sobota, 24 stycznia 2015

Dlaczego z Matki nie będzie dziecięcej "szafiarki"?

[Post nie jest zawoalowaną krytyką stron internetowych poświęconych dziecięcym stylizacjom. Raczej zawoalowanym wyrazem niezrozumienia ich fenomenu.]

- Kiedy, Matko, zorientowałaś się, że nie będzie z Ciebie "szafiarki"?
- Mniej więcej w 7 miesiącu.
- Bycia matką?
- Bycia w ciąży.
- Opowiesz nam o tym?
- Historia jakich wiele. Nic nadzwyczajnego. Zwykły spacer. Obowiązkowe przystanki przy każdej wystawie z artykułami dla dzieci. Stanęłam przed jedną z takich witryn i zobaczyłam przepiękny sweterek. Granatowy z angielską kratką z przodu. Rozmiar dla 3-6-miesięcznego dziecka. Pomyślałam, że przecież wygląda, jak mój ulubiony sweter, który wciśnięty był gdzieś głęboko w szafę, bo z wiadomych przyczyn się w niego nie mieściłam. Ale przecież w głowie od razu powstała wizja, jak zakładam ten mój sweterek, a w identyczny ubieram moje maleństwo i razem pozujemy do tych wszystkich słit fotek, na imieninach u babci budzimy zachwyt wśród zgromadzonych, a na spacerach dochodzą do nas rozczulone westchnienia przechodniów... Wtedy jeszcze moje wizje nie obejmowały ulanego mleka, ślinotoku przy ząbkowaniu, czy pieluch, które przepuszczają zawartość nie tylko bokami, ale i górą, i każdą możliwą stroną. Weszłam do sklepu, bo przecież nie mogło być odwrotu, ten sweterek trzeba było kupić. A jednak odwrót był. Na pięcie. Po tym, jak zobaczyłam cenę. 79 zł! 8 dych za szmatkę na 3 miesiące (jeśli nawet szybciej z niej nie wyrośnie)? Przecież mój kosztował, jak dziś pamiętam, 39 zł. A noszę go 3 lata.
- I już? To wystarczyło?
- Tak, mój sweter noszę kolejne 3 lata. Syn nigdy nie dostał sweterka w angielską kratkę. Za to pięknie wygląda w tych w paski z lumpeksu. Bo ładnemu we wszystkim ładnie.

 ***
Październik 2014 - Pasowanie na Przedszkolaka - pierwsza przedszkolna uroczystość
Zarządzenie: strój galowy/uroczysty

Myślała Matka, że ubierając dziecko w jeansy i koszulę w kratkę (bo i tak za wielkiego wyboru w szafie akurat nie było), ubiera je w strój uroczysty. Cóż, w oczach Matki coś, co wymagało od niej prasowania i to w dodatku prasowania raczej precyzyjnego, jeżeli popatrzeć na ten malutki kołnierzyk, mankieciki, rękawki, guziczki i klapki przy kieszonkach, z automatu uważane jest jako uroczyste.
Zaś patrząc jeszcze raz na żelazko i zaraz potem na ten kołnierzyk, mankieciki, rękawki i klapki przy kieszonkach, ucieszyć się można, że Syn i tak nie przepada za koszulą, więc nie trzeba patrzeć na to połączenie często.
Jakże się Matka myliła co do uroczystości stroju, dowiedziała się obserwując pozostałe dzieci z grupy Pierworodnego.
Białe rajstopki, spodnie w kancik, granatowe sukienunie, koszule, których zapewne w swych kolekcjach nie powstydziłaby się choćby Wólczanka, muszki, krawaciki... i nie wiadomo co jeszcze.
Uroczystość odbywała się bez udziału rodziców. Włączyła więc Matka nagranie z przedszkolnego monitoringu i od rana zerkała co chwilę w komputer, żeby nie przegapić ani minuty z tego wiekopomnego wydarzenia.
Pierwsza godzina minęła paniom przedszkolankom na poprawianiu tych kołnierzyków, rajstopek, sukienek i krawacików. W związku z tym zabrakło czasu na zwyczajowe zajęcia, piosenki, zabawy. Potem odbyło się pasowanie, zdjęcia, dyplomy - 20 minut i po sprawie. Kolejna godzina minęła paniom na przebieraniu dzieci w dresy, koszulki, leginsy i dochodzeniu do tego, które rzeczy do kogo należą. Syn Pierworodny pozostał jedynym dzieckiem ubranym w strój, w którym przyszedł do przedszkola.

