niedziela, 24 listopada 2013

Katarsis

"Ja chromolę taką robotę!" - pomyślała Matka o wpół do drugiej nad ranem, tuląc i próbując na nowo położyć spać Syna Pierworodnego. No jasny gwint! Przez dwa dni marudził, gdy miał się ubrać na spacer. Pierwszego dnia Matka skapitulowała po 20 minutach prób założenia mu butów. Drugiego postanowiła gada przetrzymać i w związku z tym przejście od stanu piżama i pełny pampers do stanu sucha pielucha i kompletne oporządzenie na spacer zajęło blisko 2 godziny. Potem jeszcze, nie bez stawiania oporu, mozolne umieszczenie delikwenta w wózku. Spacer, na którym co i rusz jojczył i stękał, że coś mu się nie podoba. A na koniec zasnął w drodze powrotnej i to snem tak kamiennym, że trzeba było prosić sąsiadkę o pomoc przy wniesieniu wózka, w domu Matka bez problemu mogła go na śpiocha rozebrać... ale gdy tylko zaczęła przenosić do łóżeczka szeroko otworzył okrągłe jak spodki oczy i przez kolejne 45 minut wszelkich prób usypiania już ich nie zamknął. I to wszystko po to, by wieczorem okazało się, że dostał kataru. I by w nocy okazało się, że to nie cichutkie podciąganie noskiem tylko taki porządny KATAR, ŻE JA PIERDZIELĘ i że spać przez niego się nie da. Syn spać nie może, bo nie może oddychać, a frida do odciągania glutów to dla niego ZŁOOO w czystej postaci, zatem o żadnym oczyszczeniu mowy nie ma, więc w sumie to wychodzi z tego wszystkiego impas i nie wiadomo co robić. Matka spać nie może, bo Syn nie może, bo Syna trzeba tulić, tłumaczyć, uspokajać. A ostatecznie zabrać znów do siebie do łóżka.

Nawet Matka nie zdążyła się pochwalić, że już w nocy Syna nie karmi. Że się zawzięła i oduczyła. Obiektywnie na sprawę patrząc to nie jest pewna czy to taki znów sukces i czy dobrze sobie poradziła, bo w efekcie tego nocnego niekarmienia wstaje rano jeszcze bardziej zmęczona niż po zwyczajowych dwóch karmieniach. Pierworodny budzi się w nocy tylko raz i po kilku minutach bezskutecznego nakłaniania go do dalszego przebywania w swoim łóżeczku po prostu ląduje w łóżku Matki i Ojca. No nie ma Matka w nocy za grosz stanowczości w sobie, nie ma. 5 minut płaczu jest w stanie znieść, 10 ewentualnie też, czasem może i 15. Potem już daje za wygraną i w kilka sekund zasypia razem z Synem wtulonym w jej objęcia. Samo zaśnięcie nie jest problemem. Gorzej jest potem.
Łóżko Matki i Ojca jest słusznych rozmiarów. Szerokie na metr siedemdziesiąt. Podczas gdy pokój szeroki jest na metr osiemdziesiąt, więc właściwie sięga ono od ściany do ściany. Gdy śpią w nim Matka i Ojciec miejsca jest aż nadto. Gdy dochodzi w środek Syn, nagle okazuje się, że każde z nich zajmuje jakieś 10 cm wzdłuż swojej ściany, zaś całe pozostające między nimi metr pięćdziesiąt jakimś cudem zajmuje Pierworodny - sam mierzący około 90 centymetrów.
Ale wreszcie, po całej serii takich nocy, kiedy na przykład Matka budziła się skopana gdzieś w nogach łóżka, podczas gdy Syn spał w najlepsze rozwalony na jej poduszce, przyszedł TEN moment - Pierworodny zasnął i obudził się w swoim łóżeczku. W dodatku spał do 9 rano. Niosło to nadzieję na przyszłość. Miał to być moment, TEN moment, od którego będzie już przesypiał noce.

Ale nieeee. Ale kolejnej nocy musiał pojawić się ten cholerny katar. I psu na budę wszystko. I Matka nawet nie chce mówić o swoich przypuszczeniach. Woli zwalić winę na ten pieprzony, nikomu niepotrzebny spacer, który w założeniu miał być przecież spacerem dla zdrowia, żeby w domu się wciąż nie kisić, żeby się hartować i nie chorować. Nie, Matka nawet nie chce myśleć, że mogła coś wykrakać i nie powie, że wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadają jej, że może to być jeden z objawów wyrzynania się piąt... Nie, nie napisze tego. Bo jeszcze słowo ciałem się stanie i zamieszka między nami. Matka nie jest jeszcze gotowa na kolejny etap ząbkowa... Nie, nie napisze tego.

