środa, 9 kwietnia 2014

Badanie rozwoju dzieci do lat dwóch przy pomocy podstawowych sprzętów AGD

Jedni używają siatek centylowych. Inni naklejki z żyrafą przyklejonej do szafy. Jeszcze inni tradycyjnie, długopisem lub scyzorykiem, zaznaczają na framudze drzwi. Są też tacy, którzy wyspecjalizowali się w przeróżnych psychotestach i zadaniach sprawdzających koordynację oko-ręka, ręka-noga, noga-oko, ręka-oko-mózg na ścianie. Matka od samego początku rozwój swojego dziecka ocenia przy pomocy odkurzacza.
Tak, dobrze przeczytaliście. Odkurzacza. Zelmera dokładniej, ale to prawdopodobnie bez znaczenia. Tak więc ocenia Matka rozwój swojego dziecka przy pomocy odkurzacza. I wniosek ma taki: dziecko się rozwija. Czyli, że dobrze. Są też inne wnioski, na przykład: wraz z rozwojem dziecka wprost proporcjonalnie rośnie częstotliwość odkurzania, wydłuża się czas tegoż odkurzania, rosną rachunki za prąd, a powierzchnia wymagająca odkurzenia jest traktowana coraz bardziej, jak to się mówi, po macoszemu (choć tak naprawdę to po synowemu).
Ale po kolei. Bo Matka od wniosków zaczęła. A przecież jak się bada to wnioski winny być wysnute na końcu. Już trudno.
Matka bada poprzez obserwację. Toteż opowie Wam, co przez ostatnie dwa lata z hakiem zaobserwowała.


1) Jakoś szczególnie nad czynnością odkurzania nigdy się nie zastanawiała. Ot, po prostu coś co się robi i już - domowy obowiązek z tych raczej mniej upierdliwych - porównując np. z prasowaniem - 10/15 minut i po sprawie. Nie za często, bo - wiadomo - w sterylnych warunkach to też nie zdrowo ;-)
Aż zaszła Matka w ciążę.
Na początku nic. Normalnie. Ale kolejno, z każdym miesiącem, rósł w głowie Matki tzw. syndrom wicia gniazda. A urósł, wierzcie mi, do pokaźnych rozmiarów. Z każdym miesiącem sprzątania, segregowana, porządkowania a także odkurzania było coraz więcej. Nie było w domu kąta, który nie zostałby przez Matkę ogarnięty. Po to, by w 8. miesiącu zarządzić remont wszystkich pomieszczeń i zacząć sprzątanie od nowa.

2) A 2 kwietnia 2012 przyjechał ze szpital do domu taki mały berbeć. Fajny. Ale strasznie absorbujący. Matka naczytała się tych wszystkich gazetek o maluszkach, pieluszkach, cycuszkach, cacuszkach i pępuszkach i wyczytała żeby nie chodzić przy takim na paluszkach, że normalnie funkcjonować kiedy dziecko śpi (o ile ktokolwiek kiedykolwiek normalnie funkcjonował z noworodkiem w domu), hałasować jeśli trzeba - dziecko ma się przyzwyczajać i wsio. Więc funkcjonowała Matka na tyle normalnie, na ile pozwalała jej bulgocąca zupa z hormonów, która rozpuściła jej mózg przy porodzie, nie szeptała, nie chodziła na palcach. Ale tego odkurzacza to trochę się bała. Nie dlatego, że jego dźwięk miałby wystraszyć jej świeżutkiego Pierworodnego. Po prostu zna przypadki, kiedy dziecko bez ryku odkurzacza nie mogło zasnąć, a odkurzacz był włączony non stop przez 3 godziny dziennie, codziennie. Zapobiegliwa Matka, by broń Boże do tego nie dopuścić, na początku odkurzała tylko w porach największej aktywności Syna.
Aż pewnego dnia odważyła się odkurzyć, kiedy Pierworodny spał.
- Ty, pacz, śpi dalej. W ogóle go to nie rusza. - Uradowana odkurzyła całe mieszkanie, nawet pod łóżeczkiem śpiącego Syna. No! dziecko śpi, mieszkanie posprzątane, fajrancik i chilloucik. Wyłączyła odkurzacz. O-o-ł. A to niespodzianka. Okazało się, że Pierworodny urodził się z funkcją budzenia się nie od hałasu, tylko zaraz po tym, gdy ten hałas ustanie - i to niezależnie od tego czy spał 15 minut czy 4 godziny.
W związku z tym przez kilka miesięcy miała Matka wymówkę, by mawiać, trochę teatralnie, najbardziej zmarnowanym i zmęczonym głosem, "Nawet nie miałam kiedy odkurzyć" - i choćby Syn tego dnia przespał i 10 godzin, była to prawda.

