niedziela, 2 listopada 2014

Jest takie jedno imię... Tradycja




Od początku września wszelkie zarazy nie oszczędzają Pierworodnego. Raczej okrutnie rzucają mu się do gardła, ilekroć tylko znajdzie się w ich pobliżu. W dodatku wygląda też na to, że odchorowuje on każde spotkanie z dziadkami. Odchorowuje w sensie dosłownym. Właśnie gorączkuje drugi raz z kolei.
Spryciarz - upiekło mu się tym samym pierwsze przedszkolne upokorzenie.
Bal Halloweenowy, a co się z tym równa - przygotowany dla niego przez Matkę strój. Owszem, miała Matka dylemat, gdzie kończy się kreatywność, a gdzie zaczyna bycie rodzicem wyrodnym, jednak absencja Syna na pierwszym przedszkolnym balu przebierańców uwolniła ją od tych niepewności i na zawsze pozostawiła kwestię bez odpowiedzi. Nie dowie się już, czy mocno za złe miałby jej po latach wysłanie go do przedszkola w piżamce-pajacyku i wmówienie, że był przebrany za Straszny Sen.
Ale żeby nie było: piżamka czarna i z kościotrupem. I do tego nawet Matka sprawiła mu za 4,90 zł maskę a'la potwór z "Frankensteina" (aktualnie chodzi z nią nawet spać). Pierworodny kreatywność Matki kupił, ale nie wiadomo na jak długo, za kilka lat pewnie i tak dostałaby opiernicz. Z drugiej strony na swoją obronę miała Matka to, że na dzień przed balem wybór zawężony był jedynie do przymałej piżamy i pięknego stroju myszki. Niestety falbanki wskazywały na to, że myszka była dziewczynką. Pierworodny kostiumem myszki był zachwycony, mimo to Matka z Ojcem uznali, że aż tak okrutni znowu nie są i tego dziecku nie zrobią. Po prostu każde skorzystało z własnych przedszkolnych doświadczeń i wybrali mniejsze zło. Ojciec po dziś dzień jako traumę wspomina swój strój pszczółki - nic to, że był oryginalny i najlepszy z całej grupy, kilkulatek wolałby być jednym z tłumu kowboi czy kolejnym Zorro. Matka z kolei pamięta, jakim szokiem było dla niej, gdy po kilkunastu latach przeglądała stare, przedszkolne fotografie i zobaczyła siebie w obciachowych świecących portkach na tle paskudnej sztucznej choinki - wiecie, takiej z watą udającą śnieg, anielskimi włosami i bombkami nie grzeszącymi urodą... I to uczucie... gdy dotarło do niej, jaką bzdurę wmówiła jej własna matka. Otóż 4-letnia Matka przebrana była za Balową Dziewczynkę. WTF? Najdziwniejszy w tym nawet nie był sam pomysł, liche przebranie czy mało wyszukany tytuł (Balowa Dziewczynka, rili?), ale fakt, że w Matce, która od lat najmłodszych, ku rozpaczy rodziców, nie dawała się ubrać w byle co, podejrzenia zaczęło to wszystko budzić dopiero po jakichś 15 latach. Z tym, że nie wywołało to w niej traumy, jak w Ojcu, a jedynie rozbawienie. Stąd to mniejsze zło. Niestety, tym razem gorączka u Pierworodnego pojawiła się na godzinę przed balem.

Poza tym jakoś ogólnie mało tradycyjnie w tym roku u Matki. I nie chodzi nawet tak bardzo o to, że cały 1 listopada przesiedziany w domu. Bo Syn niewyraźny. Bo Ojciec zapracowany. I że ominął ich przez to wyjazd w matczyne rodzinne strony. Ale rzecz przedziwna się stała, jakby święta w ogóle nie było. Czegoś zabrakło. Tradycji nie stało się zadość. Niedosyt, pustka i brak. Jakieś niedopełnienie pozostało. Otóż pierwszy to był od lat dzień Wszystkich Świętych bez obejrzenia ulubionego filmu Ojca Pierworodnego.

Wyobrażacie sobie, żeby raz do roku Polsat nie puścił Kevina? No właśnie.

Jest taki film, który telewizja nadaje regularnie. W tym zwykle w okolicach 1 listopada. A jego tradycja jest znacznie dłuższa niż samego Kevina. I jest to jeden z dwóch najbardziej ulubionych z ulubionych filmów Ojca. A jak wiadomo, filmy najbardziej ulubione z ulubionych ogląda się zawsze, ilekroć się na nie trafi, choćby każdą kwestię znało się na pamięć. A rzecz jasna w filmach najbardziej ulubionych z ulubionych oczywistym jest znajomość każdej kwestii.

