Zły to czas.
Zły to czas dla matki-blogerki.
Pytanie czy w ogóle pisać... Bo jak już się napisze to wiadomo, że się spieprzy.
Bo zły to czas. Dla blogerki.
Nie dzieje się nic. Nic, co warto byłoby opisać.
A wiadomo, że warto byłoby się poskarżyć, ponarzekać, przyznać do grzechów, że się pomysłu nie ma, że się nawaliło... Można wtedy liczyć na solidarność ze strony czytelników, na współczucie, dowiedzieć się, że na szczęście inni mają jeszcze gorzej i że w sumie to nie jest się taką złą jak by się wydawało.
Ale tak się chwalić? Przecież to nie wypada. Tu nie Ameryka. Tu internety z końcówką kropka pe el. Tu się marudzi, tu się pomyje wylewa, tu się ironizuje, sarkazmem rzuca, obraża, narzeka i psioczy na czym ten świat stoi i czy to wina Tuska czy Kaczyńskiego?
I co? I Matka miałaby teraz tak sobie po prostu napisać, że wszystko w porządku?
Że nikt jej niczego nie ukradł?
Że już nie karmi w nocy?
Że piersią to w ogóle karmi już tylko dwa razy na dobę? A zdarza się nawet, że już tylko raz. I w zasadzie powoli mogłaby już zacząć ubierać się jak kobieta. Sukienki i takie tam.
Że nawet udało się Matce przytyć jakieś 2-3 kilogramy? Znalazła wreszcie idealną dietę CUD. Podstawowym składnikiem odżywczym są marcepany. W zastraszających ilościach. Przed posiłkiem, po, zamiast, rano, wieczorem i jeszcze gryzek przed spaniem. Cudem byłoby nie przytyć.
Że Pierworodny noce przesypia? Może jeszcze nie każdą. Ale pół na pół. A te gorsze pół i tak nie jest złe, bo po krótkim płaczu kończy się najzwyczajniej w świecie spaniem w łóżku razem z Matką i Ojcem.
Że śpi nawet do 9:00?
Że w listopadzie Matka Matki przyjechała dwa razy? A jest to zawsze wielką ulgą dla Matki, która nie musi chodzić na spacery, bawić się całe popołudnie na podłodze autami i klockami, może w spokoju gotować, sprzątać, a czasem nawet, o rozpusto!, poczytać prawdziwą książkę(!) albo coś napisać.
Że katar prawdopodobnie jest tylko zwykłym skutkiem ubocznym jesieni za oknem i że nie jest już aktualnie tak bardzo uciążliwy? I że niepokojące objawy ząbkowania, które nieśmiało dawały o sobie znać minęły po kilku dniach i na razie spokój?
Że Pierworodny coraz częściej wychodzi na spacer bez wózka? Że pozwala się trzymać za rękę i grzecznie stoi przed przejściem dla pieszych kiedy świeci czerwone?
Że jest kochany?
Że taki pozytywny z niego wariat? Pomysły ma zwariowane, wymyśla sobie jakieś absurdalne rytuały i ma dziwaczne, aczkolwiek niegroźne, natręctwa, jak na przykład żywienie się od jakiegoś czasu głównie ogórkami - pochłania je do każdego posiłku - świeże, w plasterkach, kiszone, konserwowe, maczane w kaszce z owocami, w dżemie, sosie, służą jako łyżka do nabierania obiadu, jako przekąska, zagrycha, danie główne, deser.
Że coraz łatwiej się z nim dogadać? Zawsze dość precyzyjnie pokazuje o co mu chodzi, używa coraz więcej "słów" - choć wszystkie brzmią mniej więcej ka-ka (auto), ko-ko (może oznaczać wszystko), ko-je (pies), ko-te (kot), ku-ko (kółko), ku-ka, ka-ko, ko-ka itd. - i tak w zasadzie litera K zajmuje czołowe miejsce w słowniku Pierworodnego. A z okazji imienin Babci po raz pierwszy powiedział do niej Ba-ba i od tej pory jest to jego słowo ulubione.
Że wciąż jest tulaśny, całuśny? Że fantastycznie bawi się z innymi dziećmi? Że uwielbia bywać w nowych miejscach i poznawać nowych ludzi i na przykład chwali się przypadkowo napotkanym na spacerach osobom chociażby swoimi butami?