A Matka oczywiście wpadła w lekki stupor. W sensie, że zamarła pełna obaw i dylematów. Jak na matkę niewyluzowaną przystało. "Czyli co? Źle ubrałam???", "To ze mną jest coś nie tak, czy jednak sytuacja jakaś dziwna?"

Bo tok myślenia Matki wygląda tak:
uroczysty strój dla dziecka ---> Ale nie można w nim się bawić, jeść, siedzieć na dywanie, normalnie poruszać, czuć swobodnie? = uroczysty strój NIE dla dziecka!

A może jednak Matka ma błędne przekonania co do dress code'u dwulatków i zbyt casualowo podchodzi do outfit'ów, zamiast traktować je bardziej high fashion? Może trzeba więcej haute couture a mniej prêt-à-porter?
[STOP! Bo sama zaczynam gubić się w tym, co piszę]

***
Matka przyznaje - moda nie jest jej obojętna, raczej nie najgorzej orientuje się w aktualnych trendach, choć podchodzi do nich bardzo selektywnie, wybierając tylko to, co odpowiada jej stylowi.
Uwagę na to w co jest ubrana zwracała odkąd pamięta. Choć podobno zwracała ją też w czasach, których nie pamięta. Ku utrapieniu Matki Matki, która do teraz wypomina jej, że gdy uradowana ustawiała się w niewyobrażalnie długą kolejkę, bo właśnie "rzucili" dziecięce sweterki [lata '80, gówniarze! - przyp. autorki], kilkuletnia Matka z wyjątkowo rozwiniętym, żeby nie powiedzieć rozbuchanym, poczuciem estetyki, po rzuceniu spojrzenia na owe sweterki, nie dała sobie żadnego nawet przymierzyć. Do teraz też nie ma pojęcia, skąd Matka Matki wyczarowała w latach '80 piękne kobaltowe bikini pasujące na trzylatkę, która za żadne skarby świata nie zamierzała świecić golizną na plaży. Prawdopodobnie Matka była pierwszym trzylatkiem w bikini, którego widziano nad jeziorem w niewielkim mieście, w którym się wychowywała.

A teraz, gdy Matka sama jest matką niespełna trzylatka, w naturalny sposób zwraca uwagę na to, w co ubrany jest Syn. Jednak jej nadwrażliwość estetyczna w żaden sposób nie zagraża jej dziecku, akurat którego estetyka mówi jedynie, że dinozaury, samochody i pociągi są fajne, a cała reszta jest mu obojętna. Owszem, kiedy Syn wyjątkowo ładnie wygląda, chętnie łapie Matka za aparat. Ale wciąż fotografuje dziecko, a nie szmatki, które ma ono na sobie. A kiedy Syn się odwraca, biega, rusza, klejącymi paluchami maca obiektyw, po prostu Matka odpuszcza i odkłada sprzęt, myśląc "Innym razem". Zwykle Pierworodny zdąży wyrosnąć z ubrań, w których tak ładnie wyglądał nim nastąpi ten "inny raz", gdy znów pomyśli się o zdjęciach. I właściwie co z tego? Nic. Bo ważniejsze jest to w jakich okolicznościach powstają jego fotografie, niż to jaki ma na nich strój. Ważniejsza jest sytuacja, niż czy bluzka była z lumpeksu, od topowego polskiego projektanta czy po starszym koledze.

W życiu codziennym Matka, co sama przyznaje, ma wybujałe poczucie estetyki. Lubi otaczać się ładnymi przedmiotami. Nawet miotłę ma w kwiatki. A wieszaki dobrane kolorystycznie. Zeszyt też nie może być pierwszy z brzegu, jego okładka musi zachwycać. Koszyczki w szafie w odpowiednich kolorach, pudełka dobrane nieprzypadkowo.
Ale kiedy Pierworodny ma ochotę założyć dwie zupełnie niepasujące do siebie rzeczy, albo, co już jest normą, dwie różne skarpetki, zwykle pozwala mu na to. Bo w hierarchii ważności jej poczucie estetyki zawsze przegrywa z jego poczuciem dumy na myśl, że sam wybrał i skompletował swoje ubranie.

