Do tej pory Matka miała mieszane uczucia. Bo w zasadzie to tylko się cieszyć kiedy Teściowie przyjeżdżają raz czy dwa razy do roku, od wielkiego dzwona i kiedy się nie ma ich co chwilę na głowie. Spokój, zero stresu, nie ma kłopotu. Z drugiej strony jednak można by w końcu strzelić focha, gdy przez cały rok życia wnuka przyjeżdżają jedynie dwa razy - tydzień po narodzinach, czyli w zeszłoroczne Święta Wielkanocne, żeby go poznać, i na chrzciny, kiedy miał blisko pół roku. Za każdym razem zjawiając się na jakąś godzinę przed czasem, na który zostali zaproszeni, czyli w momencie najgorszego harmidru w mieszkaniu, gdy trwało największe zamieszanie i nic nie było jeszcze dopięte na ostatni guzik przed przybyciem gości - luz, Matka przywykła i do tego, chociaż jest to dla niej wkurzające o wiele bardziej od godzinnego spóźnienia się.
Ale teraz Matka pękła. Oficjalnie postanowiła. Jest obrażona. I w dodatku czeka na oficjalne przeprosiny. Miarka się przebrała. W dniu pierwszego przyjęcia urodzinowego Syna, tylko dlatego że Ojciec Pierworodnego zadzwonił do Rodziców, dowiedziała się że Dziadowie i Chrzestny, czyli Brat Ojca, nie przyjadą. Szybko, bo już koło południa, podczas gdy przyjęcie zaplanowane było na 15-tą. Kiedy swego czasu informowali, że nie przyjadą na pierwszą rocznicę ślubu Matki i Ojca byli już pół godziny na nią spóźnieni a jedzenie stygło na stole, więc tym razem i tak wykazali się dużą klasą.
Tym razem Matka ma dość. Przez ponad 8 lat na różne rzeczy przymykała oczy. Wiele tolerowała i przemilczała, setki razy liczyła do dziesięciu. Ale kiedy chodzi o Syna Pierworodnego Matka staje się zasadnicza i waleczna. I łatwo nie odpuszcza.
Mata ma dość i jest wkurwiona jak sto pięćdziesiąt. Ma dość wymówek, z których można by wysnuć wniosek, że ma do Teściów bliżej niż oni do niej. Ma dość słuchania, że Syn Pierworodny jest bardziej związany z Matką Matki niż z Matą Ojca. No jest! Jak ma nie być? Uwielbia swoją Babcię, bo ta mimo że dużo pracuje, gdy tylko ma trochę czasu jedzie godzinę autobusem aby móc się z nim pobawić na podłodze czy zabrać go na spacer. Matka Ojca chociaż jest na emeryturze uważa że jest bardziej zapracowana i trudniej jej się wybrać. Bo to jednak 100 km. I jedna przesiada. I co z tego że dysponuje samochodem skoro Ojciec Ojca tyle pracuje, że samochodem to też problem się wybrać... bla, bla, bla. Sranie w banie.
Matka jest wścieła. Matka ma dość. I nie wyluzuje. O!
Też bym nie odpuściła. Bardzo nie ładnie się zachowują - delikatnie mówiąc. Choć z drugiej strony... ja do teściów mam może z 500 metrów... i ciągle się zastanawiam czy to nie za blisko??
OdpowiedzUsuńNie dziwię się. Mnie ostatnio też krew zalała kiedy jaśnie państwo zjawiło swię 2 h przed imprezą. Trzeba wtedy zabawiać, interesować się, a do zrobienia jest mnóstwo rzeczy..
OdpowiedzUsuńnie dziwię Ci się,że się wściekłaś. Moi tesciowie Zu widzieli gdy miała 4m a Zosi wcale...
OdpowiedzUsuńTak jest, trzeba walczyć!
OdpowiedzUsuń