notatka dla samej notatki, byle się w papierach zgadzało, bo skoro było zgłoszenie - trzeba coś napisać, ma jakiś sens.
      Pytając o godzinę, do której dziecko może przebywać bez opieki kogoś pełnoletniego, myślałam raczej o tym maluchu niż nastolatkach. Ale za wszelkie udzielone informacje jestem Ci niezmiernie wdzięczna.

      Usuń
    2. Z tego, co wiem, małe dziecko może być pod opieką nastolatka. Tutaj sytuacja jest inna - "opiekunowie" byli pijani, więc teoretycznie narażali małe dziecko na utratę zdrowia lub życia (bo jak dorosły pod wpływem opiekuje się dzieckiem to tak właśnie jest to traktowane). Jeśli tak jak piszesz nad którąś nastolatką pieczę ma kurator to znaczy, że już jest jakaś demoralizacja i tu dziwi zachowanie policji - bo o takich wybrykach kurator powinien być informowany (żeby móc podjąć jakieś kroki). Jakbyś znała dane to można zgłosić sytuację do MOPSu, ale chyba tych danych nie posiadasz... Chociaż może warto podpytać w MOPSie, może coś zaradzą? Oby tylko pomoc nie przyszła za późno...

      Usuń
    3. Doprecyzuję: tę dziewczynę, która wspomniała o kuratorze widziałam tylko na początku - wydawało mi się, że była z resztą towarzystwa, ale od razu się oddaliła i poszła inną drogą. Drugi raz widziałam ją pomiędzy moimi dwoma telefonami na policję, gdy kłóciła się z kimś, ale nie widziałam z kim (prawdopodobnie z tą koleżanką z dzieckiem), po chwili znów odeszła. Kolejny raz widziałam ją następnego dnia, gdy dziewczyny się godziły. Kiedy przyjechał patrol jej już nie było, więc oczywiście nie spisywali jej danych.

      Usuń
  6. Słuchaj, a u Ciebie ta policja nie była? Bo gdy wzywałam dwa razy wsparcie, bo sąsiad do 4 rano śpiewał z pijaną kompanią Krawczyka, to policja zawsze najpierw przychodziła do mnie i spisywała moje dane (imię ojca, imię matki i wzrost prababci...).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wzywałam kiedyś w sprawie sąsiadów to mnie odwiedzili. A jakże. Pewnie po to, by chłopak tłukący matkę łatwiej mógł dojść do tego kto go "sprzedał". Na szczęście w nieszczęściu nie był w stanie.
      Teraz wzywałam patrol na osiedle. Nie proszono mnie nawet o mój adres.

      Usuń
  7. co robić? ha! działać zawczasu, czyli edukować rodziców

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz: edukować. W teorii brzmi ok. Ale co z praktyką? Mam wyjść na ulicę i nauczać? Jak dotrzeć do tych rodziców, którzy "bawią się" w podobny sposób, co te dzieciaki? A przecież takich nie brakuje. Podejrzewam, że czytanie blogów parentingowych nie jest sposobem na spedzanie wolnego czasu matek, które nie interesują się czym zajęte są jej dzieci w sobotni wieczór, w jakim są towarzystwie, pod jaką opieką znajduje się kilkulatka.
      Edukować, tłumaczyć, uświadamiać. Oczywiście. Ale co zrobić, gdy widzi się małe dziecko pod opieką pijanych innych dzieciaków albo w każdej podobnej do tej sytuacji?

      Usuń
  8. Odnosząc się do konkretnych pytań Autorki bloga:
    1) w sprawie przebywania nieletniej młodzieży poza domem w godzinach wieczornych obowiązuje jedynie zarządzenie Komendanta Głównego Policji, które policjantów upoważnia co najwyżej do wylegitymowania delikwentów (mówi o tym paragraf 10. wspomnianego zarządzenia: http://www.policja.pl/pol/kgp/biuro-prewencji-i-ruch/wydzial-profilaktyki/przestepczosc-nieletni/statystyka-przepisy-pr/79496,Zarzadzenie-nr-1619-Komendanta-Glownego-Policji-z-dnia-3-listopada-2010-r-w-spra.html). Zatrzymanie wylegitymowanej młodzieży jest bezprawne, chyba że zachodzą szczególne okoliczności - do takich należy głośne i/lub agresywne zachowywanie się i bycie pod wpływem alkoholu. W przypadku opisywanej przez Ciebie grupki to właśnie najwyraźniej miało miejsce, w moim odczuciu więc doszło do niewywiązania się z obowiązków służbowych jeśli chodzi o panów policjantów.
    2) skoro pod wątpliwą opieką przebywało małe dziecko, w tym przypadku zastosowanie powinien mieć Kodeks Karny (par. 2 art. 160) KK.
    3) każdy patrol interweniujący w dowolnej sprawie obowiązany jest do sporządzania wpisów w tzw. notatnikach służbowych. Z uwagi na to, że policja jest organem władzy publicznej, osobie proszącej o interwencję przysługuje konstytucyjne prawo do uzyskania informacji nt. działalności tejże władzy (http://ssdip.bip.gov.pl/artykuly/art-61-konstytucji-rp_75.html). Tłumacząc z polskiego na nasze: jak najbardziej masz prawo domagać się informacji nt. przebiegu tej nieszczęsnej interwencji . O sposobie uzyskiwania takich informacji mówi np. ten dokument: http://bip.kgp.policja.gov.pl/download/18/14277/Biuletyn35.pdf
    4) Jeżeli nieletni nie ma przy sobie żadnego dokumentu tożsamości, policjant powinien ustalić jego tożsamość na podstawie telefonicznego lub osobistego kontaktu z rodzicami/opiekunami. A co, gdy nie jest to możliwe? Cytat: „Jeśli nie ma możliwości ustalenia tożsamości osoby, można ją doprowadzić do jednostki Policji.”(http://kpppruszkow.policja.waw.pl/portal/ppr/414/14185/Kiedy_policjant_moze_wylegitymowac_nasze_dziecko.html)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pod ogromnym wrażeniem tak wyczerpującej odpowiedzi. Myślę, że nie tylko dla mnie będzie ona pomocna. Wyjaśniłaś wszelkie moje wątpliwości. A właściwie to je rozwiałaś i uporządkowałaś informacje związane z tematem. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!

      Usuń
    2. Nie ma za co. Bardzo się cieszę, jeśli mogłam choć trochę pomóc:)

      Usuń