środa, 3 września 2014

Przedszkole. Dzień Drugi. To samo, tylko gorzej.

I na co było to cholerne zdrowe podejście do sprawy? Po co było zmieniać coś, co wczoraj się sprawdziło? Trzeba było siedzieć z tyłkiem na ławce i nachapać się widoku bawiącego się Pierworodnego na ekranie telefonu. Na zapas. Ale nieeee... Musiała Matka udowodnić sobie, że jest twardzielem. A przecież już wiadomo, że jest. Bo nie płakała pierwszego dnia przedszkola. Ale nieee... Musiała Matka udowodnić sobie, że w tym twardzielstwie potrafi osiągnąć poziom hard. I wyszło na to, że naprawdę musiała i nie miała odwrotu.

Cały schemat powtarzał się tak, jak wczoraj. Szło nawet lepiej, bo Pierworodny, wiedząc czego się spodziewać i bardzo się tym ciesząc, zjadł śniadanie, nie ociągał się po drodze (przynajmniej jak na dwulatka), a i tramwaj tym razem przyjechał /powiedzmy/ o czasie. W szatni wszystko super. Traktorek był. Pierworodny kazał jakiejś stażystce chwalić swoje kapcie. Potem jakąś panią złapał za rękę... i poszedł do sali. I tyle go Matka widziała. Już ciszej niż wczoraj, już bardziej do siebie, zawołała: "Pa-pa, Synku!".

I znów została samiuteńka w tym holu... Takim pustym...

Poszła więc do tego co wczoraj hipermarketu. Z zamiarem, że dziś to już na pewno zrobi jakieś zakupy. I tylko na chwileczkę, momencik dosłownie, przycupnęła na tej samej ławeczce, co wczoraj. Strona przedszkola. Login. Hasło. Tylko odrobinkę zerknę. Kurczę, trzeba w wyraźniejsze kolory go ubierać. Ciężko go dziś wyłapać. Co te wszystkie dzieciaki takie blond? O jest! Bawi się. No to fajnie. Bawi się. Bawi się. A czemu on jest w jednym kapciu? Gdzie drugi? Aha, w rączce trzyma. Razem z Pieskiem. Ciekawe, co zrobi z tym kapciem? Idzie, idzie, idzie... No jak ładnie. Do pani poszedł. A czemu pani na niego nie patrzy? Co ona tam tyle gada z tą drugą? Ile można gadać? Eeej no! Kapcia mu załóż! Siedzą i gadają. Już z minutę chyba tak gadają. I siedzą. Albo nawet dwie. Nie widzi, że Pierworodny z tym kapciem stoi? Heloł! Nie widzi. Poszła. A on został. Moje biedne maleństwo z jednym kapciuszkiem. I co on tam teraz... NIE! WRÓĆ! Co ty pleciesz? Dzieciak całe życie bez kapci lata, nic mu nie będzie jak chwilę w jednym polata. Przecież zaraz ktoś to zauważy. Kobieto, opanuj się! A ten monitoring to co się tak rwie? No masz ci los, zaciął się na moment. O, ma już dwa kapcie. I nie wiem kto mu założył. Jak dobrze, już dobrze, już dobrze, dobrze, znów się bawi. NIE! Koniec! Stop! Bo oszaleję. Idę na te zakupy.

I poszła. Nowe puzzle dziecku kupić.
Zapłacić nie zdążyła, jak przyszedł SMS, że wykorzystała limit internetu. I że albo godzi się na zwolnienie obrotów albo za 5 zł może wykupić 50 MB. Z tym kodem.

No jasne, 5 zł to w sumie nie dużo, a tu przecież chodzi o Pierworodnego, o jego bezpieczeństwo. Zdrowie, przyszłość, edukację. Dobra, bzdury, o Matkę przecież chodzi, o jej poczucie bezpieczeństwa, o jej niepewność, nie może znieść myśli, że nie wie, co tam się dzieje. I czy Syn ma dwa kapcie. A tam, kit z tymi kapciami! Trzeba wykupić ten pakiet za 5 zł. Z tym kodem.
Ale... co z tym kodem? Gdzie to się wpisuje? O w mordę!

Dnia bez internetu właściwie nie miewa. Dżimejle, fejsbuki-sruki i oczywiście blog codziennie. Taka nowoczesna, psia jego mać. Smartfona ma, w mordę jeża. A jak przychodzi co do czego, to się okazuje, że pakietu internetu nie potrafi wykupić.
Po kiego grzyba wysyłają jakiś kod, skoro nie piszą, co z nim zrobić?

