wtorek, 2 września 2014

Przedszkole. Dzień Pierwszy

Śniadanie z przejęcia nie ruszone. Plecaczek spakowany. Nowe kapcie w środku. Jazda tramwajem. Szafka z imieniem, nazwiskiem i traktorkiem. Traktorek jest najważniejszy. Bo taki sam traktorek jest też na półce z kubeczkiem, szczoteczką do zębów i ręczniczkiem.

Dzień po rodzinnym pikniku otwierającym nowy rok w przedszkolu, Pierworodny był nieco zaskoczony, że gdy przyszedł, nie czekał na niego klaun robiący balonowe zwierzątka, że nie ma dmuchanych zamków, dzieci z pomalowanymi buźkami, grilla, ciasta, muzyki, pani śpiewającej, że nie może już robić z piany baniek większych od siebie samego...
Jednak nie zmieniło to jego ekscytacji i żwawo powędrował do szatni.

- To o której mam po niego przyjść? - zapytała Matka w holu przedszkola, kiedy Syn, zupełnie nie oglądając się za siebie, złapał jakąś panią za rękę i powędrował do sali "Maleństw". Do jego prawego ramienia tulił się Ukochany Piesek, w rączce, by poczuć się jeszcze pewniej, trzymał Syn swoją książeczkę o żabce. Bardzo do serca wziął sobie Pierworodny radę, aby pożegnania były możliwie jak najkrótsze - dba o adaptację Matki do przedszkola. Nie zareagował nawet na wypowiedziane pro forma "Pa-pa, Synku!".
- Skoro to pierwszy dzień, proszę być za półtorej - dwie godziny - odpowiedziała bardzo miła pani dyrektor.

I została Matka taka samiuteńka w tym obcym przedszkolnym holu...

Nie pozostało nic innego, jak wyjść z budynku i czymś się zająć. Na tę okoliczność opracowała plan już wcześniej. Nieopodal przedszkola znajduje się hipermarket. Wydawało się więc, że wielki sklep z mydłem i powidłem będzie idealnym miejscem, by czas płynął możliwie jak najszybciej, by jak najmniej myśleć, wymyślać, obmyślać i panikować. Tak, wydawało się...

Ruszyła Matka dziarsko w stronę marketu.
- Jejku, przecież mam tylko półtorej godziny. Samochodem jakoś ta droga taka krótka się wydawała, chwila-moment dosłownie. Idę i idę, cholera. A to nawet nie połowa drogi. Ciekawe jak tam Młody, tyle czasu już minęło, może tęskni... Ile jeszcze do tego Reala? Jak dojdę to już trzeba będzie wracać. A jak on tam płacze? Nie, na pewno nie. Ciekawe czy już się zorientował, że mnie z nim nie ma. Zapewne tak, przecież tyle czasu minęło. Może już trzeba by zawrócić? Lepiej się nie spóźnić. Która to godzina? O rzesz fak! To dopiero 6 minut... Yyy, to może ja lepiej pójdę do tego sklepu. Ręce czymś zajmę, oczy, myśli. Dobrze, że w domu nie siedzę. Na bank bym teraz sprawdzała, czy ten monitoring na stronie przedszkola działa. Właśnie, monitoring. Ciekawe czy to w ogóle by działało na smartphonie? Nie! Miałam nie świrować. Żadnego sprawdzania na telefonie. A'propos telefonu, dzwoni tu coś. O kurde, o kurde, mail z przedszkola!!! Coś jest nie tak? Dlaczego już piszą? Dlaczego nie zadzwonili? Aaa spoko, to tylko jakiś automatyczny mail z systemu. Co? Że pod tym linkiem działa monitoring? To może tak tylko zerknę jak to wygląda, skoro już napisali. Na momencik tylko... Działa! Ale fajnie. Jest Pierworodny! Bawi się. Nic mu nie jest. To zaraz wejdę do tego marketu, a teraz tylko tu, przed wejściem, chwilę na ławce posiedzę i popatrzę. Bawi się. Bawi się. Bawi się. O, bar otworzyli. Kawę poproszę. Bawi się. Słucham? Czarną. Bawi się. Słucham? Sypaną. Dziękuję. Bawi się. Bawi się. Kawa się skończyła? Już? Bawi się. Kurcze, za 15 minut trzeba będzie się zbierać, nie ma już sensu iść na zakupy. To posiedzę i popatrzę...

I tak minęła godzina i czterdzieści pięć minut. Pierworodny zachwycony. Mała awantura, bo owszem, on chętnie wyszedł z sali, ale tylko po to, by pokazać Matce, jakim fajnym samochodem się bawi, a nie żeby już wracać do domu. Jego wychowawczyni orzekła, że wszystko było w porządku - Matka nie dała po sobie poznać, że wie. Chodzenie w kapciach bardzo przypadło mu do gustu, więc sugeruje, że w domu też by chciał. Bo Matka wyrodna dziecku nigdy wcześniej kapci nie kupiła. Ku przerażeniu matki własnej. Na drugie śniadanie było jabłko. Soczku nie dali (a obiecywali). Tak, przyjdzie jutro znowu.

