wtorek, 22 grudnia 2015

Nasza Pani kochana




Od dawna zabierała się Matka do napisania czegoś o zmianie przedszkola. W myślach się zabierała. I ciągle w tych myślach wychodziły jakieś elaboraty pełne plusów i minusów, porównań starego z nowym, punktów, podpunktów i przypisów, opinii ekspertów i wspomnień z własnego dzieciństwa. Nu-da. A w ogólnym podsumowaniu chodzi przecież tylko o to, że stare przedszkole nie było fajne, a nowe jest. Chodzi o to, że żadne przedszkole nie jest idealne w każdym calu, ale ważniejsi od pięknych ścian, nowych zabawek i gadżetów są zawsze ludzie.
A na ludzi to teraz pięknych trafili...

I tak, we wrześniu, Matka pokochała miłością szczerą, czystą i pełną zaufania nową wychowawczynię Pierworodnego. Pokochała tak, jak tylko może pokochać matka przedszkolankę swojego dziecka. Na tyle, na ile pozwalają na to zdrowy rozsądek, ogólne obyczaje i normy zdrowych kontaktów międzyludzkich. Nie ma sensu pisać za co, bo za całokształt. Za to, że to "coś" poczuła od pierwszego wejrzenia. Za to, że Pierworodny też to poczuł.

No dobra, z tymi normami to tak na granicy, bo najchętniej Matka przysposobiłaby tę kobietę, przyjęła do rodziny jak swoją i uprosiła, aby ich wszystkich wychowała. A to już chyba wymyka się regułom prawa.

Ale, co by nie pisać, nie zrozumiecie jak bardzo ceni Matka pracę, zaangażowanie i pasję Pani Przedszkolanki, jeżeli nie uruchomicie wyobraźni.

Wyobraźcie sobie, że Matka tak ceni pracę, zaangażowanie i pasję Pani Przedszkolanki, że prawie nie słyszy wyimaginowanego dźwięku tłuczonego szkła, symbolizującego emocjonalne rozbicie na kawałki matczynych standardów komunikacji z dzieckiem, nie słyszy młota pneumatycznego, będącego metaforą niszczenia zakorzenionych w umyśle ideałów językowych, nie odczuwa tarana rozbijającego mur tuż przy jej skroni, oznaczającego po prostu werbalne walnięcie obuchem w łeb, ani nawet kredy skrobiącej o tablicę, wywołującej ogólną irytację, czy cichutkiego stukania kości (to Mickiewicz przewraca się w grobie)... Nic z tych rzeczy, kiedy Pani Przedszkolanka mówi do Pierworodnego i reszty jego grupy: "włanczać", "cofnij się do tyłu", "usiądź się" albo "wisionka".

Dla porównania, własnemu mężowi, czy rodzonej matce, na taką stałą swobodę językową w obecności Syna by nie pozwoliła. Za to gdy Pani Przedszkolanka opowiada o tym, jak Pierworodny chętnie "włancza" się do zabawy, Matka ma takie zen, że mało brakuje, aby przysiadła sobie w lotosie. Bo jak on się włancza to Matka jest szczęśliwa, i jak nikt Matce nie wmawia, że jej dziecko jest ciche, spokojne, wycofane i nieśmiałe to Matka sama się wycisza i uspokaja, a jak widzi Pierworodnego, który po przekroczeniu przedszkolnych progów, czuje się jak u siebie i nie trzyma kurczowo jej nogi, tylko, nie oglądając za siebie, biegnie po schodach do sali, wie, że będzie tam bezpieczny.

Z kolei resztę pań z przedszkola Matka tak lubi, że za każdym razem wybacza im, gdy odbierając Syna, widzi go z koszulką wepchniętą głęboko w spodnie i jego luźnymi dresami z obniżanym krokiem podciągniętymi niemal po pachy.

Sami widzicie, że potrafi Matka wyluzować ;-)

13 komentarzy:

  1. Moja siostra miała nauczycielkę w I klasie, mocno starszą już panią, która mówiła taką wiejską gwarą, ale dzieci ją lubiły. Jak moja siostra zaczęła mówić jak pani: włanczać, pudziem, bedziem etc to moja madre trochę zwątpiła. Jak siostra miała w ramach pracy domowej narysować "oślić bobo"madre przeniosła ją do innej klasy. Pani miała jak się okazało też braki w uzębieniu co powodowało niewyraźną wymowę haseł takich jak np: oś liczbową :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olaboga, rozśmieszyło mnie to aż do końca roku:D oślić bobo:))))) pozdrawiam, Iza (jestem superwierną czytelniczką, tylko się ukrywam)

      Usuń
    2. Pozdrawiam Izo :)
      Miło wiedzieć, że czytasz :)

      Usuń
  2. To Ja ci zazdraszczam. Nasza przygoda z przedszkolem znów jest na etapie "ja nie chcę do przedszkola". Mówi że za mną tęskni. Do Pań nic się nie odzywa. Bawi się tylko z dwiema znajomymi wcześniej koleżankami.
    Nie mam jaj aby ją przepisać bo może w każdym innym byłoby to samo. Przy Nas jest pełna energii, rozrabia jak "Rumcajs", a jak tylko przekracza próg przedszkola do "cicha myszka", aż Ją Panie chwalą że taka grzeczna...dla mnie aż za...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie było w naszym starym przedszkolu. Moja rada: porozmawiaj z innymi rodzicami. Jeżeli ktoś jeszcze zauważył takie nietypowe zachowania u swojego dziecka, masz pełne prawo przypuszczać, że problem leży w placówce. Ja nie mogę sobie darować, że bardzo długo sądziłam, że to moje dziecko sobie nie radzi, a nie wpadłam na to, że z tym przedszkolem jest coś nie tak.
      Też wydawało mi się, że przepisanie będzie trudne do zniesienia i stresujące dla Syna, szkoda mi było tych, nielicznych, ale jednak pierwszych przyjaźni, które nawiązał... Tymczasem od pierwszego przekroczenia progu budynku, codziennie widzę szczęśliwe dziecko, skończyły się poranne histerie, a wiele problemów, z którymi borykaliśmy się za czasów starego przedszkola zniknęło jak ręką odjął w ciągu 2 dni spędzonych z nową panią.

