niedziela, 15 listopada 2015

Mam i ja!



Życie potrafi zaskoczyć. Truizm. Prawda to najoczywistsza z oczywistych. Ale takie na przykład życie pod jednym dachem z trzylatkiem, to, proszę ja Was, potrafi zaskoczyć wyjątkowo niebanalnie. I wie o tym każdy, kto pod jednym dachem z trzylatkiem żyje.
Rodzice i opiekunowie dzieci starszych też kiedyś wiedzieli, ale pod natłokiem nowych wyzwań, pojawiających się z każdym rokiem, prawdopodobnie już zapomnieli.
Rodzice i opiekunowie dzieci młodszych zapewne już mogą co nieco w tej kwestii sobie wyobrazić, co nie znaczy, że są w stanie na to się przygotować.
Ci, którzy z dziećmi nigdy nie mieli do czynienia, gdyby to czytali (ale nie oszukujmy się, niby po co mieliby to robić?) i tak by nie zrozumieli.

Pierwsza lepsza sytuacja. Na faktach autentycznych, żeby nie było.
Dla bezdzietnych tym bardziej nie do pojęcia, że rzecz się dzieje w mieszkaniu, którego stan czystości na daną chwilę (podkreśla się CHWILĘ) uznać można za bardzo zadowalający, można wręcz powiedzieć: dobry plus. A biorąc pod uwagę, że chodzi o mieszkanie rodziny z dzieckiem energicznym i, że mowa o sobocie, kiedy to dziecko jest w domu, a nie w przedszkolu, to ocena ta znacznie zyskuje na wartości.

A było to tak...
Łazienka. Umywalka. Mydelniczka. Matka.
Wiadomo, ręce myć trzeba, choć podobno jak zbyt często to też niedobrze - skóra się ściera i człowiek umiera. Syn Pierworodny prawdopodobnie mocno wierzy tej zasadzie, a przynajmniej nie wyklucza jej słuszności i na wszelki wypadek nie ryzykuje.
Stoi Matka przy umywalce, patrzy - mydło się kończy. Jeden rzut oka wystarcza, by wysnuć hipotezę, graniczącą z pewnością, że przed Matką, w tym samym miejscu musiał stać wcześniej Syn i również patrzeć na tę samą końcówkę mydła - bo mało prawdopodobne, żeby dobrowolnie zmusił się do mycia rąk. Tyle że z tego patrzenia, nie wiedzieć jak, mydło rozbabrało się na kilka kawałków i w dodatku leży zanurzone w wodzie wlanej do mydelniczki.
Po ogarnięciu mydlanej pożogi i powstrzymaniu się od wyszorowania całej umywalki (bo tego dnia przecież raz już czy dwa to robiła - po ponad 3 latach prób posprzątania najbliższego otoczenia gubi się już rachubę), zabrała się wreszcie Matka za to, po co przyszła, czyli mycie. Hm, dziwne to mydło. Coś z nim nie tak. Chyba w dotyku jakieś inne. I nie mydli się, tylko jakby... klei???
Wygląda normalnie, ale w dotyku zdecydowanie coś nie pasuje... A zapach? Przykłada Matka mydło do nosa. Pachnie jakoś znajomo... Czyżby...? Tak, na pewno.

- Synuuuu, co Mamba robi w łazience?

- Nie wiem!

Oscara to on raczej nie dostanie.


4 komentarze: