wtorek, 19 listopada 2013

Uff. Świat nie zszedł tak całkiem na psy

- I co? Napisałaś o tym balonie? - zapytał wczoraj przy obiedzie Ojciec Pierworodnego.
- Pewnie, że napisałam.
- Jakieś komentarze są? Z kim się zgadzają, z Tobą czy ze mną?
- Na razie tylko Gośka pisała i popiera Ciebie.
- Ha! - zakrzyknął z satysfakcją.
- Musiałabym jej w ogóle nie znać żeby pomyśleć, że mogłoby być inaczej. Ale na Fejsie ktoś pisał i jest po mojej stronie. Więc 1:1. Zresztą czekaj, kilka godzin nie sprawdzałam, może ktoś coś pisał. - Matka wyjęła telefon i szybko zajrzała w komentarze. - Oo! są nowe. Ha! już jest 5:1 dla mnie. Widzisz, ludzie są po mojej stronie! - Tym razem to przez Matkę przemawiała satysfakcja.
- Ale jak w ogóle można być w tej sytuacji po Twojej stronie? - szczerze oburzył się Ojciec, wręcz zdenerwował.
- Najpierw przeczytaj co i jak napisałam a dopiero potem zastanawiaj się czy można być tu po mojej stronie.
- Racja - przyznał słuszność w tej kwestii Matce, ale i tak w szerszym kontekście wiedział swoje.

Wieczorem Matka krzątała się po kuchni, Ojciec zaś bawił się z Synem. Konkretnie bawili się resorakami na dywanie. Z ostatniej wizyty w Ikei, kilka tygodni temu, Pierworodny wrócił bogatszy o swojego ukochanego pieska przytulankę i dywanik do zabawy - taki z obrazkiem ulic, znaków drogowych, toru wyścigowego itp. Nad tym dywanem to Matka z Ojcem kilka miesięcy się zastanawiali, kupić czy nie kupić, tani, ale czy potrzebny czy tylko kolejny zbędny grat? Bo w sumie to wiocha i paździerz, bezguście, takie spełnienie marzeń dziecka z PRL-u. Ale że Matka z Ojcem niewątpliwie dziećmi z PRL-u są to jednak się skusili. I, mimo wszystko trochę ku ich zaskoczeniu, dywan okazał się strzałem w dziesiątkę. Pierworodny na nim czyta książki z Matką, układa klocki z Babcią, jeździ samochodami z Ojcem i oczywiście sam wymyśla mnóstwo innych zabaw, codziennie pokazuje aby mu dywan rozłożyć, pomaga go zwijać i rozwijać. A wszyscy wokół cieszą się, że nie tłucze już tymi swoimi klamotami po panelach. I jeszcze Babci dodatkowo ulżyło, że już nie jest zmuszona rozpaczać nad tym, że dziecko musi siedzieć na takiej "zimnej" podłodze.
Zatem Ojciec z Pierworodnym bawili się resorakami. Matka, zajęta przygotowywaniem kolacji, słyszy jak Ojciec przepytuje Syna:
- Synuś, a tu na rondzie to kto ma pierwszeństwo?
Matka tylko zerknęła kątem oka chcąc Pierworodnemu "podpowiedzieć" prawidłową odpowiedź. Jak się okazało źle podpowiedziała, bo przepytywany zdążył zakosić autobus, który był rozwiązaniem i już bawił się nim po swojemu lekceważąc quiz Ojca. Mimo to Ojciec wytknął Matce błąd a Syna pochwalił za prawidłowy wybór. W związku z tym i Matka zmieniła swoją odpowiedź:
- A pewnie! Przecież MÓJ PTYŚ ma zawsze pierwszeństwo ;-)
Woda na młyn dla Ojca, który przepisy ruchu drogowego traktuje wręcz z nabożnością i tępi każdy przejaw ignorancji w tej kwestii. Nawet w zabawie nie ma żartów z tego kto ma pierwszeństwo na rondzie. Tym razem skończyło się jedynie na pełnym dezaprobaty spojrzeniu w stronę Matki. Ten karcący wzrok mówił wszystko, co Ojciec miał na myśli. Po chwili tylko dodał:
- To sobie opisz na blogu! I zobaczymy kto będzie miał większe poparcie.

I wyszło szydło z worka. Na jaw wyszło, że nie może Ojciec pogodzić się z wyraźnym brakiem aprobaty dla jego realistycznego spojrzenia na świat. Zaskoczyło go, że jednak tyle osób Matkę rozumie w tej żałości za balonem, spodziewał się raczej, że przynajmniej co druga osoba każe jej się w głowę stuknąć i przyzna mu rację.
Za to Matka wiarę odzyskała. Wiarę w ludzi. I w świat. Bo jednak są tacy, którzy myślą jak ona. Czyli nie wszystkich trzeba się bać. Przygnębienie wyraźnie osłabło, już tak nie lamentuje. Nie tylko Matka ufa. Uff...
A niech komuś bokiem wyjdzie ten balon!
Wiadomo, że balon w tym wszystkim był tylko symbolem. Że nie o darmowy gadżet się Matce rozchodziło. Tylko o wtargnięcie na prywatną przestrzeń, o wyciągnięcie obcej ręki po coś, co akurat do Syna należało, o chwilę beztroskiej nieuwagi Matki, która wystarczyła by Zło, choć w tak drobnym przejawie, zagrabiło całą przyjemność rodzinnie spędzanego dnia, o zasianie niepokoju w Matce.
A do tego jeszcze trudno uwolnić się od skojarzenia balonika z pojęciem niewinności, beztroski dzieciństwa, swobody dziecięcych zabaw... Może od czasu swojego dzieciństwa za dużo już razy Matka "Kubusia Puchatka" czytała?
I czy nie dziwnym zbiegiem okoliczności jest to, że właśnie balonik umieściła swego czasu Matka Wyluzuj! w swoim nagłówku?

7 komentarzy:

  1. :)
    To ja się wyłamię i powiem, że rewelacyjny pomysl z tym dyeanikiem do zabawy! Ha, takie proste rozwiazanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano pewnie, sam dywanik to świetna sprawa. Tylko ten design... nie powala. Nie jest to szczyt pomysłowości i dobrego smaku ;-) Kiczem trąci, ale zabawa przednia :-)

      Usuń
    2. Oj tam, że kiczem trochę trąci, ale cena! :D
      Jak mnie to boli, że jak coś fajnie wygląda, to od razu trzeba za to płacić grubą kasę.

      Usuń
  2. Super się czyta ;) będę tu stałym gościem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobiety, a matki szczególnie, mają więcej empatii od logicznego faceta ;-)

    OdpowiedzUsuń