15 komentarzy:

  1. O ja... skąd ja to znam... Ale ja chyba za miękka jestem i się nie zawzięłam... Liczę na to, że maluch sam stwierdzi co i kiedy jest dla niego dobre. I tak po kilku(dziesięciu chyba) nocach, kiedy wędrował do mamy i taty, nagle absolutnie nie, bo ma swoje łóżeczko...! Warto było poczekać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To my obie takie miętkie w tych sprawach jesteśmy :-)

      Usuń
  2. u nas tez byly wielkie problemy z frida ale na sile czasami maz czyscil nos. teraz mlody na 3 lata i jak mial ostatnio katar to pojechalam i kupilam katarek. no i oczywiscie "NIE!" ale pokazalismy mu filmiki jak dzieci same sobie czyszcza, dalej "NIE!", ok, ta choroba jakos przeszla, za 2 tygodnie nastepna (chodzi do przedszkola) i jakos zapamietal ze przy wczesniejszej powiedzialam mu "pamietaj ze jak nastepnym razem bedziesz mial katar to juz frida nie wystarczy i trzeba podlaczyc sie do odkurzacza" i skubany sam mi przypomnial i teraz ladnie wyciaga gluty, do wszystkiego trzeba czasu, spokojnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierworodny ma katar dopiero drugi raz w życiu, na pierwszy raz też narzekałam na blogu ;-) Frida wywołuje w nim histerię, gruszką w ogóle nie da się dotknąć, a gluty da sobie obetrzeć chusteczką dopiero jak z brody kapią.
      To mówisz, że tak dopiero koło 3 roku życia zaczynają łapać o co w tym chodzi? Masakra.

      Usuń
  3. A olejek eukaliptusowy może Pierworodny używać? Ja tak leczę (leczyłam całe dwa) katary u dziewczynek. 10 kropli olejku do wanny, podczas kąpieli. 15 minut takich inhalacji przy okazji mycia zadków i ogólnego odmakania z brudu. Teraz nadal im stosuję taką terapię - śpią po inhalacji rewelacyjnie. (A buteleczka olejku kosztuje kilka zetów w aptece).

    Trzymaj się! Pamiętaj, że kiedyś dzieci idą wreszcie na studia! ;)

    PS U nas też ciężkawo... Przedwczoraj Wikul więcej godzin w dzień płakał, niż nie płakał. Beczała o WSZYSTKO. Regularna histeria co kwadrans przez kwadrans... Myślałam, że to pełnia, ale nie - pełnia była tydzień temu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już zleciłam Ojcu kupno olejku. Dzięki. Sprawdzimy.

      Studia mówisz? Ja się czasem zastanawiam czy nie poszukać przedszkola z internatem ;-)

      Usuń
  4. wiesz... ja mam po cichu jeszcze inne przypuszczenie... bo skoro to jest porządny katar to raczej nie na zęby... mógł się on też zarazić od naszej młodszej córki... bo jej właśnie dziś przeszedł tygodniowy katar.... ups

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale miała jeszcze coś poza katarem? Gorączkę czy cóś? Bo ja mam jeszcze kilka podejrzeń co do tych pią... a do przeziębienia to nic poza katarem nie pasuje.

      Usuń
    2. tylko katar równo przez tydzień. ale mocny i w różnych kolorach

      Usuń
    3. Aha, jak tydzień to znaczy, że leczony ;-) Młodemu leje się z nosa ciurkiem, jak woda. W sumie to nawet nie narzekam. Na 3 noce z katarem 2 przespane jak ta lala. Nie wiem o co chodzi, przykleja się tymi gilami do poduszki i nie ma siły wstawać, smoczek mu grzęźnie wśród glutów i dzięki temu go nie gubi? Nie wiem, grunt że śpi ;-)
      Na razie z objawów został mu tylko ten katar, więc może faktycznie to przez oglądanie "dzidzi" i lizanie jednej grzechotki.

      Usuń
  5. A jak się udało oduczyć nocnego jedzenia? Mój ma co prawda prawie 7 miesięcy ale budzi się i bywa co 1h i tylko ja i mój bufet go ratuje ehhhhh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, tak naprawdę to tak po prostu się za to wzięłam. I tyle. Bo wcześniej to tylko ględziłam, że trzeba by, ale nic nie robiłam. Ale, kiedy był taki mały, 7-8 miesięcy, to nawet o tym nie myślałam, nie miałam pomysłu jak ugryźć ten problem i wydawało mi się, że wciąż jest mu to jedzenie jeszcze potrzebne.
      A teraz wytłumaczyłam Pierworodnemu przed spaniem, że to karmienie jest ostatnim, że w nocy śpimy, że następne karmienie będzie dopiero rano i takie tam bla bla bla. Krótko i prosto. I naszymi słowami. W nocy formułkę powtarzałam, a gdy nie dawał się uspokoić to było jak napisałam w poście, wzięłam do siebie do łóżka i tyle. Przytulony do mnie od zawsze zasypia bez problemu i w dodatku dłużej śpi. Wszystko trwa już ponad tydzień i mamy sukces w postaci dwóch przespanych nocy we własnym łóżeczku. I o dziwo wraz z nocnymi karmieniami odpadło też jedzenie na "dzień dobry". Sama się zdziwiłam jak bezboleśnie to wszystko poszło. Nie licząc naszego niewyspania, które jednak jest bolesne.

      Usuń
  6. u nas też problem spania u rodziców... śpi w łóżeczku do 1 lub 3 a potem płacz i ląduje u nas w łóżku. Próbuję z tym walczyć ale w nocy to same rozumiecie :) najzabawniejsze jest to, że dziecię płacze w łóżeczku a gdy tylko zorientuje się że jest w łóżku u rodziców to momentalnie zasypia i śpi tak do 8.30

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Identyczny schemat. Nawet godziny się zgadzają. Tyle, że zwykle śpi do 8:20, żeby zdążyć na "Ciekawskiego George'a" na Mini Mini - tak ma ustawiony wewnętrzny zegar ;-)

      Usuń
  7. nie no co WY dziec zasypia juz w momecie przenoszenia z lozeczka do lozka ;)

    OdpowiedzUsuń