piątek, 19 września 2014

Zdradzę Wam jeden patent na to, jak pogodzić się z mężem ;-)




Od czasu do czasu w każdym małżeństwie następują gorsze dni. Bywa, że robi się na tyle poważnie, że nazywa się to już kryzysem, bywa, że kończy się jedynie na kilku tzw. cichych dniach, bywa, że wystarczy jeden szybki a porządny wybuch a potem takiż sam seks na zgodę i już po sprawie. Bywa różnie, bo różne są małżeństwa, jak też różne są powody nieporozumień.
Gorsze dni dopadły też Matkę i Ojca. Niby nic poważnego, ale ciągnęło się to niemiłosiernie długo. Na początku ciche dni, a potem to już tak siłą rozpędu poszło, że niby rozmawiają, ale tak naprawdę to normalnie nie jest. Bo honor nie pozwala pierwszemu zacząć rozmowy innej niż na temat bieżących spraw domowych lub służbowych i to tylko tych pilnych.

Po czym poznać, że w małżeństwie Matki i Ojca normalnie nie jest? Po tym, że jest grzecznie.
Gdy jest normalnie, drobne złośliwości i uszczypliwości latają w powietrzu w ilościach hurtowych. Na zmianę z wyrazami uwielbienia i miłości. A w zasadzie to nawet częściej. Kiedy robi się poprawnie, uprzejmie i taktownie, wiedz, że coś się dzieje... Gdy między Matką i Ojcem zanikają wyrazy miłości automatycznie znikają także docinki, figlarne kąśliwości i żartobliwe przytyki.

W każdym razie trwały tak sobie te gorsze dni, ciążąc obojgu. Bo ileż można żyć bez tych uszczypliwości, ileż można gryźć się w język...

Doszło do tego, że Matka samej sobie musiała dogryzać. Jak na przykład wtedy, gdy Ojciec zabrał się za robienie kolacji. Już sam fakt, że się zabrał świadczy o tym, że coś między nimi było na rzeczy. O ile zrobienie kolacji polegające na wystawieniu z lodówki na stół wszystkiego, co potrzebne będzie do kanapek nie jest niczym niezwykłym w wykonaniu Ojca, o tyle zabranie się za prawdziwe gotowanie jest rzadkością. Tego dnia zaplanowane było jedno z popisowych dań Matki, tyle że leń ją ogarnął w ostatniej chwili, po tym, jak całe popołudnie spędziła przygotowując wypasiony obiad, a Syn obudził się po drzemce i nie raczył nawet posmakować. Zabrał się więc Ojciec uprzejmie za to gotowanie, a że nie robi tego często, działał zgodnie ze wskazówkami Matki.
- Podsmaż boczek. A w międzyczasie umyj i pokrój pieczarki.
Spojrzał Ojciec bezradnie w stronę zlewu. Zrezygnowany zaczął zakasywać rękawy.
- No to trzeba będzie najpierw pomyć te miski...
Zlew jednokomorowy. Stąd ten wniosek.
- Ale co Ty robisz? Weź sitko z szafki, przełóż w nie pieczarki. Jedną ręką trzymasz sitko w powietrzu, a drugą płuczesz.
Ojciec spojrzał z podziwem i doznając olśnienia stwierdził:
- I w ten sposób nie trzeba będzie myć żadnej miski!
- Widzisz jaką ja mam wprawę w niemyciu garów?
Cóż, mycie naczyń - tych nienadających się do zmywarki, jest czymś, co w oczach Matki, zawsze może jeszcze z godzinkę poczekać. Nie zając. Ale żeby sobie Matka sama musiała to wypominać...

I tak trwali w impasie. Co rusz któreś chciało wyciągnąć rękę na zgodę, ale zawsze coś lub ktoś stawał w tym momencie na przeszkodzie. A niełatwo wytrzymać ze sobą czy to w domu czy w pracy, gdy wciąż trzyma się język za zębami. A jak Matka musi trzymać język za zębami, to staje się nerwowa. I przyszedł dzień, kiedy już wolała siedzieć w biurze sama, zamiast z Ojcem, który ją wkurzał i nawet nie miała jak mu tego powiedzieć.
- To ja pojadę po te papiery do magazynu - rzekł w końcu, co w aktualnym stanie rzeczy i przy zagęszczającej się atmosferze, było jak powiew świeżego powietrza.
- Jedź, jedź - ochoczo zakrzyknęła Matka. - I bez kwiatów nie wracaj - dodała pod nosem.
- Co? - Ojciec, który usłyszał ostatnie zdanie za swoimi plecami, najwyraźniej przekonany był, że jednak się przesłyszał.
- Ojej, powiedziałam to głośno...? - Zdziwienie w głosie zabrzmiało wyjątkowo sztucznie, choć naprawdę powiedziała szybciej niż pomyślała.

Pojechał. Wrócił. Z bukietem.
Taka głupota? Wystarczyła? Znów mogło być normalnie. Niby jeszcze nieśmiało, ale na powrót zaczęli być sobą.

Już po chwili można było się o tym przekonać. Do biura wleciało kilka much. Wyjątkowo natrętnych.

- Nie chcę być złośliwy, ale one wyraźnie latają przy Tobie...

- Nie chcę być złośliwa, ale nie było ich, póki nie pojawiły się tutaj te kwiaty...

Uff, jak dobrze. Jak normalnie.


11 komentarzy:

  1. :)
    a ja jestem jeszcze ciekawa jakie jest twoje popisowe danie?Może jakiś przepisik?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie nic nadzwyczajnego. Jesteśmy miłośnikami kuchni włoskiej. A to danie to po prostu makaron z sosem, na którym nigdy się nie zawiodłam. Mówimy na to "pene" - bo w przepisie jest makaron penne, ale nasza niedokładna wymowa niejednego Włocha wprowadziłaby pewnie w konsternację. Ciekawskich odsyłam do translatora Google ;-)

      Usuń
  2. O kurcze! Jakbym czytała o sobie :P Ale nie wiem czy z kwiatami by przeszło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zdziwiłam, że przeszło :-) To już nie te czasy, kiedy notorycznie brakowało w domu wazonów... Ech, kiedy to było...

      Usuń
  3. U nas 'ciche dni' można poznać po tym, że małżon chętniej zajmuje się dzieckiem, myje naczynia, sprząta po sobie i nie domaga się kolacji. W tej sytuacji nie od rzeczy jest czasem porządnie się pokłócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! U mnie tak samo jest! !! Az nie warto się godzic:)

      Usuń
  4. U mnie ciche dni są gdy małż nie prosi mnie o pomoc przy porządkach...:)
    ma swój honor :)

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas tak samo,jak jest normalnie to lubimy sobie dokuczać a jak ciche dni czy też otwarta wojna to nie ma nad nami dyplomaty :-)
    Tyle,ze co raz trudniej nam się godzić,szczególnie spontanicznie...:(

    OdpowiedzUsuń
  6. Nuerha, Gosia, nie obraźcie się... ale ja to bym w takiej sytuacji milczała średnio 5 dni na tydzień :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas najcichsze dni nastąpiły w ciąży. W życiu nie było u nas tak jak wtedy, ano pewnie, że i seksu być nie mogło.

    OdpowiedzUsuń
  8. Taaa,złośliwości to chleb powszedni.Jak ich brak to kicha.Wnerw człowieka bierze i tylko fuka a miłe złośliwości poszły w niebyt.Lepiej jak nikt się nie wkurza .Niestety nieraz się nie da.

    OdpowiedzUsuń