Właśnie spłynęła na Matkę prawda objawiona. Trafiła w nią jak grom z jasnego nieba. Matka olśnienia dostała niczym Newton po uderzeniu w łeb jabłkiem. Eureka! Poznała odpowiedź na tak nurtujące ją od miesięcy pytanie.
Co zrobić, by być wyluzowaną matką?
Ale po kolei.
Dzień, zwykły dzień, upływał jak zwykle. Taki normalny poniedziałek toczący się swoim normalnym rytmem. Matka akurat w domu a nie w pracy. Wiesza pranie, które zdążyła, ku własnej uciesze, nastawić jeszcze przed śniadaniem. Tak, to straszne, że takie czynności od czasu do czasu Matkę satysfakcjonują. Ją też to przeraża. Ale satysfakcja wynikała z tego, że po 3 dniach prania, rozwieszania, suszenia i składania na zmianę, doprowadziła wszystko do stanu, kiedy kosz na brudy, fakt, że nadal pełny, ale można swobodnie zamknąć.
Wieszała więc Matka to pranie, które udało jej się szybko nastawić - szybko, bo Syn nie był zbytnio pomocny. Wieszała powoli - bo Syn stał się na powrót uczynny. W pewnym momencie rzucił na podłogę mokrą piżamkę z Bobem Budowniczym, którą miał właśnie podać do rozwieszenia a w zamian gwizdnął koszyk z klamerkami.
- Jak rozrzucisz, będziesz musiał pozbierać.
- Nie.
Odwrócił koszyk do góry dnem i wysypał wszystkie na raz.
- Podaj mi dwie klamerki.
- Nie.
Spinacze zaczęły latać po całym pokoju.
- Pozbieraj to wszystko.
- Nie.
Klamerki latały już dosłownie wszędzie i lądowały w najmniej dostępnych zakamarkach pokoju.
- Pozbieraj klamerki.
- Nie.
Matka dalej swoje. Syn swoje. Atmosfera się zagęszcza. Matce to lata, wie, że w końcu Pierworodny i tak posprząta.
- Ty bawiłeś się nimi i dlatego Ty musisz je pozbierać.
- Nie.
I tak w kółko. Matka niewzruszona. Spokojna, głosu nie podnosi. Pierworodny kombinuje jak się da. Sam potyka się o klamerki rozrzucone wśród zabawek, ale żadnej nie podniesie. Nagle ma mnóstwo spraw do załatwienia, nie ma czasu na sprzątanie klamerek. I jeszcze przypomina mu się, że ma przecież "straszne auka", które gdy pojawiło się pół godziny wcześniej było tylko "małym auka", wymagającym małego podmuchania, ale teraz powiększyło się do wielkiej rany ciętej, szarpanej, kto wie czy nie zakażonej czymś przestraszliwym, co może wywołać potworne komplikacje, a ten paluszek ze "strasznym auka" to ani chybi, zaraz odpadnie.
I jak tu myśleć o czymś tak prozaicznym, jak zbieranie klamerek do koszyka? No jak?
A Matka dalej niewzruszona.
W międzyczasie dzwoni Ojciec.
- Każ mu pozbierać klamerki.
- Dawaj go. Synek pozbieraj klamerki.
- Nie.
- Ty bawiłeś się klamerkami i dlatego teraz Ty musisz je pozbierać.
- Nie.
itd. Słuchawka wraca do Matki.
- Tak że tego... widzisz jaką mamy tu atmosferkę.
- Widzę, widzę. Dobra, wyluzuj!, Matka...
- Ale ja jestem wyluzowana. TO ON MNIE WKURZA.
I w tym momencie spłynęła na Matkę ta niepodważalna prawda. Matka już wie. Nie ma wątpliwości.
Co zrobić, by być wyluzowaną matką?
I rodzicem w ogóle.
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
?
Mieć dzieci tylko w wyobraźni.
Ło Matko! Nie mogłaś mnie o tym uprzedzic dwa lata temu? :))
OdpowiedzUsuńDwa lata temu to ja miałam baby bluesa i noworodka do ogarnięcia. Dokonywałam odkryć mniej ważnych dla ludzkości, ale porażających mnie samą. Np. że dziecko może zużyć nawet 17 pampersów na dobę.
UsuńTo by było za łatwe. No i życie jakieś takie nudne, spokojne i ciche :D
OdpowiedzUsuńA takie nudne spokojne i ciche życie to złe jakieś? Piętnaście miesięcy temu było tak cicho... Błogo... Ale fakt, wyzwań żadnych.
OdpowiedzUsuńOstatnio moja znajoma,mama od kilku miesięcy sypnęła mi poradą: jeśli twój facet zechce mieć dziecko, kup mu piwo, może zapomni. ;)
OdpowiedzUsuńNo wiesz! Uwierzyłam, że znalazłaś jakiś tajny sposób! A dziś wyluzowanie by mi się bardzo przydało. Robiłyśmy pierogi... Matko, już dawno się tak nie darłam...