Więc siedziała Matka taka zdezorientowana, nie wiedząc, co ze sobą począć. Czym się zająć? Zajęła się więc obrzydliwą kawą. Nie, to niemożliwe, wczoraj nie była taka ohydna... Wyciągnęła zeszyt z torebki, coś tam naskrobała, zerkając na zegarek mniej więcej co 45 sekund. Wreszcie przyjechał Ojciec Pierworodnego, okazało się bowiem, że mogą dziś razem odebrać Syna. Zrobił z tym kodem to samo, co Matka robiła tylko inaczej. I zadziałało. Jest! Działa. O, bawi się. To dobrze. Już taka godzina? No to jedziemy.

- Ale "Maleństwa" jedzą teraz obiad. Zaczekają Państwo?
- Zaczekamy.
Zaczekali. 
11:30 i obiad? W domu często-gęsto o tej godzinie śniadanie jeszcze trwa.

Wyszedł ze swoją wychowawczynią z sali. Odrobinę mniej pewnie niż wczoraj. Ale odrobinę bardziej niż wczoraj ucieszony - w końcu czekało na niego więcej rodziców niż się spodziewał.
- Miał mały kryzys. Troszkę nam dziś płakał - zrelacjonowała sytuację przedszkolanka. 
Serce Matki zamarło, serce Ojca pękło i roztrzaskało się o posadzkę.

Płakał. A Matki przy nim nie było... I zdała sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu Pierworodnego miała miejsce taka sytuacja. Został ze swoim płaczem sam. Bez Matki, Ojca lub Babci. I tak naprawdę dopiero z tą myślą przyszły obawy. Bo to, że Matka przeżywa w sobie całe to przedszkolne zamieszanie, w rzeczywistości nie ma nic wspólnego ze strachem o dziecko - to raczej tylko reakcja na stres związany z tym, że maleńki syneczek nie jest już taki maleńki, staje się samodzielny i trzeba go w tej samodzielności wspierać. Tymczasem, do samej idei przedszkola Matka była tak pozytywnie nastawiona, że nie przyszło jej na myśl, w jak trudnych emocjonalnie sytuacjach zostanie Syn postawiony, z czym będzie musiała zmierzyć się jego główka, jak dorosnąć w ciągu najbliższych tygodni. I teraz dopiero troszeczkę Matka się boi. Kto wie, jak zareaguje, gdy znów zostanie sama w pustym holu...

W samochodzie wypytywała trochę Pierworodnego o dzień w przedszkolu. Zmęczony, odpowiadał bez entuzjazmu, spokojnie, znudzonym tonem. Dopiero, gdy padło pytanie o panie z przedszkola, cały się rozpromienił, ożywił i pojaśniał.
No! Może na razie Matka im zapomni tego kapcia?

20 komentarzy:

  1. Matko - wyluzuj!!! Sprawdziłaś, krzywda się nie dzieje, monitoring = rodzic może w każdej chwili sprawdzić, więc panie stają na głowie, żeby było dobrze ;) (u nas robią to i bez monitoringu, ale wiadomo, co kto woli). Daj sobie oddech, daj odetchnąć synowi. Idź w końcu na te zakupy (tylko nie przeginaj, matka też potrzebuje ładnej bluzki albo spódnicy :P). Jak sobie Pierworodny popłacze to krzywda mu się nie stanie :P Łzy są ważne, nawilżają oczy (wiem, bo ostatnio byłam na badaniu wzroku i się dowiedziałam, że moje oczy produkują za mało łez, stąd przesuszenie i coraz większa ślepota!!!)
    A tak poza tym co tam brak kapcia, jednego :P Mój syn jest jedynym, który przez ponad 7 godzin nie idzie do toalety :P Bo dobry gospodarz zawsze do domu zawiezie, nie? I taki nas zaszczyt spotkał, że możemy swój własny nocnik dostarczyć do przedszkola (łamiemy zasady, hura!), żeby tylko Malut się nie męczył ;) Przedszkole zawsze jest przyjazne dzieciom :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie mają w nosie monitoring. Jak się przez kilka lat pracuje pod takim obstrzałem to trzeba to ignorować, bo by na łeb padło. Ufam przedszkolankom, naprawdę. Wiem, że mają doświadczenie i stosują fajne metody. I codziennie informują mnie, co się działo.
      Każdy z nas ma w głowie przebłyski absurdu. Ja je po prostu czasem spisuję ;-)

      Usuń
  2. Kochana...najgorsze, że ta troska nie mija...:)
    Mój ma 9 lat i ja musze się...kontrolować, hehe
    ps. jesteś bardzo dzielna :)...
    Młoda pójdzie za rok mając 2,5 latka- ciekawe czy będą taki chojrak, hihi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, a ja myślałam, że 9 dni i minie. Cholera. Niedobrze.

