czwartek, 31 stycznia 2013

Przyj!

Właśnie zorientowałam się, że nie mam ochoty słuchać ani czytać o cudzych porodach. Nie i już. Aktualnie nawet niespecjalnie jestem zainteresowana własnym. Był, przeżyłam. Najważniejsze, że jest Pierworodny. I tyle. Będąc w ciąży, chociaż sporo czytałam na temat tego, co dzieje się w moim brzuchu i fascynowało mnie jakiż to sprytny mikrokosmos umościł w nim sobie Pierworodny, to jakoś omijałam temat porodu. Dobrze było orientować się tak w ogóle, ale już w szczególe to niekoniecznie. A najbardziej wnerwiające pytanie, którego częstotliwość zadawania rosła wprost proporcjonalnie do wielkości brzucha brzmiało: "A nie boisz się porodu???". Zwykle odpowiadałam po prostu: "Nie, staram się o tym nie myśleć". I wtedy się zaczynało: "Naaaaapraaaawdę? Bo ja..." - i tu następował opis strachu, bólu i traumatycznych przeżyć. Mi z kolei włączał się na ten czas mechanizm obronny i słowa mojej rozmówczyni (bo, umówmy się, obcy faceci to raczej nie są zainteresowani Twoim porodem, a o przeżytych porodach własnych partnerek to może opowiedzą sobie raz, w męskim gronie i to zapewne nie na trzeźwo) odbijały się ode mnie jak od ściany, jakby powstawał między nami na ten czas szklany mur. Ona sobie: "bla, bla, bla, skurcze, bla, bla, nacięcie, bla, bla, rozwarcie, bla, bla" a ja w tym czasie o niebieskich migdałach, o tym, że znów tak śmiesznie kopie, że łóżeczko z Allegro coś długo idzie i że zjadłabym cokolwiek, byle ze szpinakiem. A najdziwniejsze pytanie? Gdy byłam jeszcze w pierwszym trymestrze i znajoma, ni z tego z z owego, zapytała mnie czy będę życzyła sobie przed porodem lewatywę. Do teraz nie potrafię znaleźć dobrej riposty.
I dziś, gdy Syn Pierworodny kończy 10 miesięcy, wchodzę na przypadkową stronę dla mam i pierwsze co widzę to nagłówek z jakiegoś bloga: "Opis mojego porodu" i zanim zdążyłam przewinąć dalej mój wzrok już przeczytał pierwsze zdanie, czyli coś w stylu "tego i tego dnia, o tej i o tej godzinie odpadł mi czop śluzowy".
I właśnie w tym momencie zorientowałam się, że guzik mnie obchodzi jak wyglądają cudze porody. Nie rozumiem, co daje kobiecie opisanie wszystkiego ze szczegółami na blogu, całej tej fizjologii, która bądź co bądź przyjemnego wrażenia nie robi. Owszem, opis przeżyć, tego co się czuło i emocji które panowały wokół jest wart zapamiętania. Ale czy naprawdę za jakiś czas którakolwiek z nas chciałaby powiedzieć "Przeżyjmy to jeszcze raz!" i sięgnąć po zapiski, gdzie co do minuty opisała co działo się z jej ciałem, gdy wydawała na świat człowieka? (A te, które rodziły wiedzą, że dzieją się rzeczy, które największym twardzielom mogą zmrozić krew w żyłach) i może jeszcze w przyszłości przeczytać to owemu człowiekowi?
- Wiesz Kubusiu, Maciusiu, Helenko 18 stycznia o godzinie 15:30 Mamusi odpadł czop śluzowy
- Mamusiu a co to jest czop śluzowy?
Nie! Z całą pewnością nie chcę podczas mojej jedynej chwili relaksu w ciągu dnia, przy kawie i miętowym batoniku czytać o czyimkolwiek czopie śluzowym!

1 komentarz:

  1. Hm, wiesz co, ja też nie czaję o co chodzi w straszeniu porodami. Ale jak mówiłam znajomej ciężarówce "ej, to nie takie straszne!" to była ewidentnie wdzięczne :) Także tego - bez szczegółów, bez straszenia, takie rzeczy to wydaje mi się co poniektórym się przydają :)

    OdpowiedzUsuń