środa, 23 lipca 2014

Wspomnienia z Jarocina. Na wyrywki

Matka wróciła. Zmęczona i wypoczęta zarazem. Szczęśliwa i jednocześnie stęskinona za rodziną. Wciąż dochodzi do siebie.
Może jednak z tym Jarocinem przeholowała? Może trzeba było stopniowo przyzwyczajać organizm? Może 3-dniowy wypad, spanie w namiocie, lipcowe upały, rock&roll'owe koncerty, ludzie poznani nie przy piaskownicy, ale przy piwie to już za dużo... Matka ma w końcu swoje lata... Może trzeba było na początek... nie wiem... może do opery się wybrać i sączyć kieliszek szampana?
Ale stało się. I było cudnie.

Okazało się, że przez ostatnie 3 lata świat się nie zatrzymał, a punk nadal nie umarł.

Pakowanie

Śpiwory. Matka i Ojciec mają dwa. Jeden - panieński Matki, lżejszy, ale swoje już w życiu przeszedł i należy mu się emerytura, drugi - kawalerski Ojca, ciężki, za to ciepły i wygodny. Matka zastanawiała się, który zabrać.
- Weź ten lekki - podpowiada Ojciec.
- Ale on jest niewygodny - marudzi Matka.
- Po pijaku będzie ci wszystko jedno.
- Ten Twój jest dużo lepszy.
- Tym bardziej weź swój. Nie będzie szkoda jak zarzygasz.
Po chwili jeszcze dodaje:
- I tylko nie pal!
- No dobra to biorę ten gorszy śpiwór - temat śpiwora jednak wydaje się wygodniejszy.
- Pijana będziesz to...
Nie zdążył dokończyć, jak wtrąca się przerażona dyskusją Matka Matki, tak jakby po tylu latach jeszcze nie zawsze wyłapywała ich żarty.
- Jak to pijana!?!? Ty jej zabroń!!! - żąda kategorycznie.
- A co ja jej mam zabraniać? - odpowiada Ojciec ze stoickim spokojem. - Dorosła jest! Zresztą nie ja się będę wstydził. To Twoja córka.

I tak każda pakowana rzecz przysparzała kolejnych dylematów. 
Żeby koledzy Matce nie zarzucili, że zabrała mnóstwo niepotrzebnych bzdur, żeby jej nie wypominali, że wzięła ze sobą graty typu kwiatek w doniczce, aby w namiocie było przytulniej, buty na obcasie, bo nigdy nic nie wiadomo czy suszarkę do włosów, bo zawsze może się przydać, starała się Matka ograniczyć bagaże do minimum - same praktyczne rzeczy. A i tak, na dzień przed wyjazdem, stwierdzono, że jej plecak ze stelażem to przesada.
I co?
Dojechała Matka na umówione miejsce z jednym, fakt, że dużym, ale jednym(!) plecakiem na plecach i torbą z namiotem w dłoni i co zobaczyła?... facetów z reklamówkami, woreczkami, plecakami, torbami, śpiworami, namiotami itd. A co w tych reklamówkach, woreczkach, plecakach, torbach itd? Oto jest zagadka. Nie było na przykład obiecanej ładowarki samochodowej do telefonu, ale...                                 był przyrząd do robienia baniek mydlanych. Szczoteczka do zębów niekoniecznie została potraktowana, ani tym bardziej zabrana, jako artykuł pierwszej potrzeby, ale...                              była szisza i różne smaki tytoniu do niej. Nie było rozpałki do grilla (cyt. "Po co?" - 3 godziny później wiedzieli już po co), ale była musztarda. A w samochodzie można też było znaleźć na przykład żelazko.
Jednak byłaby Matka niesprawiedliwa, gdyby nie przyznała, że takie "męskie" pakowanie ma też swoje plusy. Praktyczny mężczyzna bierze ze sobą nie tylko zapasowy ręcznik, ale i zapasowy namiot (na wszelki wypadek). Kobieta, której się tylko wydawało, że jest praktyczna, bierze ze sobą namiot, po czym na miejscu okazuje się, że nie ma on tropiku. Swoją drogą trzeba być strasznym chamem, by pożyczyć od kogoś namiot i bez słowa oddać go w takim stanie.

No to w drogę...

