piątek, 4 listopada 2016

Pobawmy się w jezuska




Co i rusz Pierworodny przynosi z przedszkola nowe teksty, powiedzonka i odzywki. Niestety bywa z tym różnie. Czasem zabawnie, czasami wręcz przeciwnie.
Okazuje się jednak, że Syn nie zawsze rozumie to, co wywarło na nim takie wrażenie, będąc usłyszane z ust kolegów i co tak chętnie chce powtórzyć w domu. Jak choćby wtedy, gdy w trakcie rodzinnych wygłupów wypalił: "A w ryj chcesz?". Po chwilowym zamroczeniu z powodu szoku na dźwięk tych słów, szybkim ochłonięciu i krótkiej rozmowie udało się ustalić, że Pierworodny nie ma pojęcia czym jest ryj, ani co znaczy to wyrażenie. Wystarczyło mu wytłumaczyć. Historia nie miała więc ciągu dalszego, szybko poszła w niepamięć i niepotrzebna była interwencja kuratora. Uff.

Jednak nie wszystkie niejasności udaje się rozwikłać tak szybko.

I tak pewnego dnia wrócił Pierworodny z przedszkola, a wraz z nim "Jezus".

To znaczy w co trzecim zdaniu wypowiadanym przez Pierworodnego znajdowało się miejsce dla: "O, Jezus!".


- Ej, a skąd Ci się to wzięło? - zdziwiła się Matka już po pierwszym "Jezusie".

- Michał tak mówi.

- Aha.


Uznała Matka, że Syn wie choć trochę, o co z tym Jezusem chodzi. Religię w przedszkolu ma i nawet podpisała osobiście (choć drżącą ręką) zgodę, by w niej uczestniczył - jednak dopiero po tym, jak się okazało, że Pierworodny jest pierwszym dzieckiem w historii przedszkola, którego matka ma jakieś wąty i generalnie jest przeciw, więc, szukając kompromisu, ustalono, że w takim razie będzie wychodzić z sali na czas zajęć religii i spędzać czas z inną grupą. Więcej z tego wychodzenia byłoby szkody niż pożytku, stwierdziła Matka, zgodę jednak podpisując i myśląc, że wybiera mniejsze "zło". I się nie pomyliła. Bo Pierworodny chyba ni w ząb nie kuma, o co z tą religią chodzi poza kolorowaniem obrazków. A kolorować obrazki to akurat lubi.

Mimo to, ku zaskoczeniu wszystkich, wprowadził "Jezusa" do domu.

Co więcej przez kilka dni codziennie bezskutecznie starał się sobie przypomnieć wierszyk, który koniecznie chciał powtórzyć rodzicom. Zaczynał więc od pierwszego wersu:

"O Jezu, Jezu..."

i się zacinał. Za nic nie mógł sobie przypomnieć, co było dalej. Chodził więc w kółko na środku pokoju, bo jak powszechnie wiadomo, tak najlepiej myśli się małym chłopcom, i powtarzał wciąż od nowa:

"O Jezu, Jezu...".

Ani chybi jakaś modlitwa, pomyślała Matka, która na modlitwach średnio się zna, więc nie wiedziała, jak dziecku pomóc z tym "wierszykiem". Za każdym razem kończyło się więc tym, że po powrocie z przedszkola Syn myślał, że teraz to już na pewno pamięta i powie cały, a w rezultacie chodził wciąż w kółko na środku pokoju i lamentował swoje:

"O Jezu, Jezu...".

Minęło parę dni.
Pierworodny właśnie wymyślił jakąś nową zabawę. Przybiega ze swojego pokoju rozemocjonowany i woła:

- Mamo, mamo! Pobawisz się ze mną?

- Dobrze, możemy się pobawić.

- No to tak, Ty będziesz małym Jezuskiem...

- Kim? - Nie była pewna, czy się nie przesłyszała.

- Małym jezuskiem. A ja będę dużym JEZEM. "O jezu, jezu"...


I znów zaczął swój wierszyk o JEŻU.


Bo, jak się okazało, w przedszkolu właśnie uczą się o jeżach i innych mieszkańcach lasów. A co robią na religii, Matka nadal nie wie.

O, Borze Tucholski! czyli to jednak nie powołanie - odetchnęła z ulgą.



4 komentarze:

  1. haha;) mam nadzieję, że moja córcia nie bedzie przynosic do domu zadnych Jezusow, mahometkow i innych podobnych;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ha! a ja swojej córy nie zapisałam. oprócz niej jeszcze jeden rodzic nie wyraził zgody. ale religii jeszcze nie wprowadzili do zajęć więc nie wiem jak to zorganizują...

    A jak tam te sprawy?? Ruszyłaś coś z tematem? Ty wiesz co mam na myśli ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy młody chodził do prywatnego przedszkola, nie było tam religii i jakoś do głowy mi nie przyszło, że w innych przedszkolach jest. Dlatego, gdy w zeszłym roku poszedł do państwowego, na pierwszym zebraniu poczułam się wzięta z zaskoczenia. Na początku nie zapisałam. Kilka dni później zmieniłam zdanie. Pierwsze przedszkole okazało się porażką, a Pierworodny przez cały rok miał kłopoty z adaptacją i integracją z grupą. Nie chciałam w nowym miejscu, na dzień dobry, utrudniać mu sprawy. Poza tym stwierdziłam, że gdy teraz będzie miał już jakieś zdanie na temat lekcji religii, idąc do szkoły sam będzie mógł zdecydować, czy chce abym go zapisała.

      A jeśli chodzi o te sprawy to nic nie ruszyłam. Mea culpa. Szczerze, cykam się. A może po prostu nie ma mnie kto wziąć za fraki, zaprowadzić i dopilnować? A jak u Ciebie? Są już efekty???

      Usuń
  3. efekty były już dawno! po 4-5 miesiącach! a teraz (po 15 m-ach) jest tylko ładniej - ale nie powiem, upierdliwe to całe dziadostwo jest ;-)

    OdpowiedzUsuń