czwartek, 17 kwietnia 2014

Trudno walczyć z żelazną logiką

^^^^^
W pokoju wystawiony nocnik. Pierworodny omija go szerokim łukiem. Woli biegać po domu na wpół goły i cieszyć się uzyskaną nieskrępowaną wolnością od pasa w dół.
- Synku, usiądź na nocniku.
- Hau-hau*
- Piesek chce usiąść na nocniku?
- Taaak.
- Dobrze, posadź Pieska. A gdy Piesek już zrobi siusiu, wtedy Ty usiądziesz.
(Oczywiście mowa o ukochanym pluszaku Pierworodnego.)
Po chwili Matka wchodzi do łazienki. Syn podąża za nią. Nie mija minuta, gdy sika na podłogę.
- Synuś, czemu zrobiłeś tutaj siusiu? Przecież w pokoju masz nocnik. Mogłeś sobie usiąść.
- Tam hau-hau* - odpowiada ze spokojem, wskazując paluszkiem w stronę rzeczonego nocnika.
Matka wychyla głowę z łazienki. Racja, nocnik był zajęty. Kolejka obowiązuje. Przecież.

^^^^^
Syn mało mówi. Nie, wróć! Syn dużo mówi. Ale używa mało słów.
Wygląda to tak, jakby się wstydził, że coś źle powie i wolał stosować znajome, sprawdzone i pewne formuły. Jak coś robić, to robić to dobrze albo wcale. Są też słowa, których kiedyś używał, ale uznał, że szkoda zachodu. Skoro i tak każdy rozumie o co chodzi - wykreślił je ze swojego słownika. Te słowa to na przykład: "kote" - przecież wystarczy powiedzieć "miau" i wszyscy rozumieją, że o kocie mowa. Albo "kokoj" - piesek - za duży wysiłek, wystarczy "hau-hau"*. Kiedyś było też "auto", które brzmiało bardziej jak "oto" - ale po co? teraz jest "brum".
Żeby zachęcić Syna do mówienia, Matka stara się go jakoś podejść. Akurat Pierworodny jest zainteresowany naśladowaniem dźwięków wszystkiego, co się rusza.
- A jak robi lew?
- Łaaaa!!!!
- A jak robi koń?
- Ijaaaa!!!!
- Tak, i-cha-cha. A jak robi zając?
- Ic, ic, ic.
- Kic, kic. Tak. A jak robi samolot?
- Pfuuuu!!!!
- Tak, samolot robi fruuu.
W trakcie tych miłych przepytywanek Syn staje przed oknem. Dostrzega samochód ruszający z parkingu pod blokiem.
- Brum-brum-brum!!!! - woła i pokazuje rączką, aby Matka pod żadnym pozorem nie przegapiła tego niesamowitego widoku.
- A co robi brum-brum-brum? - pyta nie tak sprytna jak jej się wydaje Matka, mając nadzieję, że jak odwróci pytanie to Syn siłą rozpędu odpowie "oto".
- Brum - odpowiada zdumiony Pierworodny, patrząc na Matkę, jakby ta urwała się z choinki.
No przecież, że brum. Co innego miałoby robić brum-brum-brum?


* "hau-hau" w wykonaniu Pierworodnego jest bardzo umowne. To chyba pierwszy zwierzęcy odgłos, który zaczął nazywać. I od początku brzmi tak samo. To takie śmieszne cmokanie, którego nie da się zapisać. Stało się już znakiem rozpoznawczym Pierworodnego, każdy wie, że Syn nie szczeka a cmoka ;-)


^^^^^
W kwestii mówienia Matka zachęca Syna również do tego, by mówił jak ma na imię. A nie tylko stukał się rączką w klatkę piersiową, aby pokazać kogo ma na myśli. Jednak na pytanie o imię Pierworodny zwykle udaje głuchego. Postanowiła Matka, dla rozbudzenia w nim zainteresowania tematem, "zdradzić mu pewien sekret" - choć tak naprawdę oczywisty fakt autentyczny, który nigdy nie był przed nim ukrywany, ale prawdopodobnie przez umysł Pierworodnego jeszcze nie był w pełni uświadomiony.
- A czy Ty wiesz, że masz na imię tak samo jak Tatuś? - powiedziała Matka tak, jakby była to jednocześnie największa tajemnica i najwspanialsza wiadomość pod Słońcem, jakby nic lepszego od tego nie mogło się zdarzyć.
- Tati? - dopytywał zdziwiony.
- Tak, masz na imię tak samo jak Tatuś.
Od tamtej pory, jeżeli akurat Syn nie udaje głuchego, na pytanie "Jak masz na imię?" woła:
- Tati!!!!

