sobota, 20 kwietnia 2013

Top Fajf najdziwniejszych zachowań Syna Pierworodnego przy posiłkach

1) Jedzenie z nogami w górze. Od samego początku Pierworodny miał zwyczaj siadania na krzesełku do karmienia z nogami wywalonymi na zamontowanej do krzesełka tacy. W takiej półleżącej pozycji "na prezesa" wszystko jakoś lepiej mu smakowało i znacznie ułatwiało ubrudzenie się od stóp do głów. Wyjmowane z buzi porcje jedzenia wciskane były między paluszki u stóp. Cholera, te małe stópki nawet wysmarowane papką z dyni są przesłodkie. Zwyczaj umarł śmiercią naturalną dopiero, kiedy Syn urósł na tyle, że zabrakło mu miejsca na przełożenie nóżek.

2) Jedzenie ze słoików. Pewnego dnia Syn zastrajkował i zaczął marudzić na widok obiadków przygotowywanych samodzielnie przez Matkę. Bez problemu zjadał słoiczkowe gotowce dlatego Matka, w imię własnych zasad i oszczędzenia domowego budżetu, musiała uciec się do przechytrzenia Syna. Zaczęła samorobne zupki pakować do słoików. Problem z niejedzeniem się skończył. Pozostał problem ze słoikami. Na szczęście przeszedł do historii kilka dni temu.

3) Jedzenie od najmniejszego do największego. Przez jakiś czas Pierworodny jadł według własnego systemu. Kiedy Matka kładła przed nim kilka kawałków jedzenia - warzyw, chrupków, wafelków ryżowych, czegokolwiek. Syn zawsze najpierw je obserwował, po czym wybierał najmniejszy. Jeżeli w trakcie jego przeżuwania Matka coś dołożyła, wyjmował to co miał w buzi, porównywał wszystko ze sobą jeszcze raz i albo wracał do wybranej opcji albo zmieniał swój wybór. Na początku nikt Matce w to nie wierzył. Na szczęście za świadka posłużyła Matka Matki. Przeszło samo.

4) Mina "ale to ohydne" i otwieranie paszczy po jeszcze. Pierwsze dwa - trzy miesiące poznawania nowych pokarmów związane były z tym, że cokolwiek nowego Pierworodny próbował zawsze robił tę samą minkę, jakby jeszcze niczego tak paskudnego nie jadł. Zaraz po tym w pośpiechu otwierał buzię w oczekiwaniu na kolejną łyżeczkę i znów robił tę samą minkę - całą skrzywioną i zniesmaczoną. Tak było z każdą nowością. Jeszcze teraz, okazjonalnie, się to zdarza.

5) Umiejętność pokonania każdego(!) śliniaka i ubrudzenia się od przestrzeni pod paznokciami u nóg (wbrew pozorom trudnej do wyczyszczenia u niemowlaka) po sam czubek głowy. Nie zapominał też o wnętrzu ucha czy nosa, wcieraniu we włosy, wlepianiu w zgięcia pod kolankami, zalepianiu oczu. Kawałki jedzenia znajdowała Matka nawet w pampersie (kawałki świeżego jedzenia, nie chodzi o takie już przetrawione) - mimo ubranych bodziaków i śliniaka z rękawkami zapiętego pod szyję. Obecnie jest już lepiej. Śliniaczki zaczynają sobie radzić na tyle, że nie trzeba dziecka rozbierać do jedzenia, choć nadal nie łatwo jest po posiłku domyć buzię a czasem i włosy.

Każde z wymienionych zachowań trwało dłużej niż 2 tygodnie. Tych jednorazowych Matka nawet nie starała się zapamiętywać. Kolejność punktów jest przypadkowa i można ją ustalić według własnego uznania.

5 komentarzy:

  1. muszę się przyznać, że tak fajnie czyta się tego bloga, że zaglądam tu kilka razy dziennie sprawdzając czy może przypadkiem czegoś nie dodałaś:) wciąga jak Harry Potter:)

    OdpowiedzUsuń
  2. my właśnie na etapie punktu czwartego :D reakcja zwłaszcza na marchewkę, tylko oprócz minki "ohyda, bleee", jest otwarta buzia, na języku właśnie przeżuwany kawałek jedzenia i oczy mówiące: co ja mam z tym zrobić, bo przecież nie połknę a wypluć mi szkoda :D
    ciekawe co jeszcze te Dzieciory wymyślą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. u nas czwórka trwa cały czas, zresztą opisywałam to... mina pt. "jakie to okropne" i otwarta buzia czekająca na jeszcze :D

    OdpowiedzUsuń