***
Grudzień 2014 - Wizyta Świętego Mikołaja w przedszkolu
Zarządzenie: strój uroczysty/galowy

Po zaliczeniu już kilku przedszkolnych wydarzeń, w których Syn miał być ubrany na galowo, takich jak na przykład jedno z najważniejszych świąt świeckich, aż dziw, że nie państwowych i wolnych od pracy, czyli hucznie obchodzony Dzień Pluszowego Misia, Matka zdążyła już jasno sobie określić, co uważa za strój uroczysty. A właściwie utwierdziła się w tym, co uważała jeszcze zanim we wrześniu puściła dziecko do ludzi, aby kompletnie nie zdziczało, czyli krótko mówiąc zanim zapisała do przedszkola.
Ma być schludnie, inaczej niż zwykle, wygodnie jak zawsze i ma podobać się dziecku!
Przez dobry miesiąc trąbiono w placówce o tym, że będzie Mikołaj. Mówiono, podkreślano, powiadamiano w mailach. Co tam Mikołaj? Fotograf będzie!!!
W związku z tym mówiono, podkreślano, powiadamiano w mailach i proszono osobiście o założenie dziecku stroju uroczystego. "A więc to dziś, a więc to już teraz, czas na strój najbardziej uroczysty z uroczystych!" - pomyślała Matka i w ruch poszło żelazko. Bo skoro ma być uroczyście, niech będzie po całości.
I, mając w pamięci te wszystkie przedszkolne i szkolne zdjęcia, na których mała Matka ma na sobie najbardziej znienawidzone sukienki, z których jakimś trafem zawsze przy szyi wystawały podkoszulki, do tego zjeżdżające i rolujące się rajstopy i najbardziej ohydne z ohydnych kapcie, wyprasowała Synowi Pierworodnemu to, co w tym wypadku uznała za najbardziej słuszne i odświętne.

Gdy skończyła prasowanie i patrzyła na dzieło swej żmudnej pracy, nie mogła oprzeć się wizji, jak już za kilkanaście lat, Syn podziękuje jej za to, że nie ubierała go w obciachowe koszule i muszki, których nie znosił i z dumą porówna swoje zdjęcie do zdjęć rówieśników. W końcu na pewno mało kto będzie mógł się pochwalić tym, że już w przedszkolu miał własny, niebanalny, trochę niepokorny styl i szedł naprzeciw utartym konwenansom. W końcu mało dzieci siedząc na kolanach u Mikołaja ma na sobie koszulkę zespołu Led Zeppelin...
Ta miła wizja nie opuszczała Matki przez cały dzień.
Aż do popołudnia, kiedy to odbierała dziecko z przedszkola.
Otóż przedszkolanki uznały, że Syn jest za mało elegancki i postanowiły go przebrać. W szafce zawsze są jakieś zapasowe ubrania, gdyby te w których przyszedł trzeba było z jakichś powodów zmienić. Zwykle zanosi Matka rzeczy, których na co dzień i tak nie nakłada Pierworodnemu, bo szkoda, żeby jego ulubione bluzki nieużywane leżały tygodniami w przedszkolnej szatni. I pech chciał, że co akurat było w reklamówce na wieszaczku? Nieszczęsna koszula w kratę z Pasowania na Przedszkolaka.

I na bank, za jakieś 14 lat, oglądając wspólnie rodzinne zdjęcia, będzie Matka musiała powiedzieć Pierworodnemu: "Synku, ale uwierz mi, naprawdę pod tą koszulą, której tak nie znosiłeś, miałeś na sobie zajebistą koszulkę Led Zeppelin!"*.


*Na co dzień Matka rzadko używa słowa "zajebisty", a już na pewno nie w rozmowach z Synem, ale tu przecież chodzi o KOSZULKĘ LED ZEPPELIN.

