niedziela, 12 stycznia 2014

Natury nie oszukasz. Wredne wrednym pozostanie

- Wiesz co, ja to zamiast tego komplementu to chciałbym od Ciebie jeden miły dzień - rzucił Matce w rozmowie Ojciec Pierworodnego, co w kontekście ich wcześniejszej wymiany zdań miało oznaczać "dzień bez złośliwości Matki".
- Ale takiego kuponu nie było!
- I dlatego właśnie mówię, że chciałbym to zamiast komplementu.
- No nie wiem, nie wiem. To by trzeba sprawdzić w regulaminie. Czy to się w ogóle tak da? Nie wydaje mi się. Nie wiem, nie wiem, naprawdę nie wiem... To raczej niezgodne z zasadami. Nie, to chyba niemożliwe.


Następnego dnia rano esemesowo wymieniają wyznania miłosne. Tak na dobry dzień. Czasem jeszcze im się zdarza.
Matka przez chwilę się zacięła. Usunęła co napisała. Poprawiła. "Miałam coś lekko złośliwego napisać, ale sobie przypomniałam, że dziś mam być miła. Cholera, trudne to."
"I tak wyszło złośliwie" - odpisał Ojciec.
"Bo to naprawdę trudne. Ale się staram."

I tak się Matka starała cały dzień. Co jakiś czas gryząc się w język. Z różnym skutkiem. Ale bilans wciąż wychodził na dużym plusie i, mimo wszystko, osobiście dzień uznawała za miły.

Ojciec po pracy wrócił z butelką wina i opakowaniem Raffaello dla Matki. Tak z miłości. Słusznie. Przecież kwiatków Matka nie pija. A do nadrobienia ma 30 miesięcy. (Znów złośliwie wyszło? Naprawdę nie miało. Matce to się tak samo robi, nawet jak chce dobrze to jej ironia, złośliwości i takie drobne igiełki się sypią).

Wieczorem... Syn poszedł spać, Matka z Ojcem mieli wolny wieczór... sam na sam, wino, damsko-męskie rozmowy, coraz gorętsza atmosfera, szyby w oknach zaczęły parować... czyli wieczór z żelazkiem i deską do prasowania. Wiadomo jakie podejście do prasowania ma Matka, ale czasem trzeba... I to właśnie było to czasem (odkładane od dobrych kilku tygodni).
Dżendery - srendery, równouprawnienie i feminizm. Phi!
Chwila doskonała. STOPKLATKA. Twój ukochany Syn snem spokojnym i niczym niezmąconym śpi za ścianą w swoim łóżeczku, Twój ukochany Mężczyzna stoi z gołą klatą nad deską do prasowania i z uśmiechem prasuje Twoją bluzkę, Ty zajęta otwieraniem butelki wina. DO-SKO-NA-ŁA.
Scena dalej się toczy. Ojciec pochwalił zapach wina. Matka patrząc na niego uśmiechnęła się. Nic nie powiedziała.
- Ty naprawdę nie możesz bez złośliwości?!
- No przecież nic nie mówię!
- Ale chciałaś.
- Nie chciałam.
- Przecież widzę, że coś złośliwego myślisz.
- Ale nic nie powiedziałam.
- Widzisz, nie musisz, a i tak wychodzi, że jesteś złośliwa.

Po chwili zastanowienia.
- Jeeeejku, jak Ty byś miała być miła tak codziennie, przez cały czas... ale byś miała ciężko.
- Od rana Ci to mówię.

- Widziały gały co brały. Z zołzą się żeniłeś to teraz masz!

Koniec końców, koło 23:00 Ojciec uznał, że Matka nie wywiązała się z zadania. Następnego dnia też ma być miła. W takim razie tę ostatnią godzinę już sobie Matka odpuściła. Rano zacznie od nowa.

Do 15:00 szło świetnie.
Przede wszystkim dlatego, że się nie widzieli i nie mieli też okazji rozmawiać. Potem Ojciec wrócił z pracy i nie minęło pół godziny jak Matka znów nieświadomie coś chlapnęła. Za chwilę znowu.
Ojciec po raz kolejny zarządził, że będzie musiała starać się przez cały następny dzień.
- Nieee nooo... to się tak nieee da. - Zaczęła migać się Matka. - Jak tak dalej pójdzie to będę musiała być miła codziennie.
- Nooo - Po krótkim zastanowieniu zgodził się Ojciec z tym tokiem myślenia.
- Natury nie oszukasz!
- Racja, natury nie oszukasz. Mogłem się tego spodziewać jak się do WWF zapisywałaś. - Pełen rezygnacji tym razem to Ojciec dokuczył Matce.
- Ale ja to tak z miłości mam - tłumaczyła się nieco pokrętnie.
- Z miłości? - zapytał z powątpiewaniem.
- Oczywiście, przecież jak mi na kimś nie zależy albo kogoś nie lubię to sobie tak nie pozwalam.
- Więc może jeszcze mam się cieszyć?
- Jakby na to nie patrzeć to tak.
Zaburczało Matce w brzuchu.
- O! słyszysz? W brzuchu mi aż jeździ. Organizm się buntuje.

Ustalono, że Matka nie musi już być miła trzeci dzień. Nie wiadomo jak zgubny wpływ mogłoby to mieć na jej zdrowie.

10 komentarzy:

  1. Hahaha! Mam to samo! Wredna potrafię być jedynie dla tych, którzy sa mi najbliżsi! Dziiiiwne...

    OdpowiedzUsuń
  2. hahah biedny :)) ale nie można być do przesady miłą bo się rozbestwi:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ekstra tekst. Ubawilam sie:) ja tez uwielbiam widok mojego faceta nad deska do prasowania;) fajna musi być z was para:) pozdrowianka dla mezusia:)
    Papola

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale powiedz... tak na początku, począteczku, kiedy poczułaś, że Ci na nim zależy, to pazurki trochę się schowały, czy nie? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastrzeliłaś mnie tym pytaniem. Musiałabym chyba spytać u źródła. Bo jak tak sama się zastanawiam to wydaje mi się, że nie. Że od początku żadnego udawania. Tylko może On, wpatrzony we mnie, miał zmysły przytępione, czujność przytłumioną i nie miał się na baczności, nie widział co się święci na dłuższą metę ;-)

      Usuń
  5. Ja jestem mistrzynią dosrawania najbliższym...Ale tylko dlatego, że mi na to ..pozwalają...np. taki małż...nie ma lepszego celu...ale on nie pozostaje mi dłużny...z drugiej strony nie wyobrażam sobie takiego "lelum-polelum"..to nie na mój temperament :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Pisałam wczoraj do Ciebie na maila. W sumie już nieaktualne ;-) Ale miałabym jeszcze inną sprawę :-)

      Usuń
  6. Oj, to sobie los zgotował z Tobą u boku. Nudno nie będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 9 lat wytrzymał to już chyba dalej jakoś pójdzie. Siłą rozpędu ;-)

      Usuń