piątek, 26 września 2014

Rola Nutelli i brazylijskich sztuk walki w opiece i wychowaniu dzieci do lat trzech

Nie ma co ściemniać. Nie ma co udawać, że jest inaczej, skoro jest właśnie tak. Wrzesień w domu Matki Wyluzuj! mija pod znakiem przedszkola. I chorowania. Nie ma co wymyślać tematów do pisania na siłę, skoro jedyne o czym się myśli to:
- czy pójdzie jutro do przedszkola?
- czy pójdzie pojutrze do przedszkola?
- kiedy wreszcie pójdzie do przedszkola, bo normalnie zwariuję?!?
- uff, w końcu!
- czy wróci z gorączką?
- czy wróci z katarem?
- czy z katarem można posłać do przedszkola?
- będzie w przedszkolu płakał?
- zaśnie na drzemce?
- weźmie dziś syrop czy będą cyrki?
- wysmarkał się Matce w rękaw czy tylko w spodnie?
- wysmarkał się w kanapę?
- jakim cudem można wysmarkać się w szafę?
- po cholerę to zebranie w przedszkolu na początku września, skoro ostatnie było na koniec sierpnia?
- naprawdę tak wyglądają zebrania dla rodziców?
- i tak będą wyglądać już do końca szkoły średniej???
- omójborze!!!

Na szczęście zebrania w szkole wziął na siebie Ojciec Pierworodnego. Po zakończeniu aktualnego etapu edukacji Syna, Matka umywa ręce. Choć taki podział sprawia, że zapewne ominą Ojca, będące kwintesencją zebrań przedszkolnych, jakże pasjonujące, zażarte, pełne emocji i zwrotów akcji dyskusje i boje na temat Nutelli w jadłospisie stołówki, kończące się rozgorączkowanymi okrzykami właściciela placówki: "Nie zabierajmy dzieciom Nutelli!". Matka obawiała się, że dojdzie do tego, że w obronie słodkich kanapek ktoś będzie kładł się Rejtanem przed wejściem do kuchni, przeciwnicy zaś ostentacyjnie spalą kartkę z menu na najbliższy tydzień. Mimo że do porozumienia nie doprowadzono, obyło się bez tak ostatecznych kroków. Szkoda.
Ale trzeba przyznać, że dla tego jednego wątku warto było jechać prosto z pracy na półtoragodzinne zebranie tramwajem przez pół miasta, w dodatku z gorączką i brakiem jakichkolwiek chęci do życia.

Poza tym na zebraniu okazało się, że placówka bardzo szybko poznała się na Synu Pierworodnym. Wystarczyły 4 dni jego obecności. A pani zajmująca się dogoterapią sama, dobrowolnie zrezygnowała z prowadzenia zajęć. I słusznie, znęcanie się nad zwierzętami jest w Polsce karalne. Kot, który przebywa z Pierworodnym od jego narodzin ewidentnie potrzebuje terapii, a czy ktoś słyszał o kototerapii? A mało to psów Pierworodny już zmęczył? Niech się sam męczy. Niech się bardziej wprawia w męczeniu innych. Przedszkole wychodzi naprzeciw potrzebom swych wychowanków i w zamian zaoferowało coś znacznie bardziej praktycznego. Sztuki walki. Capoeira. Będzie się działo. Dodatkowo jest szansa, że jeżeli Pierworodny nie nauczy się kopać niczym Bruce Lee w "Tańcu z Gwiazdami", nie wyskacze nadmiaru energii albo nie zacznie tańczyć samby (czy co się tam po brazylijsku tańczy), to może choć liźnie odrobinę portugalskiego. Bo w poniedziałki, gdy ma angielski, i tak zawsze choruje. Jak pozna portugalski to przynajmniej jest szansa, że w paru miejscach na świecie się dogada, bo póki co, w Polsce potrzebuje tłumacza. Nawet sprawdziła Matka w Wikipedii - język portugalski jest używany przez ponad 210 mln ludzi, podczas gdy język polski tylko przez 44 mln. Może więc nie ma sensu upierać się przy tym polskim, tylko zająć się czymś praktyczniejszym?

Cumprimentos, Mãe Relaxar!
czy jakoś tak
(*Pozdrawiam, Matka Wyluzuj!)

4 komentarze:

  1. Jest Pani niezawodna w wywolywaniu uśmiechu na twarzy :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, pamiętam jak wybieraliśmy przedszkole dla Pietruszki. Nasz hicior zajęć dodatkowych (dla 3 latków of korz) to była capoeira po angielsku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślałam, że capoeira z zasady jest po portugalsku... :-) Co jeszcze? Japońska kaligrafia po hiszpańsku? Joga po niemiecku? Karate po rosyjsku?

      Usuń