      Usuń
    2. mam takie same doświadczenia - placowka nr 1 - wreszczące z rozpaczy i w histerii dziecko. "Usiłuje Tobą manipulować", mówili mi. A w kolejnym przedszkolu już jakoś nie usiłował, ciekawe. Do trzeciego chodzi tak chętnie, że w sobotę i niedzielę popłakuje, że w domu jest ;)

      Usuń
    3. Ja, poczułam się jakbym w łeb obuchem dostała i nagle wszystko zaczęło mi się składać w całość, kiedy pod koniec maja (a dziecko w przedszkolu od 1 września), usłyszałam od wychowawczyni, że może dlatego mojemu Synowi tak ciężko jest się zaaklimatyzować, ponieważ grupa to w większości chłopcy, więc jest bardzo głośna i energiczna, a moje dziecko jest takie CICHE, SPOKOJNE i NIEŚMIAŁE. Nie byłam pewna, czy o tym samym dziecku rozmawiamy. Zrozumiałam, że po tylu miesiącach oni w ogóle nie znają mojego Syna.
      A pierwszym szokiem po spędzeniu jednej godziny w nowym przedszkolu było to, że Pierworodny nazywał nową panią po imieniu (nie umiał jeszcze powiedzieć "pani"). Wychowawczyni ze starego przedszkola miała tak samo na imię i przez cały rok nie udało mi się go namówić, by to imię powtórzył. Druga pani miała na imię tak samo jak ja - też nigdy nie powiedział.
      Nowa grupa to również w większości chłopcy, w dodatku wszyscy rok starsi, Pierworodny radzi sobie doskonale.

      Usuń
    4. ale to co myslisz, ze bylo zle w tamtym przedszkolu?
      my mielismy tak, ze zlobek i przedszkole bylo w tym samym budynku, doslownie dwie sale z maluchami i dwie sale z przedszkolakami, bardzo otwarte, wiec wszystkie dzieci mogly odwiedzac wszystkie sale. I dziecko ktore NIGDY nie plakalo chodzac do zlobka, jak zostalo przeniesione do przedszkola- zaczelo histerie. po pol roku przenieslismy do innego i jest ok.

      Usuń
    5. Prawdę mówiąc mam tej placówce tyle do zarzucenia, że aż mi wstyd, że pozwoliłam na to, by mój syn przez rok tam się męczył. Ale dużo rzeczy dotarło do mnie dopiero po czasie, kiedy młody już tam nie chodził, wiele zrozumiałam mając porównanie z nowym przedszkolem. Na pewno dużym problemem jest personel: młody, niedoświadczony i słabo wykształcony. Inna rzecz, że jest to, jak by nie patrzeć, prywatna firma nastawiona na zysk, co niestety wychodziło w praktyce. Przewijały się tam dziesiątki młodych dziewczyn jako pomoce - praktykantki, stażystki, nie wiadomo kto jeszcze, nie nadążałam. Żadna nie miała przedłużanej umowy (nawet na prośby rodziców), przychodziły nowe, a wraz z nimi kolejne dotacje z urzędu pracy. Te dziewczyny nie znały mojego dziecka, a ono nie znało ich.
      Innym problemem jest atmosfera. Według mnie za dużo dyscypliny, za mało ciepła.
      W nowym przedszkolu po dwóch dniach chyba wszyscy pracownicy (łącznie z paniami z innych grup, z kuchni itd.) znały imię mojego syna. W starym po jakichś 8 miesiącach zdarzyło się, że przyprowadzono mi nie moje dziecko, "bo tacy podobni i im się mylą".
      Jest tego dużo.
      Pierworodny długo nie mówił, więc nasze rozmowy z nim o przedszkolu polegały na jego odpowiadaniu tak/nie na nasze pytania. W ostatnim tygodniu chodzenia tam powiedział mi dopiero, że chodzą do drugiej sali (tej, której nie widać na monitoringu) oglądać bajki. Kiedy ja myślałam, że jest na spacerze, on oglądał pełnometrażowe kreskówki: Auta, Gdzie jest Nemo i nie wiadomo ile jeszcze. Ale szlag mnie trafił, jak okazało się, że oglądali też "Minionki", których ja do teraz nie pozwalam mu oglądać. Nie sądzę żeby była to bajka odpowiednia dla jego wieku teraz, a co dopiero dla dzieci 2,5-letnich.
      Moja lista zarzutów jest dość długa. Wolimy zapomnieć tamten etap. Na szczęście Pierworodny niewiele pamięta sprzed roku, powtarza tylko że nowe przedszkole jest fajniejsze, a ze starego wspomina tylko kolegów.

      Tak naprawdę to nowe przedszkole też nie jest idealne. Ale wygrywa we wszystkich ważnych kwestiach. A postać pani wychowawczyni wynagradza w zupełności to, co ewentualnie mogłabym zarzucić.

      Usuń
  3. to wielka miłość musi być! czuję to, bo i włanczanie i siadanie się są dla mnie jak płachta na byka :)
    gdy ktoś synowi memu załatwi outficik w opisany przez Ciebie sposób, przed moimi oczami momentalnie staje mój dziadek ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybór przedszkola to naprawdę loteria. Aż strach się bać, co to będzie za rok gdy będę musiała oddać tam Anulę :(

    OdpowiedzUsuń