środa, 9 grudnia 2015

Dlaczego?




Nieoczekiwanie i jakoś tak z dnia na dzień Syn Pierworodny wszedł w okres rozwoju, który można by zatytułować: "Miliard w rozumie", "Wielka gra" albo "100 pytań do...".
Do tej pory zadawał pytania i dziwił się światu z dość umiarkowaną częstotliwością i natężeniem. Bywały pytania niełatwe, choćby o to, jak pan doktor wyjął go z brzuszka albo dlaczego nie ma już czekolady w domu skoro wczoraj, gdy wieczorem szedł spać, jeszcze była. Jednak z większością z nich Matka jakoś sobie radziła.

Przede wszystkim były pytania o to "kiedy" i "jak".

Aż tu nagle Syn odkrył moc jednego konkretnego zaimka przysłówkowego i od tej pory życie Matki nie jest już takie, jak przedtem.

Padło znamienne "DLACZEGO?".

Najpierw jedno, niewinne.
Odpowiedź Matki - spokojna, zaangażowana, wyczerpująca.
Kolejne "dlaczego".
Odpowiedź.
"Dlaczego?". Odpowiedź. "Dlaczego?". Odpowiedź. "Dlaczego?". Odp...

Pierworodny strzela "dlaczego" seriami niczym z karabinu maszynowego. Gdy trafia w Matkę, od razu do głowy przychodzi jej już tylko jedna myśl: "Dobijcie mnie!".

Tak, kiedyś też uważała, że dzieciom trzeba na pytania zawsze odpowiadać, że budzi to w nich ciekawość świata, rozwija je, daje poczucie bezpieczeństwa i wzmacnia więź z rodzicem. Też kiedyś uważała, że kluczowa jest cierpliwość i dobre chęci rodzica. Też kiedyś uważała, że to dobrze, gdy dziecko pyta. Tyle że wtedy dzieci to chyba tylko z filmów znała. Też kiedyś myślała, że będzie matką, która zawsze stara się udzielić odpowiedzi, która nie będzie dziecka zbywać i nie będzie odpowiadać "Bo tak.".

Teraz wie, że się nie da. Wie, że to ona nie da rady. Teraz wie, że zostało tylko udawanie.
Więc udaje. Że daje radę. Udaje, że jest cierpliwa, spokojna i ma dobre chęci. Prawda jest taka, że cierpliwość ulatuje z niej, gdzieś w okolicach szóstego "dlaczego", spokój przy ósmym, a o dobrych chęciach nie pamięta już od czwartego.

Nie zna jeszcze Matka rekordu Pierworodnego, i nie wie, ile razy jest w stanie powtórzyć swoje "dlaczego", ale zapewne kiedyś, by znieść ten czas, policzy. Tak jak wtedy, gdy był noworodkiem i liczyła, aby czymś się zając, przetrwać i nie zwariować, ile dziecko jest w stanie zużyć pieluch w ciągu doby (17), wie też kiedy zużył setną pieluchę w życiu (w 11. dobie), albo, gdy zaczynał mówić i na wszystko odpowiadał "NIE", policzyła, ile razy powtarza to "nie" w ciągu takiego zwykłego dnia (276), albo, gdy miał nieco ponad rok, podczas sprzątania zabawek policzyła, ile już tego stuffu zdążył naciułać. Jak Matka siebie zna, tak pewnie te jego "dlaczego" też kiedyś zliczy.

A teraz uwaga! Matka ma teorię!

