wtorek, 27 sierpnia 2013

Kiedy konwersacja krztynę kuleje

Kupiono kiedyś kolorowe kartonowe książeczki, którymi kilkunastomiesięczny kajtek kolejno katuje kochającą Karmicielkę.

Kotek, krowa, koza, koń, kaczki, kurczaczki, kogut, kura, kuna, kruk, królik, krokodyl, krab, kangur, koala, kameleon...

Ko-ko, kwa-kwa, kum-kum, kra-kra, kle-kle, kukuryku...

Do tego jeszcze piesek uparcie nazywany ko-koj.

Po pół godziny takiego czytania książeczek Matka ma zamęt w głowie, język jej się plącze, a do tego wykazuje niezdrową euforię, gdy Syn pokaże wreszcie na świnkę.
Chrum-chrum.

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Żadna konkretna. Z około 30. posiadanych książeczek Synek upodobał sobie 3, oczywiście wszystkie o zwierzątkach. Zero akcji, zero fabuły. Tylko zwierzątka. W dodatku zdecydowana większość wymienionych w poście zwierząt pochodzi z tej jednej jedynej najulubieńszej książeczki, z którą biega całymi dniami, "czyta" siedząc na nocniku, a dziś nawet zapakował ją do wózka na spacer.

      Usuń
    2. A ha :-)
      A tak na marginesie to fajny ten nowy look, a zdjecie to prawdziwe stopki Pierworodnego i rece Matki czy z netu?

      Usuń
    3. Prawdziwe. Najprawdziwsze. Stópki 7-tygodniowe.

      Usuń
  2. Hahahaha euforia jest zawsze na miejscu i potrzebna zwłaszcza przy śwince :) chrum churm

    OdpowiedzUsuń