Fajne to przedszkole. I jakie bezpieczne. Fakt, wychodził wkurzony, że to już koniec, ale cały i zdrowy. Za to już znowu zadowolony, pod domem, gwizdnął się na chodniku i poharatał obie dłonie. I tak bolały go te ręce, że na własnych nogach iść nie mógł. A przestały boleć dopiero, gdy dostał od Babci nowe naklejki.

- Synku, a co było fajnego w przedszkolu? - Cóż, odpowiedź była do przewidzenia.

A jutro Matka musi przeżyć to samo. Tylko dłużej.

14 komentarzy:

  1. Mój niespełna 3-latek wczoraj też miał swój debiut. Ale ja z tych wyrodnych, od razu na głęboką wodę i spędził w przedszkolu całe 6 godzin ;) Wychodzić nie chciał, twierdząc, że się bawi i nie chce do domu. Musiałam go przekupić, bo wizyty u fryzjera nie dało się przełożyć na inną godzinę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat do przedszkola mój Syn chodził z uśmiechem na ustach..ale to po żłobkowej traumie...i jedynie odporność po żłobku miał "najlepszą" bo jako ostatni złapał przeziębienie pod koniec miesiąca...

    Teraz już jest w czwartej i potrafi mnie tylko wkurw...ić bo on w deszczu idzie bez czapki, chojrak się znalazł, ehhh

    OdpowiedzUsuń
  3. EEE to już wiem, dlaczego widzę TEN wyraz twarzy na moich rozmówcach jak mówię, że córka od razu na 8 godzin do żłoba poszła. :) Ale z nas rodzice. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to coś złego? :) Młodszy żłobek co prawda zaczynał od kilku h dziennie (ale inne dzieci przychodziły od razu na 8-9), ale starszy do przedszkola od razu na cały dzień. I to raczej była norma niż wyjątek.

      Usuń
    2. No, że właśnie na początek na kilka godzin, żeby się przyzwyczaiła. Ale czego nie napisałam, a powinnam - kontakt telefoniczny z babeczkami był i w każdej chwili mogłam córcię odebrać.

      Usuń
  4. Dziewczyny, to akurat nie moje niewyluzowanie, tylko zasady ustalone przez przedszkole. Adaptacja u nas polega właśnie na wydłużaniu codziennie o godzinę czy półtorej czasu spędzonego w placówce. I to pani przedszkolanka ma mi dać sygnał, kiedy dziecko jest gotowe by zostać aż do leżakowania. To najtrudniejszy dla dzieciaków moment, bo nie mając w tym wieku poczucia czasu kojarzą sen z nocą i boją się, że w przedszkolu już zostaną. Dawkując te wszystkie emocje mamy wyrobić poczucie bezpieczeństwa. Pierworodny chodzi na krótko, ale za to nie miał popularnych w przedszkolach dni z rodzicami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, czy taki system będzie lepszy niż od razu całodzienne zostawianie.
      A co z dziećmi, których rodzice nie mogą sobie pozwolić na kilka dni rozruchu? No wiesz, praca i takie tam.

      Usuń
    2. Według mnie ten system jest dobry. Jakie przyniesie efekty to się dopiero okaże. Nie wiem jak jest z innymi rodzicami. W grupie Pierworodnego większość dzieci adaptację przeszła w sierpniu lub są, jak to ładnie pani dyrektor określiła, absolwentami żłobka. "Nowych" jest garstka, a
      ja nawet nikogo z tych dzieci w szatni nie spotkałam. Grunt, że jeszcze nie widziałam żadnego płaczącego dziecka z grupy "Maleństw".

      Usuń
  5. Ciekawe, dla kogo to pierwsze pójście do przedszkola to większa trauma :D Mój synio kończy 2 latka dopiero w październiku i przedszkole planujemy za rok, a już mam stresa. Jestem zdecydowanie za opcją stopniowego przyzwyczajania. I mam, Matko, do Ciebie pytanie: czy Pierworodny już całkowicie odpieluchowany? Bo podobno to warunek przyjęcia dziecka do przedszkola, przynajmniej tu u nas./Nuerha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest całkowicie NIEodpieluchowany. Każde przedszkole ma swoje warunki i zasady. Rzadko jest to decydującym kryterium przy przyjmowaniu do przedszkola, choć pewnie w obleganych przedszkolach państwowych częściej.

      Usuń
  6. dziecko wzorowo
    matka - lizak w nagrodę pocieszenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty nie bądź taka ekspertka! ;-)
      Choć i Tobie należy się lizak za to cofanie pod górkę ;-)

      Usuń
  7. Ah to tak to będzie wyglądało... :O
    Ja to w ogóle w panice jestem. Synek ma trzy latka i boi się obcych...dzieci też.

    OdpowiedzUsuń