Wprawdzie na razie nie wie dokładnie, ile razy dziennie powtarza Syn pytanie "dlaczego"(wiadomo tylko, że jak na możliwości Matki zdecydowanie za dużo), jednak zauważyła pewną prawidłowość. Otóż istnieje jakaś określona liczba pytań "dlaczego", które można zadać ciągiem, a raczej pytań, które można wysłuchać, jakaś maksymalna liczba, której nie idzie przeskoczyć. A każda seria takich pytań, chcąc nie chcąc, musi skończyć się w podobny sposób, choćby się człowiek nie wiadomo jak starał, choćby brnął w to odpowiadanie z nastawieniem heroicznym i przekonaniem, że wytrzyma, że nie polegnie, że się nie złamie. No nie da się. Kiedy pada jedno pytanie to luz. Kiedy po odpowiedzi pada pytanie do tej odpowiedzi, też jeszcze luz. Czasem na tym koniec. Ale kilka razy dziennie Pierworodny się zapętla. Po każdej wysłuchanej odpowiedzi znów pyta: "Dlaczego?". I jeżeli nie uda się odwrócić czymś jego uwagi (na szczęście często się udaje), wtedy biada Matce. Bo z Matki cienias - wymięka, gdy wyniki robią się dwucyfrowe, kiedy mniej więcej po dwunastym "dlaczego?"jej mózg paruje, naleśniki przywierają do patelni, telefon dzwoni, a Pierworodny pyta na przykład o to dlaczego wieczór jest po popołudniu, a nie rano, dlaczego galaretki są na deser, a nie na obiad, dlaczego truskawki są czerwone. A Matka już wie, że cokolwiek odpowie teraz, za chwilę dobrną do tego jednego momentu, kiedy będzie musiała powiedzieć to-jedno-zdanie.

Zasada podobna, jak ze składaniem kartki na pół.
Każdą kartkę, niezależnie od jej wielkości czy gramatury papieru, można złożyć na pół tylko 7 razy. Może to mit, może to prawda, nieważne. Każdy w życiu choć raz, gdy o tym usłyszał, próbował udowodnić, że tak nie jest i ze zdziwieniem stwierdzał, że "O ja pitolę, rzeczywiście siedem!".

Z pytaniami Pierworodnego jest jak z tą kartką. Teoretycznie można na nie odpowiadać bez końca. W praktyce okazuje się, że najszczersze chęci nie wystarczają i kiedyś się kończą. A gdy się kończą, gdy nie można już znaleźć odpowiedzi, kiedy już samemu nie rozumie się, kiedy i w jaki sposób rozmowa dotarła do takiego momentu i nie można przypomnieć sobie od czego w ogóle się zaczęła, kiedy nie można określić czy to możliwe, że pierwszym pytaniem było: "Co będzie na obiad?", skoro właśnie zastanawiasz się dlaczego teraz jest jesień, dlaczego buty są czarne, kanapa brązowa, a mikołajki tylko raz w roku...  Otóż w końcu zawsze następuje taki moment, kiedy człowiek nie jest już w stanie odpowiedzieć na pytanie: "dlaczego" (a przynajmniej nie bez Googl'a i/lub Wikipedii, encyklopedii PWN, Biblii, instrukcji obsługi, atlasu anatomii, leksykonu zwierząt, telefonu do przyjaciela, babci, egzorcysty...) i wtedy pada ta jedna odpowiedź:

"Bo tak ten świat już jest urządzony"

Matka wierzy, że jest to, mimo wszystko, bardziej filozoficzna wersja "Bo tak." czy, tego gorszego, "Bo ja tak mówię!".
Bardziej filozoficzna, czyli znacząca wszystko i nic.
Na szczęście pasująca w większości sytuacji. A zwłaszcza w tych bez wyjścia.

I tylko patrzeć kiedy się zemści.



________________
EDIT:

Już się zemściło się. I to tuż przed publikacją powyższego postu.
Kilka dni temu Pierworodny napisał list do Świętego Mikołaja, gdzie precyzyjnie określił, co chciałby znaleźć pod choinką. Jednym z punktów był robot-auto, czyli "transformers". Tymczasem przyjechała Matka Matki... Babcia jest nadgorliwa w obdarowywaniu swego jedynego wnuka i nie wyobraża sobie, że przy jakimś spotkaniu, mogłaby nie podarować Pierworodnemu nowego auta. Problem w tym, że chociaż mieszka w innym mieście, wnuka widuje często, nawet dwa-trzy razy w tygodniu. Aut dostaje więc Syn od Babci zdecydowanie nieprzyzwoite ilości. A gdzie tu jeszcze inne prezenty, inni darczyńcy... Jeżeli Matka napisze przed wizytą SMS lub cichaczem zadzwoni, by Pierworodnemu niczego nie przywoziła, Babcia jakoś ostatkiem sił potrafi się powstrzymać. Niestety Matka nie zawsze pamięta, że musi przypominać o tym co kilka dni. Babcia traktuje to jako danie jej wolnej ręki. Tym razem Matka Matki bez okazji uszczęśliwiła Pierworodnego autem-robotem (A niech Mikołaj nie ma za łatwo).

