sobota, 31 sierpnia 2013

Gość w dom - Bóg w dom

Wyobraź sobie, że cały dzień nie ma Cię w domu. Jak zwykle pakowaliście się i wychodziliście z dzieckiem w pośpiechu, więc nie było czasu myśleć o ogarnięciu mieszkania, by jako tako wyglądało. Wracając wieczorem i padając na pysk ze zmęczenia dowiadujesz się, że następnego dnia wybierają się do Was teściowie, szwagier i jeszcze w gratisie teściowej kuzynka z Białorusi. W domu sajgon, lodówka jakaś opustoszała, nic nie zachęca do przyjmowania gości.
Od rana zabierasz się do roboty. Zakupy, sprzątanie. A wszystko w towarzystwie dziecka, które ma zupełnie inną wizję na wygląd tego dnia i robi wszystko, by skutecznie wybić Ci z głowy Twój plan działania. Zgadzasz się chwilę z nim pobawić, poczytać książeczki, bo przecież za pół godziny pójdzie spać, a wtedy włączysz turbo-sprzątanie i nadrobisz zaległości w czyszczeniu łazienki. Ale dziecko tego dnia, pierwszy raz od kilku miesięcy, postanawia, że żadnej drzemki robić sobie nie będzie. Skoro takie zamieszanie z tym całym sprzątaniem to ewidentnie coś się święci i ono nie ma zamiaru tego czegoś przegapić.
Z każdą godziną zaległości się powiększają i obejmują już nie tylko łazienkę, ale i kuchnię, i salon, i niedokończone pieczenie ciasta...
Myślisz sobie, że przecież w końcu musi zasnąć... A wtedy szybko wskoczysz pod prysznic, albo chociaż tylko nogi ogolisz i lekki makijaż walniesz, żeby nie było widać, że od rana biegasz jak kot z pęcherzem na zmianę ściągając pranie z suszarki lub dziecko z kuchennego blatu, które wciąż wspina się, by dosięgnąć do noża lub Twojego telefonu.
Gdzieś w międzyczasie dzwoni mąż z informacją, że do domu wróci tylko chwilę przed przyjazdem rodziców, bo jakiś kurs dodatkowy, nikt inny nie może pojechać i takie tam. Już się nawet nie przejmujesz tylko do słuchawki radośnie odśpiewujesz piosenkę w nagrodę dziecku, któremu właśnie udało się zrobić siusiu do nocnika.
Czas ucieka, włos coraz bardziej potargany, twarz coraz bardziej wymaga make-upu, organizm kofeiny, podłoga mycia. Zupełnie absurdalnie wybierasz podłogę - tylko po to, by jeszcze nim wyschnie dziecko mogło rzucić na nią ziemniakami z sosem, bo zmęczone obiadu jeść nie zamierza, a w ogóle to gołąbki są "be", chociaż dzień wcześniej jadło aż się uszy trzęsły.
Zostało 30 minut do godziny zero. "Jeszcze tylko ten jeden garnek umyję i pójdę się umalować i nogami zająć" - myślisz wycierając ziemniaki z paneli.
I kiedy właśnie płuczesz garnek słyszysz dzwonek. "Kluczy zapomniał?" - przechodzi  przez głowę, gdy w krótkich spodenkach i bluzce typu "do sprzątania" otwierasz drzwi rękoma ociekającymi wodą z płynem do naczyń.
"Jesteśmy przed czasem!!!" - wykrzykuje z euforią teściowa stojąca na progu.

Wyobraź sobie, że tak wyglądał Matki wczorajszy dzień.

6 komentarzy:

  1. No, to z zaśnięciem wieczornym nie było problemu. Ani młodego ani Twoim ;)
    Przeżyłaś jakoś?

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeżyłam :-) Szybko wciągnęłam długie spodnie i jakoś to było ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Goście przed czasem to najgorsze co może być :-) :-) dlatego zawsze spóźniam się właśnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. współczuję... jeszcze nie przeżyłam, i chyba nie przeżyję. Teściowa boi się fiknąć ;)

    OdpowiedzUsuń