OdpowiedzUsuńWelcome to my world ;-)
Usuńamen:)
OdpowiedzUsuńWieszanie prania u nas wygląda identycznie, tyle że mój syn zbiera porozrzucane rzeczy bez protestów (na razie) :D. Nadrabia za to w innych sprawach. Ja niestety choleryczka, staram się hamować, ale zdarza mi się wydrzeć na całe mieszkanie (ale i tak nieźle mi idzie, nie sądziłam, że mam w sobie takie pokłady cierpliwości). I pomyśleć, że miałam zamiar być cierpliwą, zawsze wyrozumiałą mamusią, która przemawia do dziecka głosem delikatnym niczym muzyka skrzypcowa! Hehehehe.
OdpowiedzUsuńNo właśnie: hehehe ;-)
UsuńMożna jeszcze inaczej :)
OdpowiedzUsuńDać do ręki 2-latkowi pudełko z maks 3 klamerkami, resztę kitrując poza zasięgiem małych rączek pracujących z wydajnością kombajnu rozrzucającego nawóz. Po podniesieniu każdej z trzech klamerek dziecko dostaje całusa od zadowolonej, podstępnej i wyluzowanej matki. A pranie powiewa przyszpilone klamerkami.
Całe pudełko klamerek dla dwulatka? Tak, u babci :)) babcie mają to do siebie, że kompletnie im nie przeszkadza, że mają same zbierać po podłodze w kuchni. Co więcej - z moich obserwacji wynika, że wnukowi nie wadzi zbieranie klamerek z babcią. Ta sama propozycja "pozbierajmy razem" rzucona przez matkę budzi opór :)
Skomplikowana procedura. Musiałabym zawsze mieć przygotowane pudełko z 3 klamerkami na wypadek, gdyby akurat tego dnia Syn chciał sobie nimi porzucać. No i gdybym miała trzymać klamerki poza zasięgiem Pierworodnego to musiałabym trzymać je wysoko na szafie - a to średnio ułatwia sprawę rozwieszania prania.
UsuńJuż lepiej jak raz na jakiś czas przećwiczy Matkę w konsekwencji - zresztą i tego nie można być pewnym czy akurat przy praniu będzie miało miejsce. Nie znasz dnia ani godziny. Grunt to bunt
;-)
A posprzątał chociaż, tak z ciekawości zapytam?
UsuńPewnie się zdziwisz, ale ja miałam przygotowane pudełko z trzema klamerkami :) i ono było M., a to z większą liczbą - mamy.
A co mamy, to poza zasięgiem, choćby stało na stole - no, sama nie wiem jak to się stało, ale syn nigdy nie tknął mojego telefonu, laptopa (aż sama pozwoliłam niedawno). Ojca gadżety - nie ma problemu, były "rusz", a matki - "nierusz".
Chyba trafiły się nam zupełnie różne rodzaje chłopczyków (mimo wspólnego mianownika "bunt")
Oczywiście, że posprzątał :-)
UsuńŁee Matko liczyłam na jakąś złotą receptę, którą wyryłabym sobie na piersi a tu takie cuś!
OdpowiedzUsuńGdy mnie szlak trafia to wyobrażam sobie a raczej uświadamiam, że ja też taka byłam!! taka karma co zrobisz:D
A ja podobno taka nie byłam. Dlatego Syn nadrabia w pewnych kwestiach za siebie i za Matkę. U mnie taka karma ;-)
UsuńHahaha widzę, że nie tylko mój kosz na pranie czasem cierpi na niedomykalność :)
OdpowiedzUsuńMy dzisiaj wieszaliśmy pranie i na szczęście jeden z moich potomków biegał z mokrym praniem krzycząc "łaaaaaa", a drugi dzielnie przypinał "żabkami" wieszane przeze mnie ubrania.
Sądzę, że wyluzowanym rodzicem można stać się dopiero na emeryturze. Kiedy nie trzeba już starać się być wyluzowaną matką czy ojcem, a czas zacząć walczyć o luz jako babcia lub dziadek.
Pozdrowienia serdeczne!!
mamaniezwyboru.blogspot.com
Czyli lepiej późno niż wcześnie ;-)
UsuńMy też dziś zrobiliśmy pranie. Ja wieszałam, młody to, czego jeszcze nie zdążyłam rozwiesić, wywalił z miski na podłogę, do miski wysypał klamerki, a potem założył ją sobie na głowę. Ja mu pukałam w tę miskę i uśmialiśmy się oboje :-) I moją uwagę o nierozrzucaniu prania nawet wziął sobie do serca i część ciuchów pozbierał z powrotem. Znaczy, nauczą się jeszcze te nasze dzieciaki, matki, wyluzujcie :-)!
OdpowiedzUsuńa ja mam klamry zawieszone na sznurku na zwenątrz (tam susze) i nikt poniżej 1.5m nie sięgnie ;P innych "drobnych " sprzętów domowego użytku niżej nie trzymam ;)
OdpowiedzUsuń