Ojciec rozmawia z Synem:

- A pamiętasz, co napisałeś w liście do Mikołaja?
- Tak.
- I czego sobie życzyłeś?
- Rybki, ciuchcia, nowe auto, puzzle z autami...- wymienia po kolei i bez zająknięcia Syn. - I auto-robot!
- Auto-robot? To chyba już nieaktualne, przecież dostałeś od Babci, Mikołaj już chyba nie musi przynosić Ci takiego auta...
- Musi. Będę miał dwa.
- CO?? A to niby dlaczego? Po co Ci drugie?

- Bo tak to już jest - odpowiedział Syn najbardziej poważnym tonem, jaki może przybrać przedszkolak prawiący o sprawach życiowych.





10 komentarzy:

  1. Najgorsze, gdy na ,,dlaczego'' nie ma już nawet jak odpowiedzieć.

    - Jak to się nazywa?
    - /jakośtam/
    - A dlaczego?

    - Ile jest 2+2?
    - 4
    - A dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wtedy odpowiadam, że tak już jest ten świat urządzony. Chociaż na swoją obronę dodam, że nawet na tego typu pytania do jakiegoś momentu szukam odpowiedzi. No ale nie da się, po prostu się nie da... W końcu dochodzimy do takiego punktu, kiedy cierpliwość jest wystawiona na ostateczną próbę, kiedy nawet najwytrwalszego jogina kolejne "dlaczego" wytrąciłoby z nirwany, kiedy najwięksi mędrcy świata by skapitulowali i nerwowo zaczęli obgryzać paznokcie.

      Usuń
  2. Mój prawie 5 latek ma fazę pytań egzystencjalnych. Pyta kto kiedy "umarnie" - chodzi o ludzi, zwierzęta, zabawki. Dziadka zapytał czy jak umarnie to mu wyjmą rozrusznik, a babcię czy nie umarnie przed świętami, bo co mikołaj zrobi z jej prezentem. Oboje dziadkowie póki co na gotowych do umarnięcia nie wyglądają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli łatwiej już nie będzie. Dobrze wiedzieć.

      A dziadkom, tak na wszelki wypadek, dużo zdrowia życzę ;-)

      Usuń
  3. Bo tak już jest i koniec ;) Nie ma to jak mądrości dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ponoć na sam koniec pomaga "a jak Ty myślisz?" ale ja nie testowałam jeszcze, bo moje jest na etapie "NIE".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobreee, sprawdzę odbierając z przedszkola.
      Chociaż, jak go znam, zapewne odpowie mi: "Ja nie wiem. Dlaczego?". :)

      Etap "NIE"... ech, wspomnienia... Jednak wolę już to obecne "dlaczego?" :)

      Usuń
    2. Jeszcze podobno może pomóc " Ja nie wiem, ale zapytamy Panią/Pana ze sklepu zoologicznego/księdza/pielęgniarkę" itp. tak mówi teoria, nie wiem jak w testach praktycznych to wypada:P
      Na etapie "nie" trudno mi się skupić na teorii, wiadomo :((( oszaleć można :/

      Usuń
  5. ja myślałam, że wiedzowo nie jest ze mną jakoś strasznie źle. a teraz, przy pięciolatku, lubię mój telefon z dostepem do internetu. googlem braki w wiedzy łatam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź mi wygoogluj: "Dlaczego pizza ma ciasto?". Bo mój Google nie wie.

      Usuń