Kupiono kiedyś kolorowe kartonowe książeczki, którymi kilkunastomiesięczny kajtek kolejno katuje kochającą Karmicielkę.
Kotek, krowa, koza, koń, kaczki, kurczaczki, kogut, kura, kuna, kruk, królik, krokodyl, krab, kangur, koala, kameleon...
Ko-ko, kwa-kwa, kum-kum, kra-kra, kle-kle, kukuryku...
Do tego jeszcze piesek uparcie nazywany ko-koj.
Po pół godziny takiego czytania książeczek Matka ma zamęt w głowie, język jej się plącze, a do tego wykazuje niezdrową euforię, gdy Syn pokaże wreszcie na świnkę.
Chrum-chrum.
A co to za bajeczka?
OdpowiedzUsuńŻadna konkretna. Z około 30. posiadanych książeczek Synek upodobał sobie 3, oczywiście wszystkie o zwierzątkach. Zero akcji, zero fabuły. Tylko zwierzątka. W dodatku zdecydowana większość wymienionych w poście zwierząt pochodzi z tej jednej jedynej najulubieńszej książeczki, z którą biega całymi dniami, "czyta" siedząc na nocniku, a dziś nawet zapakował ją do wózka na spacer.
UsuńA ha :-)
UsuńA tak na marginesie to fajny ten nowy look, a zdjecie to prawdziwe stopki Pierworodnego i rece Matki czy z netu?
Prawdziwe. Najprawdziwsze. Stópki 7-tygodniowe.
UsuńHahahaha euforia jest zawsze na miejscu i potrzebna zwłaszcza przy śwince :) chrum churm
OdpowiedzUsuń