3) Minęło kilka tygodni, może miesięcy, jak Matka zauważyła, że dźwięk odkurzacza zaczął działać na Pierworodnego kojąco.
To był fajny etap. To był dobry etap. To był etap, który mógłby trwać do teraz.
To był czas, kiedy ryk silnika odkurzacza kojarzył się Matce i Synowi z łagodnym szumem wiatru na bieszczadzkiej połoninie, głośny rumor był dla obojga niczym uśmierzający kompres na rozpalone czoło, niczym balsamiczny powiew morskiej bryzy w najgorętszy dzień lata. Był to czas, gdy Matka zostawiała sobie odkurzanie na najbardziej newralgiczny moment dnia, kiedy wiedziała, że jeszcze chwila a poziom jej frustracji osiągnie szczyt, a kiedy to się stanie, zacznie z tego szczytu się staczać i tworząc po drodze efekt kuli śnieżnej zniszczy wszystko, co napotka na swojej drodze. Zostawiała sobie na moment, w którym poziom wkurzenia Pierworodnego również osiągał swój szczyt i już sam Syn nie wiedział czy w danej chwili bardziej ma dość własnej matki czy bardziej chce żeby ta matka go wciąż nosiła, nosiła i nosiła. Zostawiała sobie na moment, w którym ząbkowanie mówiło szatanowi: "możesz mi lizać buty, niedojdo".
Wtedy Matka sięgała po tajną broń. A jej użycie miała odpowiednio rozplanowane. Wyciągała tzw. leżaczek-bujaczek, który w domu jakoś nigdy nie cieszył się zbyt dużą popularnością i w zasadzie doszło do tego, że jego jedynym zadaniem było ułatwianie odkurzania (i pomyśleć, że choć kupiony używany, był droższy od nowego odkurzacza). Na środku pokoju sadzała w nim choćby najbardziej wkurzonego i zaryczanego Syna i włączała zbawienną maszynę. W jednej sekundzie Pierworodny zamieniał się w najbardziej zrelaksowanego bobasa w promieniu... no przynajmniej kabla od odkurzacza. Matka, mimo hałasu, nagle słyszała własne myśli a nieskomplikowane machanie plastikową rurą potrafiło ją tak odstresować, że starała się wydłużać tę czynność maksymalnie jak tylko mogła.
Był to czas, kiedy mieszkanie Matki było najlepiej odkurzone ever.

4) Niestety, nic nie trwa wiecznie. Z czasem, by cała akcja mogła dojść do skutku, Matka musiała wprowadzić element wygłupów i robienia show podczas biegania po domu ze sprzętem AGD, co nadal relaksowało Pierworodnego, ale już ją wręcz przeciwnie. Raz to można sobie zatańczyć, poskakać, pośpiewać, powyginać śmiało ciało. Dwa razy można. Ale żeby tak codziennie urządzać tańce, hulanki i swawole wokół  odkurzacza?

5) Wreszcie nadszedł ten etap, kiedy o wysiedzeniu w leżaczku choćby 10 minut nie było mowy. I tak, gdzieś między rurą a kablem, zaczął plątać się jeszcze Pierworodny. Początkowo, by dostać się jak najbliżej upragnionej i nieosiągalnej maszynerii, turlał się po podłodze, a po intensywnych, codziennych ćwiczeniach w tym zakresie w końcu udawało mu się nawet obierać właściwy kierunek. To był pierwszy stopień wtajemniczenia jaki osiągnął w kwestii samodzielnego przemieszczania się. Później, już jak ewolucja przykazała, zaczął pełzać. Następnie raczkować. Wspinać się na nóżki trzymając się odkurzacza i stawać przy nim nieśmiałe kroczki. Potem coraz pewniej chodzić. Aż w końcu wsiadł na odkurzacz i pojechał. Bo po co chodzić skoro można jeździć?