      Usuń
  3. Matko, wyluzuj... :D I kup se jakąś kieckę czy bluzkę. Puzzle syńciowi też, czemu nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że taki poziom expert jest obowiązkowy do przejścia. I oby trafiło na mnie. Ojciec by zawrócił i tyle moje dziecko widziano by w przedszkolu ;-)

      Usuń
    2. Coś w tym jest z tymi ojcami... Ten, którego mam w pakiecie z córką też się tak zachowuje. Nawet jak mu przeczytałam notkę o zapisywaniu do przedzkola Pierworodnego to się uśmiechnął. Po czym zrzedła mu mina "ale on przecież ma rację!". :D

      Usuń
    3. Daguś, czytasz moje posty ojcu swojego dziecka??? Wzruszyłaś mnie. Ech... :)

      Usuń
  4. Czytam z przejęciem ten Twój dziennik przedszkolny, bo przechodze przez to sama, wprawdzie mam dziecko troszkę starsze, ale do tej pory nie rozstawała sie ze mną ani na chwilę i obie przechodzimy proces adaptacyjny, mam wrażenie, że u mnie przebiega gorzej niż u niej, u nas nie ma monitoringu , więc mam otwarte okno, co by przypadkiem nie przegapić jak pójda na spacer, musze ją wspierać w tej samodzielności, dobrze że moja mama wspiera mnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo, jesteś dzielna!!! Skoro nasze dzieciaki dają radę to my chyba też damy, c'nie?

      Usuń
  5. Ciekawe, kiedy dojdziesz to levelu hard, czyli Pierworodny płaczący w momencie wejścia do przedszkola.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja Droga, dokoptuj do Pierworodnego Drugorodnego lub Drugorodną, to wyluzowanie samo Ci się zrobi :))) A na to siedzenie na ławce pod Tesco to weź jakąś wciągającą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest szansa, że od samych starań człowiek się wyluzuje ;-)

      Usuń
    2. A dziś już nie siedziałam i nie czekałam. Ojciec zawiózł Pierworodnego, więc miałam czas dla siebie przed południem. Czyli, że nastawiłam pranie, umyłam kabinę prysznicową, umywalkę... A przy kompie siedziała dla odmiany Babcia, bo dwa pierwsze dni nie było jej dane. I stwierdzam, że przy niej moje przeżywanie to jest Pan Pikuś.

      Usuń
    3. O tak, babcie to dopiero przeżywają. Ale tak po trzech miesiącach już nie wysłuchuję. :D (z tym, że moja w żłobku jako 1,5 roczna, to dopiero hardkor dla babci... bo taka malutka, na pastwę obcych! serio tekst, nawet nie z przymrużeniem oka powiedziany)

      Usuń
  7. No, dobrze będzie, na pewno , Pierworodny wie, że ma oparcie w Was (i paniach z przedszkola ;). Trzymam kciuki za Dzień Trzeci.
    A co do tego odpieluchowania - widocznie co miasto, to obyczaj, u nas (Siemianowice Sl.) dziecko ma być bez pieluchy i koniec, nieważne, czy przedszkole państwowe czy prywatne.
    A monitorowanie - świetna sprawa, ja bym chyba non stop podglądała.../Nuerha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie dlatego nie jest to świetna sprawa. Non stop kusi żeby podglądać. Ciężko się powstrzymać, mając taką możliwość. A tak naprawdę, choć może to dziwnie brzmieć, gdy mowa o dwulatku, uważam, że mojemu dziecku należy się prywatność.

      W mieście, w którym wcześniej mieszkałam i znajome zapisywały dzieci do przedszkola, jedynym wymogiem było, aby dziecko samodzielnie jadło. Chyba masz rację - co miasto to zwyczaj.

      Usuń
  8. A to wypytywanie matki to było rozumiem takie w cudzysłowie ? bo gdy się nie da usłyszeć odpowiedzi na pytania ciężko monolog wypytywaniem nazwac . Opieram to na tym , iż pierworodny nie za wiele mówi , to nie za wiele odpowiedzi udzieli matce. No ale matko tak juz mają , w większosci zdaje się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierworodny świetnie rozumie zadawane mu pytania. Wystarczy umiejętnie konstruować zdania by móc sobie z nim pogadać. Tak aby mógł odpowiadać słowami, których używa. Najlepiej tak/nie.
      Dementuję to, że Pierworodny nie za wiele mówi. Pierworodny używa niewielu słów, nie znaczy to, że milczy :)

      Usuń
  9. Zrozumiałam ;) jeszcze przed dementowaniem ;)

    OdpowiedzUsuń