Dla Matki takim filmem jest "Śniadanie u Tiffany'ego". Dla Ojca zaś pierwszym jest, kultowy także i dla niej, "Ojciec Chrzestny". Drugim, tym oglądanym rokrocznie, nadającym porządek świata, dającym poczucie bezpieczeństwa przez swą stałość, powtarzalność i przewidywalność... będącym ostoją poprzez swoistą obrzędowość jego oglądania... filmem, którego już sam tytuł w matczynej rodzinie kojarzy się z jej mężem... filmem, który stał się za sprawą Ojca świątecznym obyczajem, filmem którego oglądanie jest już rytuałem... filmem, który mimo tego wszystkiego do Ojca zupełnie nie pasuje... wreszcie JEDYNYM filmem, na którym Ojciec Pierworodnego roni łzy... 

i w końcu filmem, którego w tym roku wyjątkowo żadna stacja telewizyjna nie nadawała jest




"Znachor"

Ech, współczesne media nie dość dbają o siłę tradycji. Nie dość. Za rok, dla pewności, trzeba będzie odszukać tę wersję, którą ma się na DVD.
#tojużnietosamo #smuteczek

A jeżeli nie jesteście w stanie wczuć się w ten brak, którego Matka z rodziną w tym roku doświadczyli, wyobraźcie sobie choćby: świąteczne zakupy w markecie bez "Last Christmas" w tle, Boże Narodzenie bez mandarynek, Nowy Rok bez kaca, wigilię długiego majowego weekendu bez oblężenia sklepów jakby szykowała się wojna nuklearna, maturę bez czerwonych gaci, wesele bez obciachu podczas oczepin, pierwszy dzień wiosny bez narzekania, że zimno, Tłusty Czwartek bez nadzienia w pączku, zmianę czasu bez grupowej narady, w którą stronę przestawić zegarki i zastanawiania się czy w telefonie zmieniało się samo czy nie.
     
Tradycja to tradycja. Nie ma na nią rady.



14 komentarzy:

  1. Od razu wiedziałam,że Znachor bo u nas też tradycja na 1 listopada.A w tym roku puścili Trędowatą!Z Wielkanocą im się pomyliło

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam "Znachora", no ale fakt - ile można... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się lubi to można :-) Ja w ulubionych filmach rzucam kwestiami razem z aktorami albo ich wręcz zagłuszam wyprzedzając ich kwestie (choć, oczywiście, nie znoszę, gdy robią tak inni) a i tak jest parę takich filmów, które widziałam kilkadziesiąt razy i mogę jeszcze przynajmniej drugie tyle. Jak choćby wspomniane "Śniadanie u Tiffany'ego". Ojciec ma tak ze "Znachorem" i "Ojcem Chrzestnym".

      Usuń
  3. Jak miło Matko, Cię znów poczytać? Szkoda, ze Pierworody dalej choruje, ale wiesz jak mówią... W pierwszym roku przedszkola dziecko jest przeziębionych/ chore ok 100 dni/ rok. Dwa razy przez to przechodziłam i wiem ze to żadna frajda.
    Co do tradycji to dobrze Cię rozumiem.. Najbardziej spodobał mi sie fragment o przestawianie zegarków:)
    Pozdrawiam i zdrowia życzę.
    Papola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło, że komuś z mojego powodu miło :-) Dzięki.

      Usuń
  4. Co tam Pszczółka,Balowa Dziewczynka czy Straszny Sen!Mnie matka ubierała przez 3 lata w tę samą szyfonową sukienkę!Dobra,jej krój pozwalała na to aby ukryć niedopasowanie rozmiarowe ale wyobraź sobie moją psychikę do dziś dnia oglądając zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz pełne prawo narzekać! To było okrutne i zdecydowanie łamiące psychikę. Ale chyba dopiero po latach, co? Wtedy, przez te trzy lata pewnie cieszyłaś się, że możesz znowu ubrać taką fajną falbaniastą kieckę. Ja pamiętam, że obciachowymi spodniami byłam zachwycona :-D

      Usuń
  5. Ha! No nie mów! toż to i mój najukochańszy film! Ale ja już kilka lat temu dostałam go na Gwiazdkę, więc teraz mogę sobie puszczać, kiedy przyjdzie ochota. A najdziwniejsze, że to jedyny polski łzawy staroć, na którego chętnie gapi się i mój mąż. Choć przez pół filmu obowiązkowo mruczy pod nosem, że co to za romansidło i że to film dla bab ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne masz wielkiego plusa u Ojca. W przeciwieństwie do Twojego męża ;-)
      Z posiadaniem filmu na DVD jest jednak tak, że chce się go mieć, bo przecież ulubiony, a potem nigdy nie ma czasu włączyć. A jak leci w telewizji to nie sposób odpuścić. Nasz "Znachor" przez 6 lat nigdy nie był odpalony :-)

      Usuń
  6. też od razu wiedziałam,że to Znachor. Faktycznie:zgłupieli?jak to nie było Znachora?:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha, dziś znachor jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Wigilię też włączyliśmy. Na Dwójce. Ale to nie to samo. Nie to święto. "Znachor sam w domu" już bardziej. "To właśnie Znachor", ewentualnie. Ale nieee, nie da się tego połączyć, filmy bez dźwięku dzwoneczków nie liczą się na Gwiazdkę.

      Usuń
    2. No chyba że "Pretty Woman" ;-)

      Usuń