6) Samo jeżdżenie również przebiegało w paru etapach. Na początku trzymał się jedynie odkurzacza, klęcząc lub kucając i walił w niego na oślep rączkami, ciesząc się jak dziecko(?), gdy przypadkiem udało się mu znaleźć wyłącznik. Frajdę sprawiało to, że Matka lekko mu tym odkurzaczem odjeżdżała. Gorzej, gdy nie zauważyła, że ktoś przy odkurzaczu majstruje i odjeżdżała nagle, z impetem i za daleko, a majsterkowicz rył "zębami" w podłogę. Z czasem Pierworodny odkrył, że na odkurzaczu można usiąść. I znów frajda jak wyżej - czyli dopóty dopóki Matka miała świadomość tego, że wiezie pasażera na gapę. Ale małemu kaskaderowi i takie emocje na długo nie wystarczają. I żadnego problemu nie sprawia stanięcie sobie na odkurzaczu obiema stópkami i marzenie o jeździe bez trzymanki. Dla Matki zaś odkurzanie stało się ciężką orką, kiedy to wciąż musi oglądać się za siebie i jak nie ciągnie dodatkowych kilkunastu kilo, to zdejmuje tych rozbrykanych kilkanaście kilo z odkurzacza, żeby sobie zębów tak niedawno w bólach wyrżniętych nie wybiło. A do tego dochodzi jeszcze ciągłe i niespodziewane wyłączanie odkurzacza przez Pierworodnego. Bo tak. I tym sposobem odkurzanie 32-metrowego mieszkania może być przerywane średnio 32 razy, a Matka tę walkę kończy zdyszana jakby wysprzątała na kolanach 32 kilometry kwadratowe.

7) Z czasem, kiedy Syn Pierworodny stał się w pełni mobilny, jego zainteresowanie odkurzaniem nie osłabło, wręcz wzrosło. Zaczął przejawiać chęci pomocy uciśnionej domowymi obowiązkami Matce. Na szczęście na początek wystarczało mu, kiedy Matka, po przygotowaniu odkurzacza do użytku, dawała Synowi chwilę na zabawę. Biegał sobie 15 minut z wyłączonym sprzętem, a Matka miała spokój. Kawę mogła wypić. Albo zmywarkę wypakować. Oczywiście, niestety, nic nie trwa wiecznie. Zaczął Syn domagać się, by odkurzacz był włączony. Było jeszcze dość ugodowo - pozwalał Matce odkurzać, a Matka pozwalała mu sobie "pomagać" poprzez wspólne dźwiganie rury. Wkrótce i to okazało się niewystarczające. Opracowała nową taktykę. Zaczęła wręczać Pierworodnemu pierwszą część rury ze szczotką. On mógł sobie machać tym do woli i udawać, że sprząta, nie czując żeby Matka zagrażała jego potrzebie samodzielności. A w tym czasie Matka, niczym ten Kopciuszek, mogła zasuwać z resztą sprzętu, zaczynając od najciemniejszych zakamarków mieszkania i licząc, że nim dojdzie do otwartych przestrzeni, Synowi zabawa się znudzi a ona odzyska szczotkę oraz pionową postawę homo erectus.

8) Nie doceniała Matka tego, co miała jeszcze nie tak dawno. Nie doceniała. To teraz ma. Obecnie trwa etap, kiedy to Pierworodny łaskawie pozwala Matce biegać po mieszkaniu z samą rurą ze szczotką, podczas gdy on w tym czasie "odkurza". Matka, totalnie chyba pozbawiona wyobraźni, w pomroczności jakiejś, zupełnie bez umiejętności łączenia faktów i przewidywania na ich podstawie zdarzeń, jakby własnego dziecka nie znała, pokazała Pierworodnemu, że rurę włączonego odkurzacza można np. przyssać do ręki albo stópki, albo też (głupia Matka! głupia Matka!!!) można przyssać jakiś przedmiot i go w ten sposób unieść.
No to sobie teraz wyobraźcie... Pierworodny jest teraz gotów codziennie "odkurzać" wszystkie swoje zabawki. I nie tylko zabawki. A Matce każe biegać po domu z samą szczotką i udawać, że sprząta. Bawi go dźwięk łopotania wciąganej przez odkurzacz koszulki, którą ma na sobie, przysysa rurę do skarpetki na swojej stopie, do nogi Matki, do komody, kanapy, poduszek, pościeli, unosi samochodziki, pluszaki, kartki, buty...
W efekcie, mimo zastraszająco rosnącego zużycia energii, wydłużającego się wciąż czasu odkurzania i poziomu zmęczenia Matki, podłogi w mieszkaniu jeszcze nie były tak zapuszczone. Never.

Jaki może być następny etap? Jak się na niego psychicznie przygotować? Czy już chować wszelkie śrubokręty w obawie, że Syn będzie chciał ogarnąć "jak to ustrojstwo działa?"...
Jak żyć w kurzu, hałasie i z rosnącymi rachunkami za prąd?
Jak życia użyć tak by nie nakurzyć?
Jak żyć z odkurzającym dwulatkiem?
Jak go nie wkurzyć a samej odkurzyć?
Jak się nie wkurzać, gdy on odkurza?
Jak się nie wkurzać, gdy on nie odkurza?

Kurza stopa, no nie wiem...