12 komentarzy:

  1. Ja dla jaj kupiłam już nocnik .. nawet dwa bo nie mogłam się zdecydować, który kolor będzie mi do ścian pasował, hehe, ale młoda (17mcy) n razie trenuje na sucho...siadanie i wstawanie...pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko Wyluzuj!!!!:)
    Gdzieś coś kiedyś wpadła mi w ucho teoria, że nie powinno się udostępniać nocnika do zabawy, że ma on służyć wyłącznie do załatwiania potrzeb. Nie wsypujemy do nich klocków i nie sadzamy misiów... Kto wie może coś w tym jest...
    MATKO: wiadomo, że brum brum robi brum brum!!! :)
    a tak wogóle to lubię Twoje poczucie humoru...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu i Zielona Pani odpowiem Wam w jednym komentarzu.
      Pół roku temu Syn też siadywał już na nocniku i załatwiał co trzeba. Ale mu się odwidziało. Cały cyrk zaczął się na nowo. Ale wierzcie mi, podchodzę do tematu na luzie. Nocnik jest, wspominam o nim od czasu do czasu. Zachęcam. Ale nic na siłę. Jak będzie gotowy to da mi znać.
      Z sadzaniem pluszaków się nie zgodzę. Właśnie w ten sposób, sadzając pluszowego słonia, wytłumaczyłam dziecku o co chodzi z całym tym ustrojstwem. Kilka dni sadzał słonia, potem siadali na zmianę, w końcu słoń poszedł w niepamięć.
      Ja już nawet zapomniałam o tym zwyczaju, a tu nagle Pierworodny stwierdził, że Piesek też chce skorzystać. To niech korzysta. Poza tym raczej nie bawimy się nocnikiem. Ewentualnie, aby zachęcić do dłuższej "nasiadówki" czytamy książeczki w trakcie.

      Usuń
    2. No cóż każde dziecko jest inne i trzeba dostosowywać metody wychowawcze i wcielać je w życie tak,by dla naszej Pociechy byly skuteczne...To co świetnie sprawdza sie dla Zosi,juz niekoniecznie dla Hani. U nas nocnik jest tylko Zieleniutkiej i nie pozwala żadnemu misiowi ani lali na nim usiąść. ;)

      Usuń
  3. Ale w okolicy 2-giego roku życia to mówienie tak szybko się zmienia...:)Jeden chłopczyk przyszedł do mnie na zajęcia w wieku 22 miesiecy i ciągle nie mówił. Tak przez pół roku. A potem nie było go ok miesiąca przyszedł i słyszę jak mówi:mamo patrz rower!:)albo moja kolejna 2letnia uczennica-2 tygodnie temu kilka pojedynczych słówek, tydzień temu już więcej a wczoraj red yellow, gleen;)i mnóstwo innych. Niesamowite:)ale logika faktycznie żelazna:jak mama mówi jak tatuś to ma racje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę, że jak niedługo zacznie, to się od razu rozkręci na całego. Może ma to po Matce? Chociaż coś. Podobno późno zaczęłam mówić. A proszę, ile teraz znam różnych słów ;-) Nawet takie trudniejsze jak onomatopeja, ambiwalentny albo pejoratywny ;-)

      Usuń
  4. Tak więc moje dziecię z pampersa zrezygnowało w wieku lat 3 .Dokładnie to dwa tygodnie przed owymi urodzinami .Nadzieję już traciłam ale powiodło się do tego stopnia skutecznie ,że ze zdjęciem pampersa nie przyszło mu nawet do głowy spanie w pampersie .Nie ma to nie ma - koniec.I jak do tej pory prześcieradła są suche więc mniemam ,że takie już pozostaną .
    Z mową był dość wylewny i szybki i tak już ma . Po skończeniu dwóch lat poszłoo torpedą .Także nic na siłę to stosowne podejście .Ale moim zdaniem nocnik do zabawy nie koniecznie .Przerobiłam to , zabrałam i tak radzę ,ale jak sobie postanowicie i robić będziecie , to już wasza bajka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze raz napiszę, że nie bawimy się nocnikiem. Pierworodny ignoruje ten przedmiot jako niewart jego uwagi. Ot, tak nagle stwierdził, że Piesek chce usiąść. Nie widzę powodu, by zabronić takiej głupoty. Posadził Pieska, ja o tym zapomniałam, on miał wymówkę by samemu nie usiąść :-) Koniec, więcej się to nie powtórzyło. Z "zabaw nocnikowych" preferujemy jedynie czytanie książeczek. I nikt mi nie powie, że to jest złe! Wiadomo, przykład idzie z góry. Skądś musiał to podłapać. A ja z powodu zostania Matką nie zamierzam zmieniać swoich kilkunastoletnich przyzwyczajeń ;-)

      Usuń
  5. Matko! uwielbiam Cię czytać :-) wchodzę na Twojego bloga już dłuższy czas i właśnie tu postanowiłam się odezwać bo i temat właściwie u nas też na czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię takie odzywki ;-)
      Rozgość się i odzywaj kiedy masz ochotę :-)

      Usuń
  6. Matko - kocham cię :) Odwiedzam jakiś czas, a że sama oczekuję potomka lub potomkini to i psychicznie się nastawiam ;)
    Nie wiem czy miałaś styczność z książką Dziecko dla odważnych Leszka Talko? Bo jak czytałam tą książkę a teraz Twojego bloga to one są w podobnym stylu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Czytałam :-)
      Czytałam, gdy Pierworodny miał pół roku. O pół roku za późno. Świetna jest, więc tym bardziej mi miło, czytając takie porównanie.
      A gdy pochłaniałam "Dziecko dla odważnych" doszłam do wniosku, że to jest idealna książka do karmienia piersią. Krótkie rozdziały, wygodnie wydana, duże litery - można czytać nawet w niewygodnej do tego pozycji. A treść jakże prawdziwa i w pełni zrozumiała wyłącznie dla rodziców. Bardzo przyjemnie się czyta, a będąc już rodzicem ma się wrażenie, że jest się już w kręgu tych oświeconych - których nie dziwią zabawy o 3 nad ranem i wmawianie dziecku, że mrówki są herosami, które zjadają grzecznie warzywa a w pokoju zawsze mają porządek ;-)

      Usuń