Spontaniczność wyjazdów z mężczyznami jest powalająca. Tuż przed samym Jarocinem zakomunikowali przerażonej Matce, że wcale nie jadą na pole namiotowe. Znów ktoś znał kogoś, a ten znał kogoś, a tamten ktoś na festiwal do Jarocina przyjeżdża od 1988... I tak wylądowali z ekipą zebraną z całej Polski, rozbici na dziko, ale uwaga! z własnym, prywatnym, toi toi'em zamykanym na kluczyk. Pełen profesjonalizm: własna kosiarka do trawy, żeby móc wygodnie rozbić namioty, zaprzyjaźnieni właściciele pobliskiej posesji i możliwość skorzystania z ich łazienki z prysznicem z hydromasażem... Luksus, panie, luksus.

O czym rozmawiają faceci?

Pierwsze pół godziny w aucie. Co do przewidzenia, było o ostatnim mundialu, było o samochodach. Ale, gdy jeszcze przed wyjazdem Matka zastanawiała się nad męskimi tematami, nie uwzględniła jednego faktu. Trzech mężczyzn to nic. Trzech budowlańców to dopiero hard core.
- Ale ci dwaj to drogowcy. My ich tak nie poważamy ;-) - powiedział Matce na ucho dla uspokojenia ten trzeci, architekt.
Trzy dyskusje na temat węzłów komunikacyjnych na krajowej "piętnastce" zaliczono już w ciągu pierwszych 50 km podróży.

O czym tak naprawdę rozmawiają faceci?

O czym tak naprawdę rozmawiają na męskich wypadach przekonała się Matka bardzo szybko. Do teraz nie jest pewna, czy chciała wiedzieć. Nie bardzo też wiadomo czy bardziej traktowana była jak specjalistka od psychiki kobiet (z dodatkową specjalizacją i praktycznym doświadczeniem w podgrupie "żony") czy jako kolejny kumpel, robiący za tzw. skrzydłowego.

Przykład. Z gatunku tych łagodnych.

... na temat znajomej dziewczyny:
Kolega 1: - Ale powiedz, co z nią jest? - pytanie skierowane do Matki.
Kolega 2: - Nawet się całować nie chce.
Kolega 1: - Jak nie chce?
Kolega 2: - No chce. Ale krótko.
Kolega 1: - No tak - stwierdził ze zrozumieniem, po czym dodał gwoli wyjaśnienia: - A krótko się nie liczy.

W każdym mężczyźnie jest trochę dziecka

Przyzwyczajona jest Matka do wybywania z domu jak sójka za morze. Do częstego spóźniania się i chodzenia drogami innymi niż zaplanowała. Przyzwyczajona jest, bo na co dzień obcuje z dwulatkiem.
Nieoczekiwanie jednak weekend z kolegami pozwolił docenić zdolności organizacyjne mocno nieletniego Syna, jego punktualność, poukładanie i życiowe ogarnięcie.
Notorycznie bowiem spóźniali się na koncerty, na które chcieli się wybrać, kilkukrotnie trafiając dopiero na ostatni bis. Gdy wybrali się na basen, nieopodal placu festiwalowego, szli przeszło 4 godziny - zahaczając "po drodze" nawet o muzeum, co by kultury trochę liznąć. A w ciągu tych 4 godzin najczęstszym zdaniem jakie Matka słyszała było: "- Wypijemy tylko piwo i idziemy". Zaplanowane pójście na Rynek nie doszło do skutku. A drugiego dnia festiwalu, podczas szwendania po parku Kolega nagle doznał olśnienia i stwierdził pod nosem: - Aaa, bo my przecież w Jarocinie jesteśmy.

Absurd gonił absurd

Koncerty trwają w najlepsze. Jeden z kolegów zgłodniał. Dlatego ze wszystkich sił próbuje przekonać resztę o wyższości gorącej zupy nad piwem, na które właśnie się wybierają:
- Na piwo chcecie iść? A może chodźmy na grochówkę?  - Widząc brak zrozumienia w oczach wytacza poważne argumenty - Zobaczcie, tyle samo kosztuje a ma mniej kalorii...
Rozbawił do łez. Dlatego przekonał.

Rano.
- Po co człowiekowi są linie papilarne?
- Żeby się nie ślizgał.