15 komentarzy:

  1. Hihi, świetna historia! U nas jest tak, że jeśli akuratnie Elunia nie gryzie kabla, a Wiki nie wyłącza odkurzacza, to znaczy, że obie panny trzymają ze mną rurę i odkurzamy razem... W tempie małych kroczków Elutka. Przy czym metrów w pałacu mamy 60, więc tych małych kroczków trochę się nazbiera. I tak mijają pory roku, a my kończymy odkurzanie przedpokoju i żółwim tempem człapiemy do salonu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha :) uśmiałam się. U nas na początku można było odkurzać przy spiącym dziecku i nic się nie działo. Za to teraz uwielbia odkurzacz, ale uwaga tylko wyłączony. Jak włączamy to od razu ucieka :D śmiesznie to wygląda. Nauczył się skubaniec otwierać pojemniczek na śmieci, więc trzeba mieć go na oku, a najlepiej trzymać odkurzacz poza jego zasięgiem. Czasem "zasysam" mu koszulkę albo brzuchol, żeby się przyzwyczajał ;) A rada hmmm są dwie opcje - albo wręczyć cały odkurzacz i niech wszystko odkurza sam, albo zepsuć odkurzacz i powiedzieć że już nie ma ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wniosek wyciągam taki: nie będzie odkurzacza na nowym mieszkaniu!W ruch pójdzie miotła albo obrośniemy w brud :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naiwna! Z miotłą jest podobnie. Tylko rachunki nie rosną. Za to kurzu więcej. Ja miotłę wyciągam w tajemnicy przed dzieckiem ;-)

      Usuń
    2. Nasza obecnie jest na etapie "odkurzacz - beee" i jak tylko go wyciągamy,,ucieka do drugiego pokoju :))

      Usuń
  4. Oplułam monitor:D
    U nas było i jest baardzo podobnie. Był etap, że odkurzałam do każdej drzemki a gdy Mała obudziła się zbyt wcześnie to dawaj o 6 trochę poodkurzałam i spała dalej:D
    Teraz jako prawie 20miesięczniak siada na niego, sama chce sprzątać albo wyłącza mi go ciągle lub zwija kabel... Eh...

    OdpowiedzUsuń
  5. A mój 1,5-roczniak, jak niegdyś słodko zasypiał przy włączonej farelce i jak nic sobie nie robił z odkurzacza, tak teraz boi się go panicznie, w rezultacie do odkurzania są u nas potrzebne dwie osoby - jedna wyprowadza młodego z domu, a druga odkurza. Jako że zwykle niełatwo to zorganizować, mieszkanie jest odkurzane najwyżej raz w tygodniu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki będzie następny etap? Ja Ci powiem Matko. Następny etap, to porzucenie odkurzacza, jako przestarzałej zabawki, na rzecz głośnego domagania się cudów techniki, np. i-cośtam, smart-cośtam. I nie ciesz się Matko - wcale Cię to nie ucieszy, w duchu będziesz z czułością wspominała bieganie młodego z przyssaną zabawką do rury odkurzacza. Etap ostateczny to : Synu odkurz swój pokój, Synu odkurz swój pokój, Synu odkurz swój pokój, Synuuuuu.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ju mejd maj dej - jak to się teraz modnie mawia na internetach. Mówisz, że będzie miał swój pokój??? Jupiii :-D A niech ma tam nawet syf nieziemski, byle był to już tylko jego syf ;-)

      Usuń
    2. Ano widzisz i z każdej sytuacji pozytywy wysnuć można i tego się trzymajmy! A pokój będzie miał na pewno - kilka lat dziecięcego jęczenia i w kamieniołomach się zatrudnicie, żeby ten pokój mu zapewnić :)

      Usuń
  7. Dzięki Tobie wiem, że rozwój mojego dziecka przebiega prawidłowo... I ogarnął mną blady strach, bo przed nami cykl rozwojowy nr 8...

    OdpowiedzUsuń
  8. Żyć z odkurzającym dwulatkiem? Się da się. Ale kosztem tak jak mówisz rosnących opłat za prąd i ćwiczenia cierpliwości bo "dziecko jak już odkurzasz to przesuń się o milimetr chociaż dalej bo ten centymetr kwadraty ze wszelkich roztoczy już z pewnością wydezynfekowany ;)"

    A jak już bardzo będzie źle to zawsze można zainwestować w miotłę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ja miotły nie mam? Przecież nie będę Was zanudzała opowieściami o każdym sprzęcie bądź przedmiocie użytkowym z zakresu gospodarstwa domowego, który fascynuje dwulatka ;-) Jak pisałam już w odpowiedzi na komentarz wyżej, miotłę mam, ale używam z reguły w tajemnicy przed dzieckiem - zmiotką i szufelką pozwalam mu sobie poużywać ;-)

      Usuń