piątek, 18 lipca 2014

Sterta

Wieczór.
Zostawiając za sobą uchylone drzwi, cichutko wychodzę z sypialni wypełnionej spokojnym, ciepłym oddechem.
W głowie majaczą mi jeszcze zdania i obrazy z książki, której znów nie doczekał końca.
Śpi.
Wtulony w moją poduszkę.
Wtulony w pluszowego pieska. W pluszowego misia. I słonia. Tego dużego, od Dziadka. Wtulony w zajączka. I jeszcze drugiego zajączka. I jaśka ubranego w poszewkę z lokomotywą. We wszystko na raz.
Najdłużej w procesie zasypiania trwa znalezienie dogodnej pozycji, która uwzględni wtulenie się w to wszystko.
I pomyśleć, że tak niedawno jako przytulankę zabierał do łóżka plastikowy kubeczek. Czasem dwa. Albo piłkę. Kanciasty pociąg z klocków czy samochodzik.
Zasypia zasłuchany w szeptaną opowieść o chłopcu, który "nie był ani bardzo grzeczny, ani bardzo niegrzeczny". Brzmi znajomo.
Dzień dobiegł końca.
Cisza
W przedpokoju mijam niedbale rzucone sandałki w rozmiarze 26.
W łazience wisi mokry ręcznik z Kubusiem Puchatkiem. Wzdłuż ściany stoją i suszą się gumowe zwierzątka we wszystkich kolorach świata. Przy całym swym niepoważnym wyglądzie ze wszystkich sił starają się nie kłuć dorosłego wzroku, by znów nie wylądować wepchniętymi w koszyk, czekając całą dobę na małe łapki, które wśród śmiechów i pokrzykiwań uwolnią je dopiero następnego dnia. Czasem im się udaje. Nie dzisiaj.

Cisza.
Dzień dobiegł końca.
Prawdopodobnie nie wydarzy się już nic bardzo ważnego. Nieważnym jest przecież czytanie książki. Mało to książek się w życiu przeczytało? Nauka pierwszych liter to jest naprawdę ważne. Niczym szczególnym jest przygotowywanie zapraw z czerwonych porzeczek. Zjedzenie aż 4 kanapek z dżemem do śniadania to jest wyczyn. Film? Nuda. Czym jest w obliczu odkrycia Księżyca albo przy pierwszym samodzielnym ułożeniu puzzli z 35 elementów?
Już nic ważniejszego niż zapewnienie bezpiecznego snu i doczekanie poranka nie będzie miało miejsca.

W kuchni, na talerzu niedojedzona skórka od chleba. Zostanie dla ptaków.
Spod kanapy wystaje jakiś niesprzątnięty samochodzik. Musiał być dziś bardzo zmęczony. Zawsze dba, by wszystkie auta były na swoim miejscu. Jeden rzut oka i inwentaryzacja przeprowadzona - nie wiadomo jak on to robi, ale wiadomo, którego autka brakuje.
I jeszcze ta sterta na komodzie.
Spodnie, które wytarły niezliczone metry podłóg i chodników, otarły się o ściany, ławki, piaskownice, zjeżdżalnie i trawniki. Skarpetki, które tylko dziś przemierzyły całe kilometry w poszukiwaniu nowych wrażeń. Koszulka, z którą podzielił się śniadaniem, obiadem i kolacją. I lodami. Nimi dzielił wyjątkowo hojnie.
Nim zdecyduję czy coś z tego nadaje się do  ponownego użytku, bezwiednie przykładam błękitną bluzeczkę do twarzy. Nozdrza bez świadomości umysłu chłoną cudowny zapach niewinności. Zapach dziesiątek przygód, mnóstwa odkryć i zadziwień, małych i wielkich radości, smutków tak rozdzierających serce, jakby złorzeczyły koniec świata...

hhhhmmmmm
Pachnie jak miłość.

Dzień dobiegł końca.

7 komentarzy:

  1. Pięknie napisane...też czuje ten zapach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. och tak dzieci pachną niewinnością....mmmmmmm

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak właśnie kocham swojego synka.
    Dziękuję, że ubierasz w słowa moje odczucia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Matko! Jak ja dawno u Ciebie nie byłam. Wchodzę i czytam łagodny post - tak jak moje ostatnio. Ale Twoje są o początkach życia i nigdy nie wiadomo, kiedy komu Twoje wspomnienia zdawać się będą jak własne. Dzięki i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. ...a przeczytam.sobie jeszcze raz...

    OdpowiedzUsuń
  6. "...cudowny zapach niewinności. Zapach dziesiątek przygód, mnóstwa odkryć i zadziwień, małych i wielkich radości, smutków tak rozdzierających serce, jakby złorzeczyły koniec świata..." Tak wlasnie pachną dzieci dla swojej mamy.
    Pięknie napisane...
    Papola

    OdpowiedzUsuń