Pierwsze Nieoficjalne Jarocińskie Spotkania Blogosfery Parentingowej

Wiecie, generalnie to Matka nie pali... Ale z Jadźką umówiła się na papierosa. W domyśle chyba jednego. Trzy spaliła. A w ich trakcie poruszono multum tematów. Było o Pink Floydach, o nianiach do dzieci, o większości, klasycznych już, polskich kapel punkowych, o nastoletnim buncie, o tym kto w domu trzyma kasę, o blogach, o blogerach, o tym gdzie leży Poznań...
Było to pierwsze takie spotkanie w karierze Matki. W związku z tym jedynie Jadźka może Wam zaświadczyć, że Matka istnieje naprawdę i nie jest starym, grubym facetem z bogatą wyobraźnią i dostępem do internetu.

Wracać czas...

Ostatni etap podróży przyszło Matce przeżyć już samotnie w nocnym pociągu. Po drodze, z powodu remontów, czekała ją jeszcze przesiadka w zastępczego busa i potem z powrotem w pociąg. Podczas przesiadki okazało się, że w pociągu była jedyną kobietą. W busie, wypełnionym co do jednego miejsca, okazało się, że chociaż sama ma oczy na zapałki, wszyscy inni pasażerowie są bardziej śpiący od niej. Sąsiad z siedzenia obok, wyjątkowo rosły, żeby nie powiedzieć przypakowany, zasnął jej na ramieniu. Z powodu ciężaru ledwie mogła oddychać. Na szczęście nie posunął się dalej niż do przytulania. Dojechali do końca trasy busa. Wszyscy wysiadają i idą w jednym kierunku. Matka na wpół przytomna nie bardzo ogarnia dokąd, ale trzyma się tłumu. W pewnym momencie orientuje się, że dworzec kolejowy zostawili po drugiej stronie ulicy a wszyscy po kolei wchodzą do budynku naprzeciwko - ciemno jest, ciężko stwierdzić co to za budynek.
- Przepraszam bardzo, a panowie to gdzie idą?
- Wracamy do wojska.
- A to nie, dziękuję.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Matka wytęskniona do granic możliwości. Tymczasem Syn...
Syn nie zauważył zniknięcia Matki. Nie wiadomo czy się cieszyć czy być tym faktem zaniepokojoną. Na wszelki wypadek, po całej tej dawce Luzu!, którego zażyła w weekend, Matka wybiera pierwszą opcję i nagminnie odgania myśl, że jej Syneczek już jej nie kocha i woli Tatusia.

Wieczór po powrocie.
Siedzi na wpół przytomna Matka na kanapie. Marzy o tym żeby się wreszcie wyspać. Tuż przy niej toczą się normalne rozmowy Ojca z Matką Matki, czyli Teściową. W wyniku zmęczenia możliwości percepcyjne Matki są silnie ograniczone i nie wytrzymuje ona zawrotnego tempa dyskusji. Czyli że gubi się już przy drugim zdaniu i strzela jakąś głupotą. Na co Ojciec zwraca się do Teściowej:
- Widzisz? Tylko 3 dni jej nie było a wróciła kompletnie odmieniona. Ja nie wiem, co tu za baba siedzi? Gdzie tamta kobieta? Gdzie ta inteligencja, gdzie to wszystko w czym się zakochałem...

I jeszcze jedno Matka Wam powie

jeśli zobaczycie dziecko w czarnej koszulce z napisem "Punk's not dead" - to moje :-)
Znaczy... Matka pamiątki przywiozła.


2 komentarze:

  1. Kochana...pozazdrościć takich wspomnień...ja to jedyne co się po porodzie Hanki wyrwałam to 3 dniowy wyjazd do Wrocławia..na metamorfozę, hehe...ale jak sięgnę pamięcią, do pierwszego dziecka, to jak miał półtora roku, pojechałam na imprezę..służbową..i niech spadnie kurtyna milczenia :DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Potwierdzam - istnieje, można dotknąć i porozmawiać, a uwieczniona nie znika ze zdjęć - znaczy, że człowiek ;) P.S. Te dzieci w koszulkach to jak będą dwa, to znaczy, że moje ;)

    OdpowiedzUsuń