Że ostatnio zafascynowała go zabawa w "Kółko graniaste" i na samo to hasło każe wszystkim obecnym łapać się za ręce i popylać razem z nim w kółeczko, by na koniec radośnie wspólnie zrobić BĘC? Niepowtarzalny widok. Trzeba by to nagrać.
Że Matka zaczyna już trochę czuć zbliżające się Święta?
Że za 9 dni szykuje się randka? Bo Matka Matki z chęcią zgodziła się zostać z Pierworodnym.
Nie, nie napisze tego przecież. Kto by to czytał?
To już lepiej nic nie pisać.
I nie tworzyć notki na siłę.
a ja to czytam...zawsze to czytam z koldra na nosie z kotem na nogach i stopa Tomasza pod broda..
OdpowiedzUsuńWięcej takich wpisów w internetach z pe el na końcu. Wszystko mnie urzekło, ogóry chyba najbardziej. I przypomniały mi dzisiejsza kanapkę igusia - majonez, ser, masło i miód :D także czekaj, ogóry w dżemie zostana jeszcze przebite :)
OdpowiedzUsuńJuż nie raz zostały przebite :-) Żadnych kulinarnych świętości. Wszystko można rozgnieść, rozciapkać, zmieszać ze sobą, nie ma że słone, że słodkie, że kwaśne, że wytrawne. Za to zawsze jest szansa na odkrycie nowego, ciekawego smaku :-)
UsuńAle jak to tak? Tak zwyczajnie szczęśliwa? Niepojęte. Pożądane. Utrzymaj ten stan:)
OdpowiedzUsuńOj tam zaraz szczęśliwa. Narzekać po prostu nie ma na co ;-)
Usuńwzruszyłam się... :) trzeba pisać też o tych dobrych dniach, są nadzieją dla innych, że będzie normalnie
OdpowiedzUsuńNajbardziej zapamiętałam bo zazdroszczę tych lepszych nocy, książki, spania do 9 i randki. Cała reszta też super ale to??? Toż to niepojęte ;)
OdpowiedzUsuńKilka dni temu rozmawiałyśmy z Elusiowa chrzestną o tym, że to nasze polskie biadolenie jest nieco męczące. I tak sobie postanowiłam marudzić jak najmniej i nieco olewać te cięższe chwile. (Chyba już mi się chce trzeciego dziecka i, chcąc przekonać siebie, że podołałabym potrójnemu macierzyństwu, wypieram ze świadomości kryzysiki...) ;)
OdpowiedzUsuńW tym momencie jesteś dla mnie niedoścignioną bohaterką. Tytanem macierzyństwa. Trzecie? Ty tak na serio, na trzeźwo, na poważnie? Czy Cię jeszcze hormony po poprzednich dwóch trzymają? W końcu dopiero co je rodziłaś. Szacun.
UsuńSęk w tym, że wkoło same ciężarne, brzucholami kuszą jak cholera. A jeszcze wczoraj kumpela z pięciomiesięczniakiem do nas zawitała - rety, jak moje panny tego niedorostka czarowały! Zabawek mu trzy tony zniosły, po główce głaskały, w pępuszek całowały! Masarka była. I jak tak patrzyłam na trzy wijące się po dywanie ciałka, to doszłam do wniosku, że trza działać! Niestety mąż z gatunku trzeźwomyślących, więc ze dwa lata muszę jeszcze poczekać...
UsuńNiemożliwe...Weź sie nie chwal tym niekarmieniem w nocy, bo ja wczoraj 4 tantrumy w nocy zaliczyłam. Właśnie z tego powodu...
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie choć jestem tu pierwszy raz (przez Matkę Kwiatka Cię znalazłam) to już tu lubię być:) dobrze czytać o tym, że komuś dobrze:)
A ja dziś pierwszy raz u Ciebie byłam :-) Oczywiście przez Matkę Kwiatka, bo ile można tylko czytać o tej słynnej Ani i Hani :-)
UsuńCudnie, randka..ja już zaklepałam mame na sobote, a tu się okazuje, że mój małż okoniem staje, znaczy się gorączka go łapie..chyba od tych "komplementów" na blogu...
OdpowiedzUsuńNa pewno od tego. Niepoważna jesteś żeby takie rzeczy publicznie wypisywać. Chłopa popsułaś ;-)
UsuńMy Słowianie tak mamy :P
OdpowiedzUsuń