poniedziałek, 9 grudnia 2013

Przynajmniej raz dziennie serce Matki zamiera. Taka sytuacja

Boże drogi, co on ma na nodze?! Skóra zdarta? Ja pierniczę, tak na całym kolanie? Cholera, to krew chyba. Albo taka skóra złuszczona. Łuszczycę ma? Ale jak łuszczyca to chyba nie byłoby od razu takie duże.
- Synek, pokaż mi co tam masz.
Muszę zadzwonić do Ojca Pierworodnego. Co ja mówię, gdzie do Ojca? Do przychodni, przecież trzeba się umówić. Najlepiej zaraz. Żeby tylko nie było kolejki.
- Synek, no chodź tu do mnie. Pokaż mi tę nogę.
Gdzie ja mam telefon? Pewnie znów będzie histeria w gabinecie lekarskim. No gdzie znowu jest ten telefon? Jak ja nie lubię chodzić z nim sama. Drze się, wyrywa, nie daje się zbadać ani nawet dotknąć, lekarza w ogóle nie słyszę. Ostatecznie wychodzę tak samo głupia jak przyszłam tylko jeszcze wykończona, spocona i wkurzona. To jednak zadzwonię do Ojca. Zapytam kiedy może z nami iść. Telefon, telefon...
- Synuś, gdzie mama ma telefon? A dziękuję Ci. Czekaj, gdzie biegniesz? Nóżkę miałeś mi pokazać.
A jak to coś poważnego? Dziwnie wygląda. Rano jeszcze nic nie miał. Więc skąd to? Chwila, czy on się dzisiaj w ogóle gdzieś wywrócił? Nieprawdopodobne, ale chyba nie. No to nie mógł sobie tak zedrzeć żebym nie zauważyła kiedy. Boże drogi, to na pewno coś strasznego. Telefon! Gdzie... Ach tak, już mam. Przychodnia! Nie, nie przychodnia, najpierw Ojciec. Zajęte.
- Synu, natychmiast pokaż mi tę nogę! Chodź tu w tej chwili! Pokaż to kolano! Gdzie uciekasz? Pokaż Mamie co się stało w nóżkę. Wracaj tu.
Fuck! Fuck! Fuck! Spokój. Uchhhh.
- Syyynku, choooodż do Mamusi. Chooodź, pobawimy się na dywanie. A gdzie Synek ma nosek? Taaak. Brawo. A gdzie Synek ma brzuszek? Taaak. A gdzie Synek ma kolanko? Taaak. A pokaż Mamusi co masz na kolanku...
Kurde, co to jest? Chyba obtarte. Ale takie duże? A tu? Jakby krew zaschnięta. Nie boli go raczej. Ale tu chyba odpada. Chwila...
- Kaszka ze śniadania??? Z sokiem porzeczkowym? No dobra, leć się bawić. Nie, czekaj! Chodź się umyć.

- Dzwoniłaś?
- A tak tylko chciałam wiedzieć, co u Ciebie słychać.

13 komentarzy:

  1. Hahaha!! Znam to aż za dobrze. Wersja 1: plamka na buzi, znowu atak alergii skórnej po-nie-wiadomo-czym, cholera, kredką się pomazała. Wersja 2: skrupulatne oglądanie dziecka po pobycie w żłobku "O popatrz, ma coś na brzuszku. I na nodze. Co jej się stało? Czy ją biją w żłobku?" Tak wiem przesada, ale po tych doniesieniach medialnych...

    OdpowiedzUsuń
  2. Respect dla Ciebie Matko! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobiety jednak sa niesamowite, musisz to chyba przyznać :) głównie matki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeszcze chciałam dodać, że u nas o dziwo, nietypowo, rolę tę przejał mój drogi partner życiowy. Wykańczamy się wzajemnie - on mnie panikowaniem, ja jego spokojem i stwierdzeniami typu "Na pogotowie? Po uderzeniu głowa w kamień? Odeuchy ma w porzadku, guz będzw, obserwujemy go w domu, w razie czego lekarz" ;) a moje kochanie się trzęsie i dygocze ;)

      Usuń
    2. U nas raczej nikt na co dzień nie panikuje. Ani ja, ani Ojciec, ani tym bardziej Pierworodny. Zamarcie serca to jeszcze nie panika. Powyższy tekst to trochę podkoloryzowana prawdziwa historia. Ale jak już jakaś panika jest, to zdarza się na zmianę - a to Ojciec "widzi" jakąś przerażającą wysypkę, a to ja jestem przekonana o wstrząśnieniu mózgu, gdy zleci z krzesła. Ale biorąc pod uwagę dzienną ilość upadków i wypadków Pierworodnego, to tak procentowo jesteśmy już baaaardzo wyluzowani. Za to trzęsie się i dygocze Babcia, która gości z wizytą ;-) A my mamy z niej ubaw.

      Usuń
    3. W sumie źle się wyraziłam (też podkoloryzowywałam, z przyzwyczajenia, bo robię to, chichrając się z Taty Kwiatka), generalnie chodziło mi o zamiane typowych ról :)

      Usuń
  4. Chyba tylko Matka tak potrafi...mnie serce zamiera codziennie...nadawalabym się na Mnicha Tybetańskiego?...tylko nie do końca jestem pewna czy oni medytują na bezdechu?...
    No dobra, taka umiejetność to chyba tylko do...nurkowania by się przydała?
    Ja nawet przestaje oddychac, jak rano wchodze do młodej, biorę ciuchy, aby jej nie obudzić...a i tak się zawsze..pierdyknę np. w kolano i zasyczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też to mam, gdy wchodzę do pokoju w którym śpi Syn ;-) Nie oddycham, nie stąpam po panelach nawet w samych skarpetkach, tylko sunę w powietrzu, serce nie bije, aby nie robić hałasu. I to wszystko po to, by na koniec coś przewrócić, upuścić z łoskotem, walnąć się w stopę, rękę czy cokolwiek...
      A zauważyłaś, że paradoksalnie im więcej hałasu się narobi, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że dziecko się obudzi? Ale jak niemal bezszelestnie zamknę okładkę książki, którą mu czytałam na dobranoc albo odkładam okulary na półkę to nagle otwiera oczy...

      Usuń
  5. Ha! Znam to..... ja czasem stoicki spokój mam w sobie a czasem panika. Wczoraj - Ksawi siedzi na mnie i zaczyna wymiotować. Ake tak że szok. Po czym się cieszy i jest już ok. A co ja robię? Ryczę, dzwonie do męża i mówię PRZYJEDŹ, do szpitala trza jechać. Po czym do mamy bo piguła i też co robić. Spokój, nie odwodni się od jednego rzygu, coś mu zaszkodziło o Matyldo.

    OdpowiedzUsuń
  6. hahaha..... no cóż... nasze klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przy drugim serce już nie zamiera dopóki krew nie kapie na dywan:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy trzecim już się mówi: "Wiesz gdzie są plastry. I posprzątaj tu!"??? :)

      Usuń
  8. Nie chcę tego sprawdzać na sobie!!!!

    OdpowiedzUsuń