Kolejna wizyta u alergologa. Bez Ojca Pierworodnego, więc znów skończyła się takim nerwem, że zachciało się Matce palić jak jeszcze nigdy odkąd ponad 2 lata temu palenie rzuciła. Tym razem już nawet Pani Doktor głośno powiedziała "Nie dogadamy się". "Chyba nie" - zgodnie z odczuciami targającymi nią od pierwszego spotkania odpowiedziała Matka.
Tym, co najbardziej przeszkadza Matce w osobie Pani Doktor jest jej nieznośny nawyk wyrywania zdań z kontekstu i słyszenia tego, co akurat chce usłyszeć. Przez to wciąż dochodzi do nieporozumień, Matka po 5 razy powtarza to samo, a i tak czuje się niezrozumiana, a Pani Doktor przypisuje jej słowa, które nie padły.
- To co mi tu Pani opowiada nie trzyma się kupy - stwierdziła w końcu Pani Doktor.
- Co niby się nie trzyma?
- Jeżeli miałaby to być alergia, to objawy wystąpiłyby po kilku minutach lub w ciągu 72 godzin.
- Przecież ostatnio wystąpiły po 3 czy 4 dniach.
- Ale mówi Pani, że na jajka zareagował po 3 tygodniach.
- Nigdy niczego takiego nie mówiłam.
- Mówiła Pani.
- Nie mogłam mówić, bo przecież tak nie było - broni się Matka.
- Ja mam tak zapisane.
- To może źle Pani coś zapisała - było to pod koniec wizyty, więc frustracja Matki była na bardzo wysokim poziomie a trzymanie języka za zębami przychodziło coraz trudniej.
- Proszę Pani ja bardzo długo i uważnie słucham rodziców - lekko urażona zauważyła Pani Doktor
- Taaa - pomyślała tylko Matka
- Przeczytam Pani, co mam zapisane z lutego.
- Poproszę.
- "Wprowadzono do diety żółtko. Z powodu suchych, plackowatych zmian na skórze wyeliminowano z diety po 3 tygodniach. Po miesiącu wprowadzono ponownie. Objawy powróciły". Widzi pani?
- Co widzę? Przecież nie ma tam napisane, że objawy wystąpiły po 3 tygodniach.
- "wy-eli-mi-no-wa-no po 3 ty-go-dniach" - podkreśla Pani Doktor
- Nie, proszę Pani. Nie jest napisane, że objawy wystąpiły po 3 tygodniach, tylko że po 3 tygodniach odstawiłam żółtko. Mówiłam przecież, że zmiany na ciele Syna początkowo są bardzo delikatne. Ciężko było zdiagnozować od czego je dostał. Najpierw eliminowałam inne rzeczy z jego diety. Na to żółtko wpadłam dopiero po jakiś 2 tygodniach odkąd zobaczyliśmy te plamki, stąd odstawienie po 3 tygodniach.
- No to ja nie wiem.
I tak wygląda cała wizyta. Za każdym razem coś w ten deseń.
Tym razem Pani Doktor już nie potrafiła ukryć, że nie ma żadnego pomysłu na zdiagnozowanie Pierworodnego i nie ma pojęcia jak powinna wyglądać jego dieta. Kilkukrotnie zmieniała zdanie, by za każdym razem stwierdzać w końcu: "Powinna Pani karmić piersią". Na każde pytanie czy wątpliwość odpowiadała: "Powinna Pani karmić piersią". Co nie przeszkadzało na początku wizyty orzec: "No tak, on już jest w takim wieku, że można by go odstawić". Ale, gdy usłyszała, że Pierworodny absolutnie nie życzy sobie mleka modyfikowanego wróciła do koncepcji "Powinna Pani karmić piersią". Nie ma objawów skórnych po jogurcie, ale męczą go lekkie zaparcia. "Nie dawać mu więc jogurtu. Karmić piersią". A gdy tylko Matka zaczęła nieśmiało protestować...
- Chodzi Pani do pracy?
- Nie.
- Więc powinna Pani karmić piersią.
I chociaż tego dnia, na czas wizyty u Pani Doktor, Matka nauczona doświadczeniem uruchomiła największe pokłady swojej asertywności, przy tym stwierdzeniu wymiękła. Już nie pierwszy raz padło to pytanie i taka Pani Doktor odpowiedź, ale tym razem Matkę wyprowadziło to z równowagi bardziej niż zwykle. A gdy Matka jest na skraju wybuchu a jednocześnie wie, że nie powinna dać się ponieść emocjom, zwykle po prostu milczy. Tak jak teraz. Co nie ma nic wspólnego z planowaną asertywnością.
Niby co ma jej chodzenie, bądź nie, do pracy do karmienia piersią? Można chodzić i karmić. Czy naprawdę niepracująca matka nie ma nic ważniejszego do zaoferowania swojemu dziecku jak cyc z mlekiem? Czy kobieta, która "siedzi w domu" powinna tylko siedzieć i karmić? Czy skoro nie przyczynia się do powiększania PKB powinna chociaż przyczynić się do zdrowego i taniego wykarmienia kolejnego podatnika?
Te i inne pytania pozostaną bez odpowiedzi.
Aby pozbyć się Matki, która nie wiedzieć czemu, chciałaby jeszcze przed drugimi urodzinami odstawić dziecko od piersi i móc zjeść jajecznicę popijając ją kawą z mlekiem, wystawiła Pani Doktor Pierworodnemu skierowanie do gastroenterologa.
Piersią karmić nie chce. Pff. W dupach się poprzewracało tym młodym matkom.
Niektórzy lekarze tak mantrują, by zwalić winę na rodziców za swoja niekompetencję. Też taką przez moment miałam, próbowała mi wmówić, że gdybym karmiła piersią, to bym dała dziecku odporność. Mówiła to mając w ręku wypis ze szpitala z zapaleniem płuc małej, które złapała, gdy jeszcze karmiłam piersią (pokarm ze stresu zanikł mi w szpitalu). Nie możesz zmienić lekarki? U mnie się udało, bo była druga, więc poszłam do drugiej, a potem przyszła trzecia, bo ta pierwsza na szczęście się wyniosła.
OdpowiedzUsuńWłaśnie jesteśmy na etapie powtarzania badań w innym szpitalu. Potem wybieramy się do innego lekarza, ale już prywatnie. Tu, w naszym szpitalu nie mamy możliwości zmiany alergologa.
UsuńWiele słów bym z siebie chciała wyrzucić. W skrócie tylko powiem UCIEKAAAAAJ! Bo za wiele dobrego to tam Was kuzyna nie czeka.
OdpowiedzUsuńTak właśnie robimy. Już się nawet rozpędziliśmy.
UsuńJesteś mega asertywna i wytrwała. Naprawdę. Ja już dawno bym tą panią doktor kopnęła w dupsko i kazała spadać na szczaw... masakra jakaś... a no i fajne zmiany tu u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńOj daleko mi do asertywności. Gdy jest z nami w takich sytuacjach Ojciec Pierworodnego od razu wszystko inaczej wygląda. Wystarczy, że na mnie spojrzy i już wiem, że powinnam wyluzować. A z Panią Doktor tylko wzajemnie się nakręcamy.
UsuńA no i cieszę się, że się podoba :-)
Pani doktor ma pewnie nadzieję, że będziesz karmić Pierworodnego aż do jego pełnoletności, a potem chłopak przejdzie pod opiekę alergologa dla dorosłych i szanowna pani doktor nie będzie musiała stawiać żadnej diagnozy...
OdpowiedzUsuń