środa, 7 maja 2014

Wstrzymał oddech - ruszył w Kosmos




Zaskakująca sprawa. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało...
Pierworodny odkrył... Księżyc.

Jakoś do tej pory nikomu nie przyszło do głowy, że Syn Pierworodny zna Księżyc jedynie z książeczek, kreskówek, kołysanek i kolorowanek. I raczej wkłada go między bajki, niż zdaje sobie sprawę z jego faktycznego istnienia. Choć, jak wiadomo, w tym wieku bajka i realne istnienie uzupełniają się i/lub występują naprzemiennie albo wręcz jednocześnie.
Dlatego też odkrycie to nosi znamiona magii i w świecie Pierworodnego jest czymś niesamowitym oraz wyrywającym go z już i tak barwnej rzeczywistości.

Zacznijmy od tego, że Matka ma tak piękny widok z okna, że nie psuje go żadnymi firankami czy innymi szmatkami, których i tak nie chciałoby się jej prać. Teoretycznie więc, stojąc bod blokiem, zadzierając głowę i sięgając wzrokiem do wysokości trzeciego piętra, przez cały dzień można Matce bezczelnie zajrzeć w domowe pielesze.
Ale gdy przychodzi ciemny wieczór, a to zaglądanie staje się wyjątkowo łatwe, zasuwane są rolety.
Aż tu nagle, ni z tego, ni z owego, nastała taka pora roku, że ciemny wieczór następuje dość późno. Przy czym "późno", w rozumieniu rodzicielskim, oznacza w tym wypadku godzinę, kiedy dziecko jeszcze nie śpi, a zdecydowanie lepiej dla wszystkich byłoby, gdyby jednak już spało.

W ogóle ciepłe miesiące w roku i wiążące się z nimi zjawisko dnia dłuższego od nocy jest dość upierdliwe w wychowywaniu czy też po prostu w dzieleniu przestrzeni życiowej z dzieckiem. Bowiem w pewnych godzinach, zarówno rannych jak i wieczornych, odpadają fundamentalne argumenty.
Kochanie, zamknij oczka, jeszcze śpimy, jest ciemno, jeszcze jest noc...
I co z tego, że ósma dochodzi, MiniMini nadaje najlepsze bajki, połowa dzieci z osiedla od 2 godzin szykuje rozróbę na dzielni, a co bardziej hardcorowe matki są już po zakupach w Biedronce? Matka Wyluzuj! tuż przed ósmą rano jedyne czego chce to zmienić bok, na którym śpi.
Kochanie jest już ciemno, trzeba iść spać. Nie ma sensu podnosić rolet, nic nie widać.
Niestety, idzie lato i o godzinie 20:00, zamiast, jak normalny dorosły człowiek na tym etapie życiowym, jeść kolację okraszoną "Świnką Peppą" z YouTuba i obkrajać chlebek ze skórki, to gapi się Matka za to cholerne okno i wypatruje czy przez most nie przejeżdża może 50. tego dnia pociąg.

I tak właśnie, kilka dni temu, podczas wieczornego wyglądania przez okno... bo pociąg akurat, bo robak usiadł na szybie, bo motor zaparkował, bo pan idzie z pieskiem, bo łódka płynie... Pierworodny zadarł w górę swój blond łepek, by spojrzeć na jasne jeszcze niebo, jego źrenice się rozszerzyły, buzia mimowolnie otworzyła i po chwili zaczął się radosny, pełen ekscytacji krzyk, który ciężko przytoczyć dosłownie, ale sens był mniej więcej taki:
- Mamo, mamo! Chodź szybko! Musisz to zobaczyć! Odkryłem coś niesamowitego!!! Na pewno jeszcze czegoś takiego nie widziałaś. No chodź, pospiesz się, szybko, musisz to zobaczyć!!!