15 komentarzy:

  1. Led Zeppelin na kolanach u Mikołaja? Padłam! :) ciekawe jaki miny miałyby inne mamuśki :D A swoją drogą, ja bym skandal zrobiła. Czemu przedszkolanki mają decydować o ubiorze mojego dziecka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że zrobiły to nieświadomie. Nie przywykły do tego typu odświętnego stroju, bo dzieciaki przychodzą w eleganckich koszulach, pod krawatem i w ogóle odpitolone jak stróż w Boże Ciało. Pewnie uznały, że nam się z rana zapomniało i chciały dobrze - przejrzały szafkę Pierworodnego, a tam akurat leżało coś, co w ich mniemaniu bardziej pasowało do okazji. W końcu nie założyły mu jakichś obcych rzeczy, tylko jego własne. Muszę to przełknąć. Chociaż szkoda mi, że chodzi akurat o PIERWSZE tego typu zdjęcie Syna.

      Usuń
  2. Led Zeppelin na kolanach u Mikołaja? Padłam! :) ciekawe jaki miny miałyby inne mamuśki :D A swoją drogą, ja bym skandal zrobiła. Czemu przedszkolanki mają decydować o ubiorze mojego dziecka?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyluzowana, no padłam. Normalnie padłam

    OdpowiedzUsuń
  4. moje dziecię jeszcze się nie wykluło, ale już wiem, że sklepy projektantów dla dzieci będę omijać ;) za to myślę że jak najbardziej można pokazywać, ze można ubrać dziecko tanio i fajnie - sama zamówiłam już sporo rzeczy dla małego z internetowego sklepu z odzieżą używaną - kosztowały grosze a są zajebiste ;)

    a co do koszulki z Led Zeppelin - musisz ją koniecznie uwiecznić na zdjęciu, skoro panie przedszkolanki tego nie dopilnowały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dobrze, że mi ten pomysł podsunęłaś :-) Ta koszulka jest doskonałym przykładem tego, co opisuję w tekście. Pierworodny nosi ją już dokładnie półtora roku. Jakoś rosną razem. A nie przypominam sobie żeby miał ją na jakimkolwiek zdjęciu.

      Usuń
  5. cos co wymaga prasowania, uwazane jest za uroczyste <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem kobietą nieprasującą i nie wstydzę się tego :-)

      Usuń
  6. Łączę się w bólu. Panie przedszkolanki kiedyś podrasowały ,,galowy'' wygląd mojego M. - zapięły mu koszulę pod samą szyję, włożyły tę koszulę do spodni (dresowych! galowość galowościa, ale dresowe szybciej się w wc zdejmuje) i podciągnęły je maksymalnie w górę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ło matko bosko! To się kwalifikuje do wypisania dziecka z przedszkola! To ja się łączę w bólu.

      Usuń
  7. My ewidentnie na bakier z dziecięcą modą. Na szczęście w żłobku ubiór galowy nie obowiązuje, raz tylko było, by "ładniej brać" bo zdjęcia miały być. Ładniej - czyli w opinii matki żadnego łączenia kratek z kwiatkami jak to się nie raz zdarza, zwłaszcza chłopu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee, łączenie ze sobą różnych printów było akurat hitem ostatnich kilku sezonów, więc luz. Versace, Prada, Givenchy, Jacobs mogą, a Wy nie możecie? ;-)

      Usuń
  8. O, a mój syn ma zajebistą koszulkę Linkin Park! Jutro mu ubiorę do przedszkola, a nuż jakaś uroczystość się trafi! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż szkoda by było żeby nie trafiła się żadna uroczystość. Ja jeszcze oszczędzam na specjalną okazję koszulkę Stonesów. A tę, którą przywiozłam z Jarocina (Punk's not dead) chyba zostawię na zakończenie roku :-)

      Usuń
  9. Mam nadzieję, ze z dziewczynkami będzie łatwiej. Sukienka i po kłopocie :)
    za czasów przedszkolnych młodego dumnie nosił na galach koszulę w kratę. za to w szkole uznali to za strój very, very "nie galowy"...

    OdpowiedzUsuń