Właśnie tak Syn Pierworodny odkrył Księżyc.
Jego okrzyk pełen "iiii" oraz "eee" a nawet "aaa" zapewne nie przejdzie do historii jak "Eureka!" Archimedesa, jednak od tego momentu, od czasu tego wiekopomnego odkrycia, życie całej rodziny nie jest już takie samo. Każde popołudnie upływa na wyczekiwaniu wieczora. Każdy wieczór upływa na wyczekiwaniu pojawienia się Księżyca. Na każdą płynącą niebem chmurę, która śmie zakryć ziemskiego satelitę słychać reakcję: "Nie ma, nie ma, nie ma...", każde ponowne pojawienie się Księżyca witane jest entuzjazmem. Kolacja bywa jedzona metr od stołu, tak żeby móc jednocześnie od czasu do czasu spojrzeć w niebo i mieć pewność, że ON tam nadal jest. Ale czymże jest stół w obliczu Kosmosu? Każda kąpiel okupiona jest bogatą argumentacją całej rodziny, by przekonać małego Kopernika do udania się do łazienki i oderwania od szyby. Każde pójście spać poprzedzone jest gorącymi pożegnaniami z Księżycem. Każdy poranek zaczyna się od wyjrzenia przez okno, by sprawdzić czy może ON tam jednak wciąż nie świeci. Kolorowanka, jedna z kilkunastu, w których posiadaniu jest Pierworodny, zyskała miano wyjątkowej i ulubionej i tym razem nie ze względu na samochody i samoloty, które można w niej pokolorować, ale ze względu na rakietę i malutki rysunek Księżyca - kilkanaście razy dziennie należy wyszukać w niej dokładnie ten obrazek, by go wspólnie podziwiać. Kupiła Matka kilogramowe opakowanie ciastek - takich zwykłych, w różnych kształtach. Do niedawna Pierworodnemu było wszystko jedno jakie ciacho akurat wpiernicza, ważne że ciacho. Aktualnie nie ruszy ciastek dopóki nie znajdzie wśród nich tego w kształcie księżyca - jedzenie zaczyna od niego, nie przepuści nawet okruszka, a resztę ciasteczek często zostawia ledwie nadgryzione.

Szczyci się Polska Mikołajem Kopernikiem, Janem Heweliuszem, Aleksandrem Wolszczanem...
Nic, tylko czekać na Syna Pierworodnego.

12 komentarzy:

  1. Kocham to, że dzieci potrafią się zachwycać tym co nam czasem ... umyka :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpis księżycowy genialny. Eureka krzyczał Archimedes, to tak na marginesie zupełnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Matko Kochana, no to się nie popisałam. Czy może być z kogoś drugi Kopernik, gdy ma się tak niedouczoną matkę? Wstyd mi na całego, już to zmieniam.

      Usuń
    2. Chciałabym Cię pocieszyć, że matka Kopernika na pewno nie umiała czytać i pisać, ale pewności nie mam :) Newton jak mu jabłko przywaliło w głowę, mógł stęknąć: - Okulwa. Ale na ten temat źródła milczą :)


      Usuń
    3. Nie byłabym taka pewna czy nie umiała. Z tego co pamiętam do biednych nie należała - a w tamtych czasach miało to fundamentalne znaczenie w kwestii wykształcenia. Ale, o ile dobrze kojarzę, a po dzisiejszej wpadce niczego nie jestem już pewna, nie znała polskiego - szprechało się u nich po niemiecku. I tu mamy 1:1 - bo ona nie znała polskiego, a ja jestem noga z niemieckiego i nawet 4 lata nauki w liceum (nie, nie kiblowałam - tak kiedyś, dawno temu ;-) się chodziło i tak, jestem taka stara) nie było w stanie tego zmienić.

      Usuń
  3. Aż widzę i słyszę to podniecenie w głosie, tą ekscytację w gestach. TAM! JEST! KSIĘŻYC! Świetnie opisane odkrycie. I ta radość dziecka, że to on sam, że nikt nie pokazał. On sam znalazł.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cie do Liebster Blog Award i zapraszam do zabawy, a pytania znajdziesz u mnie: http://mamablogujacaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Jest mi naprawdę miło.
      Jednak od samego początku prowadzenia tej strony konsekwentnie odmawiam takim propozycjom zabawy i tak też będzie tym razem.
      Jeszcze raz dziękuję i polecam się w innych sprawach ;-)

      Usuń
  5. Słodkie to jest :-) Cieszmy się takimi chwilami, ani się obejrzymy, a wyrosną nam zblazowane nastolatki, na których już mało co robi wrażenie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Fenomenalne! :D Oto prawdziwa dusza astronoma-odkrywcy! :D

    poza tym, to ważna sprawa - bo czasem łatwo zapomnieć, że On. Tam. Jest. no! a taki zachwyt to dobra sprawa wieczorową porą (poranną też ;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Matka nie śmiem mówić, bo anuż zapeszę. Ale Matka chyba wyluzowałaś!!!!! Ubawiłam się porządnie :) to odkrywanie czegoś w niczym jest piękne u dzieci i godne pozazdroszczenia i naśladowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, są takie sfery, w których luzu nigdy mi nie brakowało ;-)

      Usuń